KategoriaLiryka

Więcej

W

“Czy ma pan tego więcej?” – Nie
ale będę miał jutro, będę miał za chwilę
gdy tylko ulicą przejedzie następny czerwony samochód
albo pod oknem przejdzie łysy w okularach.
Bo póki mnie nie zabije kolejna mocna herbata
pita porankiem na czczo, więcej jest na pustych
rewersach stron co płyną z podajnika drukarki
na starych wyblakłych rachunkach po dawno zjedzonych rzeczach
więcej jest, więcej będzie, więcej zaraz wracam
wpatrzone w brudną kałużę, szczerzące się do śmietników
odgadujące zdania spisane sieciami drutów
ponad wąwozem ulicy. Więcej się zagoi
zrośnie się, samonaprawi, więc proszę nie regulować
więc proszę cię bądź ze mną, więcej jest w rozkładzie
i chociaż opóźnienie może ulec zmianie
nie ulegaj wrażeniu że nie ma już więcej.

Noc. Uchyliłem okno. Uchyliłem wyroki
i wpadło mi do pokoju, pod stopy, trzepoczące
trzymam je teraz w czapce i poję herbatą
po mnie ma profil nosa a oczy po tobie.

Pod ścianą

P

Ujęcie jak z thrillera: ona, ściana i cień
i nie wiadomo co teraz. Lecz ona potrafi chodzić
po ścianach równie łatwo jak inni chodzą po wodzie
jedna rysa wystarczy i znika wysoko hen.

Ujęcie jak ze snu: ona i ślepy kąt
ona i gruby mur. Lecz ona potrafi przechodzić
przez ściany z takim wdziękiem, że budzi to dreszcz i podziw
dotyka spojenia cegieł i już jest daleko stąd.

Wielokroć oglądałem jej strachem wznoszone piersi
kiedy mój cień na murze odprawiał złowieszczy tan
kiedy dźwięczały w mych dłoniach złowróżbne nożyce tercyn

lecz zawsze gdy jestem u celu, kiedy za chwilę mam
zgwałcić ją a zgwałconą pokornie ułożyć w wersy
ucieka mi wzwyż i na wylot, nieziemska Pani Ścian.

Pokaż

P

Pokaż mi co masz w środku. Na zimnej glazurze
rozpięta jak na podziałce, oświetlona białym
niepokojem – brzęk, lancet, prąd zmienny, prąd stały
kropla wody i igła i zaciek na rurze.

pokaż mi co masz w środku. Pod turbanem z tornad
pod śnieżnobiałą skórą, pod drżeniem kącików
ust, pod każdym z cieni i za każdym z mitów
pokaż mi gdzie masz prawdę. Już pora. Tak – pora.

ponoć starzy mistrzowie dociekali piękna
grzebiąc w mrocznych kostnicach i bojąc się podków
na okolicznych brukach. Teraz strach popękał

na kwadraty kafelków, na ciekawość dotknięć.
Pokaż gdzie jesteś twarda, pokaż gdzie jest miękko,
pokaż gdzie trzymasz piękno. Pokaż co masz w środku

Butik

B

Wysoki obcas obiecał mi wczoraj
wyższą stopę, kształt łydki i wypatrywanie
wytęsknionego kochanka na tłocznym peronie
mówił: chwile szczęśliwe liczy się na palcach
a ja potrafię Cię zabrać naprawdę wysoko.

Lecz jak go teraz znaleźć w tym pstrokatym tłumie
pełnym pasków i sprzączek gdzie jasne sandały
kuszą nas swoim śpiewnym “z nami nie upadniesz”
a kozaki brną w górę, do bezbronnych kolan
obiecując kłamliwie błyskawiczny zamek?

Ideą buta jest przecież nie zostawiać śladu
większego niż ostrze szpilki jest lekkość obrotu
na urażonej pięcie butnej bo obutej
jest ciągłe rozwiewanie nadziei na podbój
podeszwą która otula podbicie.

Dlatego Cię podglądam kiedy biegniesz boso
po fortepianie plaży trzymając za paski
rozbrykane jak psiaki lekkie pantofelki.
Nie ma drugich na świecie tak rytmicznych stóp.

Lubię to

L

Lubię sex – powiedziała gdy w skudlonej pościeli
znalazła wreszcie język – będę się już zbierać –
lecz tylko twarde pięści rozpuściła w palce
i podciągnęła wolno niebotyczne nogi
gestem prawie wstydliwym, przygryzając wargę
by przez otwarte usta nie wypadał krzyk.

Powracała do formy. Kiedy w chwilę potem
na parapecie okna paliła niespiesznie
nocnego papierosa, zdałem sobie sprawę
jak jej dobrze

w tej ramie, w prawym dolnym rogu
zamkniętej w czarny trójkąt
na bladym tle świtu.

Smak krągłych jabłek

S

Na początku, wszechświat był malowany
w kolorowe, grube anioły o puszystych skrzydłach.
Był domkiem, poskładanym z wielobarwnych świętych
obrazków, jajek, choinki, pod którą ogromny
archanioł gonił z mieczem dwoje nagich ludzi
winnych tego jedynie, że pragnęli poznać
smak krągłych jabłek.

Nie było w nim Boga.

Tylko historie pasterzy, samozwańczych królów,
brodatych proroków, wojen i ucieczek,
miast płonących o świcie i posłusznych głębin
były albo zmyśleniem albo metaforą
ikoną pokrywaną cienką warstwą złota
tak cienką że starczyło poskrobać paznokciem

żeby dotrzeć do deski, ściętej, heblowanej
prostą dłonią człowieka, który bał się śmierci

i zmyślił nieskończoność. Byle jak, tak tylko
żeby mu tam po śmierci nadal było dobrze
a ci, co go krzywdzili smażyli się w smole.
Taką właśnie niewielką, ludzką nieskończoność
w którą zawlókł czas, przestrzeń i grube łańcuchy
przyczynowo-skutkowe. Gdzie z drewna wyciosał
jeszcze jednego boga na swój wzrost i obraz,
obdarzył go potęgą oraz wolną wolą
zgromadzenia kapłanów.

Nadal nie ma Boga.

Tego który potrafił tak pomyśleć wszechświat
że od drobin atomu aż po galaktyki
zrobił się sam i działa i czy to przypadkiem
czy zupełnie celowo stworzył mnie bym o tym
mógł pomyśleć. Jak Stwórca.

Albo jak Przypadek. Syn Fluktuacji Kwantowej
i Okoliczności, Dziedzic panuniwersum którego nie może
ani porządnie zwiedzić ni zmieścić w umyśle.
Albo jak konsekwencja niewielkiej mutacji
co dała wielkim małpom nazbyt duży mózg

i myśli o czymś więcej niż kość i drapieżnik.
Mutacji, która wpędza nas w poszukiwanie
sensu swego istnienia, nas, tak bardzo pysznych
że zdaje nam się pewnikiem Najwyższa Istota
która specjalnie dla ludzi wymyśliła Cel,

co nas kocha tak bardzo, że od tysiącleci
nie odpowiada na listy. Pewnie siedzi w pracy
po godzinach pilnując chmur elektronowych
i spiralnych galaktyk i wpada do domu
jedynie na niedzielę ale nawet wtedy
czyta tylko gazetę.

Tą samą co zwykle.

Dziewczyna o zamkniętych oczach

D

Patrz na nią. Jeszcze odcięta od świata żyletką powieki
jest sama w sobie. Jej kontur wije się ciemną fosą
i z zewnątrz widać mgliście jak nad murami łopocą
pióra ognistych ptaków, mieszkańców nieb i piekieł.

Szaleństwo tam mieszka teraz. Za podniesionym mostem
jej palec przesuwa ludzi nakręca stroi i tworzy
tam gną się prawa fizyki a tutaj drgnienie nozdrzy
i uśmiech mikroskopijny. Jakie to wszystko proste

gdy oczy jeszcze zamknięte a za oczami bezkresy
poddane jedynowładczym kaprysom pięknej królowej
co kiedy chce – daje rozkosz, gdy chce – ma prawo powiesić

ona – kochanka kosmosu, co całe światy ma w sobie
bogini, nieokiełznana imperatorka wszechrzeczy
trzymanych ściśniętą dłonią za gilotyną powiek.

Niepokojąca linia

N

Twoje usta nade mną, twoje usta pode mną
zadzierzgnięte jak węzeł, rozrzucone niedbale
jak ulotny na kartce śnieżnobiałej szkic węglem
albo z twardych korali składający się sznur

To nie są takie usta, w których trzyma się słowa
skoro nawet pokątnie przynależy im raczej
strużka śliny niż dobrze odcedzone zdanie
jeśli język to żywy i zwinny jak wąż.

Twoje usta nade mną mają potężną władzę –
nawet zepchnięty do kolan będę do nich zmierzał
szukając ich na mapach smaków i zapachów
pełznąc ślepo przez Ciebie jak ślimak, jak żółw.

Oceanna

O

Kiedy ona patrzy na ocean, to ocean pierwszy spuszcza wzrok
nawet jeśli on jest południowy i ma plaże w koronach z palm
nie mam, szemrze, takiego błękitu i z odpływem ucieka w dal
porzucając zdziwione małże i rekiny odwrócone na bok

Kiedy ona patrzy prosto w niebo – te przykrywa się kocem z chmur
nawet jeśli to niebo Italii i malował je Rafael czy Gogh
a lokalni meteorolodzy klimatyczny przechodzą szok
kochankowie szukają hoteli by przed deszczem skryć swoją amour

W takich oczach zbyt łatwo utonąć, przy tych oczach stać powinien ratownik
po potrafią wciągnąć nieszczęśnika i zagubić go w sposób naganny
takie oczy to powinno się trzymać w jakiejś wieży lub jakiejś warowni

a nie tak ryzykownie na środku przeuroczej twarzy ślicznej panny
przez co teraz patrząc w błękit nieba i na słońca nieśmiały ognik
nie potrafię się pozbyć wrażenia, że spoglądam w oczy Oceanny

Sierpniowe usta

S

Dopiero pola zżęte. W skorupie orzecha
miąższ dopiero się myśli. Gdzieś na polnej ścieżce
gdzie trawa nadal pachnie jakimś letnim deszczem
ona się zatrzymała. Ona się uśmiecha.

Nosi na głowie niebo a na ustach kasztan
co łączy lato z jesienią wyuzdaną kładką
dotknięty tą sierpniową, słoneczną pomadką
nieomal niewidoczną, lekką jak apaszka.

A jest to proszę państwa uśmiech który bada
czy policzek gdy długo go uciskać ścierpnie
To uśmiech na granicy, który moze lada

moment wybuchnąć śmiechem. Ale popatrz – pięknie
jak to wieczorne słońce do snu się układa
na doskonałych ustach co nadal brzmią sierpniem

Kategorie

Instagram