KategoriaRiL

Rigoberto trzyma się poręczy

R

Kiedy przystaje na półpiętrze tyle ich już było 
dawno stracił rachunek pot na czole jesień
uspokajając płuca opiera się ciężko 
na mosiężnej poręczy złotej jak Lukrecja 
kiedy słońce się kłania gdy zapada wieczór

Lecz kiedy wraca oddech jego palce tańczą
przez chwilę na jej grzbiecie jakiś czuły pasaż
zanim nie pójdzie wyżej z nią przy swoim boku
wschodząc dzień w dzień po schodach
idąc w stronę strychu

Rigoberto rozmyśla o samotności

R

Zawsze irytowały go stare umywalki
z osobnymi kranami na wodę ciepłą i zimną
ale dmuchając w poparzone palce
znajdował w nich starannie przykręconą prawdę
o tym czym jest samotność

po drugiej stronie lustra biała duża wanna
i piana na dwa palce o czerwonych paznokciach
Lukrecja w rozmarzeniu głaszcze rozgrzane piersi
ale jest tam on tutaj dopóki nie wejdzie
w koszuli do jej wanny

czuje się samotność

Rigoberto liże płatek ucha

R

Nocne śpiewy muezzinów wprawiały go zawsze
w religijne wibracje. Brał wtedy na język
ucho Lukrecji.

i kiedy różowawe ucho stawało się ciałem
brał jej całe ciało wyrywając z nocy
wśród szatańskiego wrzenia przerażonych mew

w mieście kotów i żebrzącej pod murem Ocean

Świt zastawał ich zawsze bardzo zasupłanych
kiedy wciąż jeszcze senni wychodzili z siebie
w szarzejącą za oknem rozszumiałą Jutrznię.

Rigoberto jest

R

Kiedy ona myśli że go nie ma Rigoberto przegląda się w lustrze
przeciągając po twarzy żyletką jakby sprawdzał gdzie jest a gdzie nie
nie opuści miasta w którym mieszka co najwyżej kiedy się przestraszy
zaciśniętych panicznie uliczek będzie czasem nie wychodził z domu
i wyglądał oknami na deszcz.

Teraz wolno zdziera z siebie pianę odsłaniając całkiem nową skórę
jak zaskroniec, krewetka i krab. Nie potrzeba płonąć by się rodzić
człowiek rodzi się w wodzie
tak.

Rigoberto i czarne dziury

R

Wiedział, że to się stanie. Najpierw były małe
ginęły w nich słowa, myśli i lewe skarpetki
raczej ziarenka piasku niż bezkresne plaże
nieszkodliwe, nieważne, zdrapać można palcem

Ale czuł że urosną, że swoim zwyczajem
zaczną kroić wszechświaty na kawałki tortu
policzone, zważone, połknięte
i tyle

Teraz stoi na dachu patrzy na Ocean
gdzie łódź z piękną Lukrecją powoli zachodzi
za jeden z belitosnych horyzontów zdarzeń
zostawiając za sobą jedynie powidok
oślepiającej tęsknoty

Wiedział że tak będzie.
Co mu nie przeszkadzało w to szczerze nie wierzyć.

Portret Lukrecji

P

Na portrecie Lukrecja zawsze była naga
niby pornograficznie żadnych niedomówień
skrawka wstydu czy choćby rogu prześcieradła
wyłuskana z ciemności przez wschodzące właśnie
szaroróżowe słońce

Jeden jego promień sunął po smukłej łydce
trzymał ją kurczowo w swojej słonecznej paszczy
lizał ją i szarpał w rytmie w którym obraca się
planeta Ziemia

Rigoberto patrząc był bliski szaleństwa
z bezsilnej nienawiści do malarza, słońca
ruchu planet powietrza co wpada lufcikiem
i tak za każdym razem kiedy tylko spojrzał

zanim dochodził wzrokiem do dolnego rogu
w którym widniał inicjał
zamaszyste R.

Podczas kolacji

P

Podczas kolacji na tarasie Rigoberta uderza cisza
milkną nagle piskliwe widelce i bez celu poruszają sie usta
biesiadników dość tego dość zgiełku Rigoberto zostaje sam

przesuwając bezwiednym palcem po okręgu szklanego kieliszka
słyszy wycie alarmowych syren chlupot fal łomoczących o brzeg
jakiejś małej skalistej wyspy lecz poza tym nic nie ma nic nie ma

jest kolacja w przezroczystym bąblu i czerwony milczący pożar
jednookiego słońca serwetka kącik ust drżą mu palce
lecz lekko brzęk talerza gdzie jest gdzie jest

Nie marszcz się

N

Nie marszcz się teraz Lukrecjo szepnął Rigoberto
lustro i brzuch wciągniąty świetnie na mnie leżysz
ty także leżysz dobrze drogi Rigoberto
może za bardzo obcisły popatrz no w tych lustrach
jesteśmy jak figury tryumfowej karty
tak dalecy głowami i tak bliscy w pasie

więc może w poniedziałek włożę cię na szczęście
tyłem do przodu zapnę pod zimową kurtką
by jak mały lokalny gromowładny Zeus
strzelać iskrami z palców

Na szerokim tarasie

N

Na szerokim tarasie od morza Rigoberto zasypia nagle przewracając
kryształowy kieliszek wiatr furkocze w rozpiętej koszuli ale on jest
daleko daleko

nie ma go w domu teraz nie odbiera
telefonów i poczty
ignoruje blaszany dzwonek u drzwi
i mleczarza

uciekł do niej

pewnie właśnie teraz
rozplątuje z dziką cierpliwością
białe sznurki jej nowego gorsetu albo siedzi w całkiem innym fotelu
niespokojnie patrząc jak śpi

Lukrecja zmywa makijaż

L

Gdy Lukrecja zmywa makijaż
Wbrew ruchowi ściennych zegarów
to dokładnie przeciwnym ruchem
Rigoberto zmywa naczynia

Te kierunki zdają sie sprzyjać
Rozmazaniu i rozmarzeniu.
Ćma rozkwita miękko za uchem
Gdy Lukrecja zmywa makijaż

A tu węgorz w pianie się zwija.
Całe w kwiatch I podnieceniu
tańczą smoki chińskie i kruche
Rigoberto zmywa naczynia

Wacik spija czas co przemija
I dziesiątki zużytych godzin
w swoje białe stroi kożuchy
Gdy Lukrecja zmywa makijaż

Po czym nagle z piany wychynie
Na brzeg dumnie zejdzie ze spodka
żeby mógł ją wytrzeć do sucha
Rigoberto. Zmywa naczynia

Czas i przestrzeń. W przeciwnych wirach
Poplątanie I zawierucha
Gdy Lukrecja zmywa makijaż
Rigoberto zmywa naczynia

Kategorie

Instagram