KategoriaLiryka

Parapet

P

Teraz do tego okna podchodzę na palcach
choć jeszcze do przedwczoraj traktowałem szorstko
leniwe płachty zasłon. Teraz ich się boję,
bo właśnie wczoraj słońce mi eksplodowało
a francuska żaluzja skroiła nieboskłon
w błękitnoszary makaron. Teraz jest już dobrze
bo mogę myśleć o tym bez zmrużenia oczu.

Kapało na parapet. Przecież to już jesień
więc kapało na biały obojętny lakier,
mały złoty telefon wlewał coś do ucha
słońca eksplodowały i mgliła się szyba

Kapało na parapet. Na dole ulicą
pocięci w małe paski wędrowali ludzie
poszatkowanym chodnikiem a ścinki gołębi
przysiadały na cienkich fragmentach gałęzi.

Naucz się żyć w tym świecie skacząc odtąd zawsze
tylko z paska na pasek, z fragmentu na fragment.
Pod słońcem tykającym jak pękata bomba
z tym telefonem w uchu i zamgloną szybą.

K. Ś.

K

Oto drży ziemia i zamarza wino
i grzbiet wypręża biała śniegu pleśń
sań czterokonną srebrną gilotyną
mknie pod pierzyną
Królowa Ś.

Pobiegnę za nią na sznurze szalika
połyskiwaniem uśmiechniętych podków
patrzeć w jej włosy o zachodzie słońca
czy dalej będą
mieszać śnieg i niebo

Pójdę na kresy ludzkich alfabetów
gdzie iks i igrek, gdzie czarna omega
ponad ostatnią puszką samogłosek
zasnę wdychajac
zapach białych futer

Zagramy wtedy w lśniące kostki lodu
w mroźny spirytus wypity o świcie
o moje palce w jej srebrzystych włosach
o krę co rośnie w przeręblu powieki

Oto drży ziemia i zamarza wino
i grzbiet wypręża biała śniegu pleśń
sań czterokonną srebrną gilotyną
mknie pod pierzyną
Królowa Ś.

Depesze

D

“Na bliskim wschodzie mego łóżka
eksplodowała pułapka-poduszka
i skutkiem tego złamania reguł
sypiam od wczoraj na zachodnim brzegu.”

To pewnie zła wiadomość
ale na tle błękitnym nadal kręci się Ziemia
a mimo groźnych znaczeń wyrazy suną przez ekran
ze spokojem hiszpańskiej procesji
prowadzonej przez duże T.

“Z naszych poufnych danych wynika
że wczoraj blisko zamrażalnika
pewne wypadki poszły w kierunku
ochłodzenia wzajemnych stosunków.”

To nic bo przecież wskaźniki giełdowe
łagodnie obmywają zapiaszczone stopy
i żadna z walut nie daje się zepchnąć z kursu.
Inwestorzy zachowują spokój

“Jak donosi korespondent, po kolacji
nie zamknięto drugiej rundy negocjacji
ustalenia kto się zajmie naczyniami
poczyniono już za zamkniętymi drzwiami”

Ale co kwadrans nieodmiennie rozbrzmiewają fanfary
grają werble i trąby obwieszczają porządek.
W lewym dolnym ekranu dobrze chodzi zegar
z prędkością czterech węzłów i błyszczących spinek
od uczesanych krawatów od białych mankietów
w dokładnie określonych stałych punktach kadru.

Z zapałem zegarmistrza śledzimy mechanizm
litując się nad tymi którzy przed północą
muszą karmić tęczówki chaosem ogniska
bez pewności i jutra o tej samej porze.

Nagły dreszcz

N

Czy wiesz co ona wtedy czuje gdy ją przenika nagły dreszcz?
Może się czuje wtedy naga, bluzka odchodzi jej od skóry
i nagle czuje się jak tragarz nosząc fiolety i purpury
gdy zamiast tego by wystarczył drobny wiosenny ciepły deszcz.

Albo się czuje przeziębiona gdy ją przenika nagły dreszcz
wtedy herbatę pije z malin, wkłada cieplejsze okulary
by obserwować to co w dali w ciepłych skarpetkach nie do pary
a dreszcz porasta ją otula jak miękką ziemię szary perz.

Ona się czuje niespokojna gdy ją przenika nagły dreszcz
jakby dotknięta niespodzianie w najgłębszej duszy czuły spód
tam gdzie nie można już się cofnąć, tam gdzie się mówi tylko “bierz”

Ona się czuje zawiedziona gdy zamiast żaru czuje chłód
gdy tylko jest podgorączkowa, gdy tylko lekarz mówi “leż”
a dreszcz nie z tych ogarniających. No może trochę. Tak ciut-ciut.

Potencjalnie ruda

P

Gdzieś tam, przy jakiejś kuchni dusisz cielęcinę
i pewnie ciasny fartuch opina Cię w udach
i słyszałem, że jesteś potencjalnie ruda
i smutna w tym duszeniu. Gdyby znać przyczynę

ma smutna Desdemono pociemnienia źrenic,
tej wieczornej tęsknoty, niepokoju palców
na uchwycie patelni (trzeba dodać smalcu)
można by coś poradzić. Na ten chłód kamienic

na pogodę nie w porę, na śnieg i na gardło
ściśnięte w taki wieczór nie wiadomo czemu
na wielkiej białej plaży wyginać się w kabłąk

na plecach dzikiej wydmy wydrapać poemat
tam gdzie oczy błękitne nie zazdroszczą chabrom
gdzie wiatr układa piasek wtedy gdy nas nie ma

Alpinista

A

Leci sobie alpinista
pułap – sześć tysięcy trzysta
Kryształową pruje przestrzeń
(o już sześć tysięcy dwieście)
Leci i rozkłada ręce
(przekraczając pięć dziewięćset)
i wpadając w desperację
w duchu klnie na grawitację

(Grawitację lży on w duchu
będąc w przyspieszonym ruchu)

Nic nie może zrobić więcej
(zszedł poniżej pięciu pięćset)
Cóż właściwie zrobić można?
Grawitacja jest przemożna.

Leci sobie alpinista
ładnie leci – nic nie śwista
Jest prócz zalet swoich licznych
dość aerodynamiczny.

Szybciej leci mógłbym przysiąc
(właśnie minął czwarty tysiąc)
i powietrza niecny opór
się we znaki daje chłopu,
bo się cieplej robi kapkę.
Trzy osiemset. Ściągnął czapkę.
Potem szalik i trzewiczki,
w końcu ciepłe rękawiczki.
Już nie będzie ciepła czuł.
Miły przewiew. Trzy i pół.

Leci sobie alpinista,
śnieg bieleje, woda czysta,
gdzieś w oddali szumi las.
Z alpinistą leci czas.

(rozumiecie moje dzieci:
czas mu bardzo szybko leci)

Jest mu chyba trochę łyso
Tylko trochę
(równy tysiąc)
No bo w sumie żył on z sensem.
Pełnią życia.
(już osiemset)

Mówi w końcu alpinista
(coraz szybciej – już czterysta)
“Wierzcie mi lub mi nie wierzcie
ale powiem (równe dwieście),
że niedobrze leźć na stok
(sto pięćdziesiąt, teraz sto)
wraz z dłużnikiem, który niesie…”

Na tym skończył
Minus dziesięć.

Nudne życie drapieżnika

N

Kot nie jest. Kot tylko czasem się pojawia
by jeść lub ostrzyć pazury o fotel
co z tego że mięciutki i oczy ma złote
albo że na dywanie rozkosznie się gnie –
w istocie jest stworzeniem
żyjącym we śnie.

Żyje we śnie. I w śnie śni
zagnieżdżone sny.

I szlag nas może trafić
na tę cholerną szczeżuję
że u nas tylko żuje
a tam się realizuje

My się tu zamartwiamy czy dobry ma czy zły sen
a ten skurczybyk dwie dniówki
dziennie jest lwem lub tygrysem

Ponadto podejrzewam
że nasze tygrysy i lwy
to wyżej wymiarowych
kotów drzemeczki i sny

Kot nie jest. Kot tylko czasem się pojawia
gdy zgłodnieje. Naprawdę to nie ma go wcale
Widzimy skrawek kota bo przez większość życia
ogląda seriale.

Skarpetki 55

S

To banalne westchnienie nad losem nielekkim
w każdy szary poranek, na urwisku łóżka
gdy pozostało tylko założyć skarpetki

bez nadziei, że jutro ktoś tę passę przetnie
że w rześki okrzyk zmieni jakaś dobra wróżka
to banalne westchnienie nad losem nielekkim

Lecz może z drugiej strony warto dożyć setki
gdy cena jest tak niska – jedna, druga nóżka
skoro zostało tylko założyć skarpetki

potem wstać, wyjść, nie myśleć ani chwili przed kim
trzeba będzie ukrywać ​na nerwów koniuszkach
to banalne westchnienie nad losem nielekkim

skoczyć z krawędzi łóżka wierząc, że to nie klif
że gdzieś poniżej czeka bezpieczna poduszka
że pozostało tylko założyć skarpetki

Szarość, ruch na ulicy i sygnał karetki
a nas nadal uwiera z uporem okruszka
to banalne westchnienie nad losem nielekkim
gdy pozostało tylko założyć skarpetki

Suchowilgotność

S

W jedne noce językiem suchym
nie ukoi papierowych ust
na pościeli trzeszczącej jak chrust
niemo krzyczy w szarzejący sufit

W inne noce okna mdleją od pary
gdy opada i się wznosi na nowo
blady sufit rozgwieżdżają nad głową
reflektory nocnych autokarów

Potem może na boku się kładzie
w sen zsunięta, zdyszana, na skrót
w wibrującej jeszcze w środku ekstazie

drażni śpiący już, mruczący głód
kiedy niczym kark tygrysa gładzi
roziskrzone wnętrze swoich ud

Twój kierowca zaraz podjedzie

T

Więc buty. Nagle i na jednej nodze
i niesforne sznurówki. Oto trzeba jechać
choć nadal mnie otula ciepło przedpokoju
i mam ten tradycyjnie niezapięty guzik

czapka, torba, telefon
zamykana bramka

Nic nie mów Vladimirze
jeszcze mnie tu nie ma
rozumiesz Vladimirze jeszcze jedną chwilę
czuję na szyi krawat przytrzaśnięty drzwiami
i szok jak po wpadnięciu w wieczór
jak w przerębel

Jedźmy nie rozmawiając.
Mam teraz na ustach
za dużo żeby choćby
wypowiedzieć słowo.

Kategorie

Instagram