KategoriaLiryka

Kompletnie

K

Poskładany na powrót, staję przed ściennym lustrem
i przyglądam się sobie. Nie bój się. Nie będzie powtórki
z wiersza o panu Cogito. Bo choć, jak mówią: “już z górki”
to poskładany na powrót mam wszystko. Nawet trzustkę.

Lecz kontemplując przed lustrem swoje części przednie i zadnie
zdarza mi się przymierzyć na przykład Twoją głowę
te oczy orzechowe i kości policzkowe
chociaż nie, na mnie chyba nie wyglądałyby ładnie.

Więc zdejmuję je z żalem (a jest to ten rodzaj żalu
że w garniturze z Vistuli nie przypominam Brosnana).
Na Tobie wyglądają pięknie, od części lepsza jest całość,

a mnie ciężko by było przekonać do sukienek po same kolana.
Bardzo ładnie mnie dzisiaj skręciłaś. W każdym calu.
Zrewanżuję się gdy będziesz ciut obluzowana.

Nasi gnębiciele

N

Nasi gnębiciele wymagali od nas
radosnej pieśni, tańca z przetrąconą stopą
z wybitym rytmem na koślawym bruku
Żądali pieśni w te chłodne poranki
kiedy się wietrzy domy po umarłych
gdy stygną meble gdy się myje okna

Myśmy tańczyli przestępując rytmy
obchodząc wkoło pilnując się murów
w których muzyka zostawiała dziury
i pięciolinie po spoconych palcach

Na smyczy smyczka stąpaliśmy wokół
jak gdyby stopy miały wygnieść wino
z tej ziemi suchej ciągle jeszcze suchej

Pomiędzy jeziorami

P

W śluzie jak zwykle nerwowo. Betonowy prostokąt
zdaje się składać wyłącznie z fałów, relingów i masztów
położonych płochliwie na płask jakby ze strachu
przed obcą im drogą w górę (wszak wysokość
nie jest domeną żeglarzy). Wszyscy zatem
pilnujemy by się nie zaplątać, by przypadkiem
przestrzeń ponad pokładem nie została naruszona
niepożądaną linką. I jest Ona.

Ma na sobie czerwone bikini i niechcący dokonuje gwałtu
na zasadzie, że nie zdarza się w przyrodzie
na raz smukłość i bujność kształtu.
Ma też profil elfa, gładką skórę
i nieznaną wcześniej portrecistom
proporcję oczu i podbródka.
Ma wszystko.

W śluzie jak zwykle nerwowo. Białe brzuchy
wciągamy mimochodem wybierając cumy
kiedy woda przybiera.  Nagle umilkł
gwar pokładowych rozmów, spękał kruchy
lód którym się pokrywamy żeby w kolegach na łajbie
nie zauważać rywali, więc ruchy
mamy miękkie i czujne.
Słońce pali.

Dwa i pół metra w górę. Wypływamy.
Wiercąc wściekle korbą w srebrzystym kabestanie
stawiamy maszty i czekamy zanim
Ona nie stanie się tylko zamgloną czerwoną kropką
by móc ją wreszcie wyrzucić
za chwiejny mazurski widnokrąg.

Za poroże!

Z

Nad brzegiem wielkiej rzeki Nil, co wije się obficie
stał nosorożec Wacław i podziwiał swe odbicie
Podziwiał swoją dumną skroń i mruczał: “Mój kolosie..”
ciut pieszczotliwie kiedy wzrok padał na róg na nosie.

Ten róg na nosie to jest coś: wzniesiony ponad chmury
jak znamię dumy, kasty znak, strzelisty akt natury.
I gdy go kontemplował tak, to troszka tuż po troszce
uzasadnioną poczuł chęć by zostać jednorożcem.

Aby sawanny rzucić ruń i puścić się galopem
lekkim i zwiewnym z grzywą ciut rozwianą a’la Chopin.
Tam gdzie zroszone tonie łąk, tam gdzie (o Boże mocny!)
świtem wybiega dziewcząt rój w samych koszulach nocnych.

Gdzie romantycznie pachnie wrzos, kwitnący pod księżycem
gdzie gonią za mną prężąc gors i mrucząc “Ja cię chwycę..”
Tam moje miejsce. Tam mój dom. To nic żem utył trochę,
i bujność włosia już nie ta – niejedną jeszczę Zochę,

Manię czy Basię będę mógł uwieść na kwietnej łące
rogiem niejeden jeszcze ja dziewiczy wianek strącę
(by potem rozkoszować się świeżo nabytym pąsem,
tudzież koszulką kiedy nań popatrzeć się pod słońce)

Nad brzegiem wielkiej rzeki Nil, co wije się obficie
stał nosorożec Wacław i wiódł nosorożcze życie
choć na siłownię poszli już kuzyni, siostry, bracia
on się nie wybrał. Tylko stał i dalej rogowaciał.

Use the grzebień, Luke!

U

Senator Amidala aż
zadrżała patrząc w wizjer
za drzwiami stał skrzywiwszy twarz
on – galaktyczny fryzjer

Żądny uciechy, żądny głów
kryz, plerez, loków, pejsów –
– jak mnie uczesze będę znów
kokiem zahaczać w przejściu

(tak pomyślała sobie mnąc
w dłoniach tkaninę sukni
i jednocześnie chyłkiem mknąc
do wyjścia, w stronę kuchni)

Lecz on nastroszył tylko wąs
nożyce wyjął świetlne
i mruknął swój podbródek trąc:
i tak coś sobie zetnę

i poprzedzany poprzez chuch
swego groźnego nimbu
ogolił Yodę, Wookiech dwóch
i mistrza Mace Windu

Potem zakrzyknął: Ty to wiedz!
Wypruję z ciebie kłaki
choćbyś mi schował się za piec –
dopadnę Cię Anakin!

I pewnie grzmiałby po dziś dzień
buńczuczny ten monolog
gdyby nie zjawił nagle się
cesarski stomatolog

I rozgorzała straszna rzeź
wśród krzyków: die! smiert! muerte!
płynęła świetlnej brzytwy pieśń
szczęk laserowych wierteł

A wokół jak zazwyczaj grzmi
grzmiało tornado trąb
kiedy walczyli: brwi za brwi,
włos włosem, ząb za ząb!

I wygrał fryzjer. Odtąd więc
czy Jedi czy też Sith
chodził z brakami pośród szczęk,
niezarośnięty zbyt…

Malinowy chruśniak 2

M

W malinowym chruśniaku przed ciekawych wzrokiem
okryte kupą liści by nie wystawało
wczoraj w godzinach wieczornych znaleziono ciało
kobiety, lat piętnaście, z rozszarpanym bokiem

jakimś ostrym narzędziem. Komendant policji
uważa, że narzędziem mordu był ze stali
nóż, być może kuchenny, przy sznurze korali
znaleziony opodal. Z dziewczyny pozycji

i dzbanka rozbitego z garścią zeschłych malin
policjanci wnioskują, że motywem zbrodni
były band porachunki. Od kilku tygodni
doświadczamy albowiem niebywałej fali

przestępstw tyleż okrutnych ile tajemniczych
i wielu sugeruje, że cała zagadka
leży w wojnie magnatów przestępczego światka
który się z życiem ludzkim bynajmniej nie liczy.

“Sprawę przejmą specjalne oddziały prewencji.
Na totalną rozprawę z bandytyzmem pora!”
na pospiesznie zwołanej w zamku konferencji
rzekł rzecznik prefektury Władyki Kirkora.

Na wieszającą pranie

N

Gdy je zostawia same – one płaczą
wisząc bezradnie na sznurkach. Będą teraz
usychać z białej tęsknoty, będą powoli zamierać
w głuchej, gorącej ciszy niewysokiego poddasza.

A przecież jeszcze przed chwilą zrywała je do lotu
jakby płoszyła nad stawem gromadę białych łabędzi.
Sadzała miękko na sznurach jak na wysokich gałęziach
pośród rozwianych rękawów, pośród mokrego furkotu.

A teraz nagle cisza. A teraz nagle poszła
w dół po drewnianych schodach, z pustym pod pachą koszem
jak gdyby chciała zasuszyć te prawie już niewidoczne

ślady palców i potu, roztargnień i rozkoszy
na coraz bardziej wyniosłych i coraz bardziej oschłych
synogarlicach staników i białych bocianach koszul.

Ogień

O

Popatrz: płonę. Zaplatam w koński ogon
setki małych płomieni. Jak biała kometa
obracam twarz ku słońcu ale włosy skręcam
w cieniste i purpurą podszywane złoto.

W piwnicach miast niewidzialnych ktoś lakieruje kamienne
posadzki, ktoś lukruje tysiącletnie skały
nie wiemy po co. Pewnie po to żeby ciut osłabić
wszystko co w nas skaliste i pierwotne. Ciemne.

Widać to z okien taksówki: na wilgotnym bruku
ślizga się światło neonów wielobarwnym błyskiem
zaciekawione zagląda w ślady moich butów

i tonie w kroplach deszczu lub gromadzi wszystkie
właściwe sobie tysiące delikatnych ukłuć
w spadającym na czoło wąskim snopie iskier.

Szósta

S

Gdy biuro pustoszeje i cichnie, kiedy dzbanek
do kawy milknie z ostatnią kroplą – Ona jeszcze
siedzi przez dłuższą chwilę w jednym z biurowych pomieszczeń.
Ona nieruchomieje przed zgaszonym ekranem.

I choć powinna wybiec chwytając w biegu torebkę
zostaje jeszcze na moment – kobieca jak nigdy przedtem,
nagle wyprostowana. I mówi do siebie szeptem.
Wtedy przez jedną minutę czuje jak bardzo lekkie

ma wciąż biodra, jak jasne oczy i błyszczące usta
i gładką świetlistą skórę. Jak nieznane
dreszcze pną się po plecach… Boże to już szósta

a ona jest tam jeszcze w bieliźnie nieoglądanej,
dotyka dłonią szyi i patrzy w dzbanek pusty
siedząc przez chwilę jeszcze przed zgaszonym ekranem.

Umowa o ciało

U

Jestem dziś cały we freudowskich pomyłkach
które wyciągam zewsząd jak strzępki kociego futra
zupełnie jakbym o świcie tarzał się nieprzyzwoicie
po mrocznych, szerokich parkietach
moich zwierzęcych sawann

Sutki takich pomyłek są całkiem nieoblizalne
bo po pieprze gdy zacznę to nie mogę przessać
i mogą mnie w końcu wyrzucić z mojej ciepłej pośladki
za poplątane myśli i rozbierane oczka

Nie zatrzymają tego ni znaki przystanikowe
ni żadne inne kordony – trzeba się potykać
z samym sobą o słowa kiedy język staje
kołkiem i wtedy kiedy sił nie staje
żeby od rozmarzenia powrócić do zadań

A nawet gdy się uda to podstępne dłonie
pachną nie wiedzieć czemu
namiętnie i ciężko

Kategorie

Instagram