Kiedy przystaje na półpiętrze tyle ich już było
dawno stracił rachunek pot na czole jesień
uspokajając płuca opiera się ciężko
na mosiężnej poręczy złotej jak Lukrecja
kiedy słońce się kłania gdy zapada wieczór
Lecz kiedy wraca oddech jego palce tańczą
przez chwilę na jej grzbiecie jakiś czuły pasaż
zanim nie pójdzie wyżej z nią przy swoim boku
wschodząc dzień w dzień po schodach
idąc w stronę strychu