AutorRafał Fagas

Idę

I

Ulicą pochyloną o przydrożnym świcie,
wąską, że się do łokci lepią kamienice
gdzie dachami do rynien spływa świergot ptaków
szedłem. Było mi rano. Było we mnie życie.

Potem kładka przez strumień. Kolorowe ryby
aut, węgorz autobusu, poranny wiatr przywiał
woń spalonego mleka co grubym kożuchem
przykryła trele ptaków i niebo nad nimi.

Niebo zresztą jest zbędne przy podziemnych przejściach,
w białokończonych tunelach o kamiennych ścianach
których porost plakatów jakoś się nie trzyma
żaden uliczny skrzypek nie zagrzeje miejsca.

Za kilka krótkich godzin będę tędy wracał
przejściem podziemnym prosto na warzywny sklepik
rozgarniając ulice co za mną zarosły
pochyłe ze starości w ten przydrożny wieczór.

Szeherezada

S

wieczorami opływa cię muślin jak powolne ławice meduz
kiedy leżysz na moim łóżku bosą stopą zdejmując ciżmę
a ja czekam czy dziś mnie zabierzesz do Afryki czy może na biegun
ty obracasz się wolno jak globus
jesteś mapą, loterią i piżmem

kiedy mówisz i kiedy milczysz, płyną wokół ławicami raje
a cekiny brzęczą historie i muśliny szumią jak morze
na zamglonym napiętym brzuchu szukam nowych dla siebie bajek
w tysiąc jeden rozedrganych palców
w tysiąc jeden elektrycznych węgorzy

jak wieloryb połykam w całości opowiadań koralowe wyspy
i na krótkim pospiesznym oddechu do następnej historii płynę
a cekinów morskie latarnie posyłają w ten wieczór błyski
gdy trzepoczesz się nieuchwytna, cała w srebrnych ławicach sardynek

Godzina dla Ziemi. Tej Ziemi.

G

W zeszłą sobotę, WWF zorganizowało akcję gaszenia światła, które to gaszenie ma podobno pomóc staruszce Ziemi. Nad wyraz chytrze akcję zaplanowano na godzinę w której na dworze (lub na polu, w zależności od zaboru) jest już ciemno, dzięki czemu akcja zdecydowanie zyskała na spektakularności.

Traf chciał, że byłem akurat wtedy w galerii (bo lubię światowe życie) handlowej, która ochoczo dołączając się do akcji WWF również postanowiła na godzinę światło przygasić. Niestety galeria nie poszła na całość i światło, jako się rzekło, tylko nieco przyćmiła zamiast zgasić je zupełnie, dostarczając w ten sposób wszystkim obecnym pretekstu do pysznej i nieskrępowanej obecnością kamer przemysłowych zabawy. Ale błąkając się z koszykiem po pogrążonych w półmroku meandrach marketu, otoczony przez fantastyczne, niewyraźne kształty chrupek z promocji, posępne sześciopaki piwa i wyszczerzone kubki z kefirem, miałem czas aby pomyśleć o tym jak bardzo potrzebna i pożyteczna może być taka akcja. Niekoniecznie dla Matki Ziemi (którą to wydarzenie, w odróżnieniu od Fileasa Fogga bynajmniej nie obeszło) ale np. dla ojców ziemian.

   Także Ty możesz wziąć udział w globalnym wydarzeniu. Wystarczy, że gdziekolwiek będziesz – zgasisz światło!  – krzyczy do nas strona internetowa WWF. W odpowiedzi na ten apel, starszy księgowy Dreptak Stanisław, zgasił światło i pod osłoną ciemności przeprowadził bilans młodszej referentki Miziakównej, zakończony dokładnym, komisyjnym (z kolegą) audytem. W innym punkcie miasta, lekko tylko nietrzeźwy motorniczy Korben Waldemar, otwierając kolejne piwo o szafkę z bezpiecznikami, wywołał zwarcie które mimowolnie dołączyło do akcji WWF całą komunikację tramwajową. A aktywista “zielonych”, Karmin Edward, przyłączając się do protestu, wyłączył na godzinę agregaty chłodzące reaktor atomowy w Rębieszewie.

Jednocześnie grupy ideowej młodzieży powykręcały wszystkie żarówki w windach i na klatkach schodowych, po czym złożyły uroczystą przysięgę że nigdy ale to nigdy nie będą piły alkoholu lampkami. Górnik Walczak Ignacy, wracając z szychty, zgasił jedną celną ripostą swojego teścia a w pobliskim szpitalu miejskim, staraniem personelu medycznego – zgasło kilku pacjentów.

   Wyłączenie świateł tego samego dnia o określonej porze przez ludzi na całym świecie prawdopodobnie okaże się najgłośniejszym jak dotąd komunikatem opinii publicznej w sprawie pilnej potrzeby podjęcia globalnych działań przeciwko nadmiernemu ocieplaniu się Ziemi. ? mówi Stępniewski. – czytamy na stronie WWF. Czytamy nie wiedząc kim jest Stępniewski ale zgadzając się z nim w całej rozciągłości bo wolelibyśmy aby Ziemia nie ocieplała się globalnie tylko lokalnie, u nas. Jednocześnie, obserwując reakcję teściowej, której zgasiliśmy o 20-tej światło w kiblu, nie wahamy się, wzorem Stępniewskiego, nazwać owego komunikatu – najgłośniejszym.

Drodzy moi, Ziemia czeka na takie akcje. Niniejszym ogłaszam zatem, że w najbliższy piątek, wszyscy którym droga jest ekologia, powinni od godziny 12 do 13-tej chodzić z rozwiązanymi sznurówkami. Rozwiązanie sznurówek przez wszystkich ludzi na świecie (tych co mają buty) stanie się jeszcze głośniejszym komunikatem opinii publicznej w sprawie rozwiązania palących problemów. Natomiast od 14-tej do 15-tej nie palimy papierosów, co stanie się komunikatem w sprawie rozwiązania problemów niepalących. W najbliższą sobotę, od 7 do 8 rano, nie pijemy piwka i pozwalamy żeby nas suszyło, dając tym samym wyraźny komunikat w sprawie pustynnienia kuli ziemskiej. Jeśli na skutek tej akcji ktoś popadnie w delirium połączone ze stanami lękowymi – tym lepiej. Będzie to głośny protest przeciwko niszczeniu stanowisk lęgowych ptaków. A propos ptaków – w niedziele, wszyscy panowie wiążą sobie na wyżej wspomnianych różowe kokardki w proteście przeciwko dyskryminacji płci i mówią przez cały dzień do swoich wybranek per “żabciu”, dając tym samym wyraz sprzeciwowi wobec nie zapewniania kanałów dla płazów pod autostradami i drogami szybkiego ruchu. A propos “szybkiego ruchu”… albo nie, ten protest może pominiemy…

Zaś organizatorom podobnych akcji proponujemy protest pod hasłem “Ziemia wszystko wyciągnie”. Zbiórka w poniedziałek rano, przynosimy sześciostrzałowe rewolwery z jedną kulą w bębenku. Ten protest w założeniu również będzie głośny.

Transporter 3

T

Pasjami lubię oglądać trzecie części filmów. O ile pierwszy sequel robiony jest jeszcze z nadzieją, że przebije się popularność oryginału i wejdzie się do wąskiego panteonu reżyserów, którym się ta sztuka udała, o tyle trójka robiona jest zawsze na luzie bo wiadomo, że się nie uda a chodzi tylko o to żeby zarobić. Ta czystość intencji sprawia, że trzecie części pozbawione są zazwyczaj owego drugoczęściowego zadęcia a ponieważ zazwyczaj pozbawione są również znacznej części pierwotnego budżetu – reżyser musi trochę pogłówkować.

No i w przypadku Transportera 3 – pogłówkował. Dla tych, którzy nie oglądali żadnego z Transporterów, streszczę iż film opowiada o kierowcy. Znamy takie filmy. Nie jest to jednak remake swojskiej “Drogi” a Jason Stetham w niczym nie przypomina Wiesława Gołasa. Stetham z pewnością nie spala rankiem “petów dwóch” i słodzi jak trza herbatę (choć sądząc z postury robi to przy pomocy aspartamu lub anabolików). Stehtam nie wkłada waciaka przed wejściem do swojego Stara – on wkłada elegancki garnitur przed wejściem do swojego Audika. I choć, podobnie do Gołasa, świadczy usługi transportowe, to zazwyczaj sprowadzają się one do przewiezienia niewielkiej tajemniczej walizeczki lub koperty a nie rur i blach do budowy rurociągu w Rębieszewie.

Tym razem Jason bierze robotę wbrew swojej woli. Jakiś hipermafiozo działający na rynku wschodnim (ulubiony ostatnio rodzaj mafiozów w filmie amerykańskim. Cosa Nostra jest ewidentnie w odwrocie) przy pomocy gazrurki (ulubiony rodzaj oddziaływania rynków wschodnich na zachodnie) pozbawia go przytomności, kluczyków do samochodu  i garderoby. Kiedy bohater odzyskuje władzę w członkach, mafiozo oddaje mu garnitur i wypucowaną audicę (co jest pewnym scenariuszowym zgrzytem bo przecież wiadomo, że ci ze wschodu nie oddają samochodów) i komunikuje mu, że oto zawarli ustną umowę o usługę transportową a zamiast GPSa i tachometru, na straży jej rzetelnego wykonania stać będzie błyszcząca, zatrzaśnięta na mocarnym przegubie kierowcy wybuchowa bransoleta. Oddali się taki od wozu na więcej niż sto metrów i bum!

No a potem – jak to w Transporterach bywa – dużo i szybko jeżdżą a Stetham bije po twarzach wszystkich nasyłanych na niego mordali. W pewnym momencie, znużony monotonią tego bicia po mordzie ręką, zaczyna ich bić swoją garderobą: dusi krawatem, pozbawia przytomności maryna-rką, dziesiątkuje białą koszulą. Aż boję się pomyśleć co by im zrobił swoimi majtkami ale na szczęście napastnicy wyczerpali się zanim doszedł do paska od spodni.

W związku z bransoletą, akcja filmu nigdy nie oddala się na więcej niż sto metrów od samochodu, co z pewnością jest okolicznością nader pożądaną przez reklamodawcę (tak się robi product placement panowie!). W kluczowym momencie główny bohater zabiera swój samochód nawet do pociągu pospiesznego (nie wykupując zresztą dla niego miejscówki), co może dziwić przedstawicieli cywylizacji zachodnich, ale dla nas jest przecież odruchem jak najbardziej normalnym – kiedy już się ma takie audi to nie można go spuszczać z oka bo ukradną. Ta kulturowa różnica niweczy nieco wysiłki scenarzystów aby zaskoczyć nas jakąś niecodzienną sytuacją.

Oczywiście wszystko kończy się dobrze a główny badguy ginie w płomieniach jak to zwykle robią badguy’e. Z filmu zaś płyną różnorakie morały:

  1. Garnitur z Wólczanki może zabić.
  2. Nie należy się nazbyt oddalać od swojego samochodu.
  3. Dobry mechanik samochodowy potrafi włamać się przez Internet do Pentagonu.
  4. Liczy się to co się ma pod maską.
  5. Kobieta na przednim siedzeniu to nieszczęście.
  6. Kobieta na tylnym siedzeniu to drzemiące nieszczęście.
  7. Poduszki powietrzne w audi nie otwierają się nawet kiedy skoczy się samochodem z mostu na jadący pociąg.
  8. Oprócz ręcznego i nożnego należy posiadać również hamulce moralne.

Limmat

L

Dziś na niebie był dziwnie uśmiechnięty księżyc
a nad nim jasna Wenus jak zalotny pieprzyk
kiedy wracałem z pracy ścieżką nad Limmatem
patrząc kącikiem oka na śpiące łabędzie.

Niebo było bezchmurne a w świetle zachodu
ścieżki aeroplanów krwawiły jaskrawie
jak gdyby ktoś chciał skreślić Wenus, niebo, księżyc
ale stojąc na palcach, ciągle nie trafiając.

Dobrze było przystanąć i zimnym żelazem
barierki schłodzić ciężkie rozpalone czoło
by zobaczyć że na dnie, pod przejrzystą wodą
rzeczy co utonęły wiodą ciche życie.

I że się na nich kładzie odbiciem ten księżyc
i że Wenus im świeci jak zalotny pieprzyk
i szybują nad nimi widmowe łabędzie
co widziane spod wody są jak białe kwiaty.

Bezkresna biel

B

Dzień dobry. Otwórz oczy. Jak Ci się dzisiaj spało?
Wdycham Twój nocny zapach, wszystko co pośród nocy
wyśniłaś: ciemne zaułki, brzeg morza, równiny Rosji,
deszcz ciepły i demony. Świt dzisiaj zawiało na biało.

Jesteśmy białoskórzy. W bieli wśród białych podwórek
leżymy niedobudzeni, aż do białości blisko
a ja leniwym opuszkiem, gładkim jak lodowisko
przemierzam śnieżne pustynie albinotycznej skóry.

Dzień dobry. Dziś tylko na zewnątrz temperatura nam spadła
poniżej zera o cztery, trzy albo nawet dwie kreski.
Wewnątrz dyszymy z gorąca w duecie na dwa suche gardła

rysując na sobie białe, pięciopalczaste ścieżki
aby na końcu tych ścieżek, na białym tle prześcieradła
odnaleźć białka Twych oczu – wilgotne z rozkoszy śnieżki.

Kładyzm

K

Usłyszałem w radiu, czy też zasłyszałem w jakimś Eurosporcie, że ostatnio spore sukcesy odnoszą na światowych arenach, stadionach, czy gdzie tam jeszcze – polscy kładyści. Ech – pomyślałem sobie – to jest sport dla mnie. Wszak w kładzeniu się jestem mistrzem nad mistrze. Kładę się gdzie popadnie, w każdych okolicznościach a do tego z niemałym wdziękiem. I równie dobry jestem w kładyźmie prostym jak i w wieloboju (lewy bok, na wznak, prawy bok). Daję sobie radę zarówno w kładyźmie długodystansowym jak i w szybkich drzemkach na czas. A jeśli uprzednio napiję się odpowiednio dużo alkoholu to i w sztafecie się sprawdzę.

Promujmy kładyzm wśród młodzieży. To dyscyplina tania, zdrowa i rozwijająca. Jednocześnie letnia i zimowa, halowa i terenowa, indywidualna i zbiorowa. Znajdą w niej coś zarówno samotnicy, z tych co to przemierzają samotnie oceany leżąc na tratwie, jak i osoby towarzyskie w ramach dwójki, trójki lub czwórki bez sternika.  Niech rząd i gminy wspomogą budowę publicznie dostępnych ośrodków kładystycznych! Niech powstanie Polski Związek Leżących Na Płask – pierwszy związek sportowy, którego prezesi będą uprawiać reprezentowaną przez siebie dyscyplinę (nierzadko leżąc na płask na brzuchu z rękami na głowie). Niech kibice krzyczą z trybun: “Leż Adam! Leż!”. Niech wreszcie to pospolite leżenie ugruntuje nasze geopolityczne położenie!

Kładyzm kładką do lepszego jutra! Chodzi o to byśmy mogli na sobie polegać!

Pani z Kairu

P

Pewna pani mieszkająca w Kairze
piramidy wieczorami liże.
I możliwe że sensu w tym nie ma
lecz we wtorek piramida Chefrena
zakrzyknęła: nie, nie tutaj! Wyżej!

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia. Ta Ziemia.

D

Na skutek otrzymanego wałkiem w tył głowy ciosu
Dreptak nawiązał kontakt z cywilizacją z kosmosu
od której nie dalej jak wczoraj, dostał tajnego grypsa
że w dwa tysiące dwunastym ma być apokalipsa.
Z początku nie przejął się wcale bo z racji szwagierki Edyty
z klipsami i ondulacją był, jak to mówią – obyty
lecz wreszcie w encyklopedii, na poprawinach u brata
przeczytał że ta elipsa to ponoć koniec świata.

Więc jako człowiek zaradny zaciągnął był liczne kredyty
na lat 40 i więcej, zakręcił się koło Edyty,
dał w mordę szefowi-szui, spotwarzył publicznie teścia
po czym wymówił posadę i wybył na działkę do Brześcia.

Tam żył jak pączek w maśle, pił piwo, chodził na ryby
czekając na przylot z kosmosu ogromnej planety Nibir
co miała (wedle kosmity, a mówił że nie żartuje)
zmieść wszystkie większe miasta, teścia i szefa-szuję.

A w gwiazdozbiorze Oriona była w remizie zabawa
i wszyscy śmiali się setnie, że tak im się udał kawał.
Więc znowu chwycili komórkę i pod losowe numery
dzwonili do Liry, na Marsa, układu siedem-sześć-cztery,
zamówić pizzę z Plutona lub frytki z Dużego Ptaka
pękając do rana ze śmiechu na myśl o kredytach Dreptaka…

Nie noszę stringów

N

Nabyłem niedawno trójpłytowy album z piosenkami z filmów wytwórni Disney’a.  Piosenki z filmów dla dzieci znaczy się. Słucham ja tego, słucham (nierzadko w oryginale bo akurat posiadam język angielski) i włos, jeszcze gęsty, podnosi mi się na głowie! Otóż taka, dajmy na to, piosenka z Pinokia aż kipi od podskórnej pornografii! Żeby zwrócić uwagę opinii publicznej na ten niebezpieczny dla rozwoju naszych milusińskich fakt, postanowiłem przetłumaczyć poprawnie (a nie eufemistycznie, jak zrobił to polski dystrybutor filmu) owo dyszące wyuzdaną erotyką dzieło.

Oto one. Piosenka nazywa się “I’ve got no strings” czyli “Nie noszę stringów“. Przy okazji wyszło na jaw dlaczego Pinokiowi w “Shreck’u” tak wydłużył się nos kiedy kazali mu powiedzieć, że nie nosi skórzanej bielizny…

Pinokio
Dziś stringi nie
spinają mnie
dziś mogę robić to co chce
Było mnie
w tych stringach źle
więc w końcu zdjąłem jeHi-ho to czasu znak
od dziś będę chodził tak
Wolny jak jakiś ptak
gdy wiosenny wieje wiatrGdy stringów brak
to frajdę mam
już mnie nie zwiąże byle cham
Żaden mnie
nie ciągnie drut –
nie wdziewam nic pod spód

Duńska pacynka
    Bez stringów twój
swobodny sztych
niech dziabie mnie nad Zuider Zee
Ja, Ja, Jaaaa…
Gdy kochasz mnie
swe stringi przegryzę

Francuska laleczka
Bez stringów ci
Comme ci comme ca
Twój savoire-faire jest ooh la la!
Ja stringi mam
lecz entre nous
odetnę je. C’est tout!

Rosyjska lala
    Jest gdzieś nad Wołgą klub
mam tam jutro rendezvous
z Iwanem jak ze snu
ale wolę z tobą pójść, hey!

Pinocchio
I’ve got no strings
To hold me down
To make me fret, or make me frown
I had strings
But now I’m free
There are no strings on meHi-ho the me-ri-o
That’s the only way to go
I want the world to know
Nothing ever worries meI’ve got no strings
So I have fun
I’m not tied up to anyone
They’ve got strings
But you can see
There are no strings on me

Dutch puppet
    You have no strings
Your arms is free
To love me by the Zuider Zee
Ya, ya, ya
If you would woo
I’d bust my strings for you

French puppet
You’ve got no strings
Comme ci comme ca
Your savoire-faire is ooh la la!
I’ve got strings
But entre nous
I’d cut my strings for you

Russian puppet
Down where the Volga flows
There’s a Russian rendezvous
Where me and Ivan go
But I’d rather go with you, hey!

Kategorie

Instagram