Drogą z Tuluzy do Awinionu
co się po ziemi ciągnie jak szal
wracali z wojen w zacisze domu
dwaj znamienici fryzjerzy:
znany wam Wojciech Obieżyn
i Henryk Dziki de Skalp
Jeszcze im w uszach jazgot bitewny
jeszcze na dłoniach odcisk od brzytew
i w głowie ciągle wibruje śpiewny
warkot maszynki gdy pod Madrytem
starli się z dziką rzeszą niewiernych
i ramię w ramię z głośnym “ha, ha, ha!!”
zgolili szorstkie jak papier ścierny
brody nieszczęsnym dzieciom Allacha
Jeszcze wracają wspomnienia czułe
chwili co dotąd zmysły im mąci
gdy w wielkiej bitwie koło Karlsruhe
poległ niejeden teutoński wąsik
O chwilo święta, radości wielka
gdy wśród rumieńców wstydu i pąsów
gubiąc z pośpiechu spodnie na szelkach
uciekał z pola tłum gołowąsów
Albo w Arabii, gdy pośród chwały
w nieprzyjacielskiej czarnej nawale
wycięli drogę poprzez oddziały
pejsy im strzygąc w zgrabne spirale
A każdy Arab w ten sposób pchnięty
na najczarniejszej rozpaczy kraniec
swe niedomyte pokazał pięty
i był zmuszony zmienić wyznanie.
Pełga na twarzach uśmiech złowieszczy
grzebień zaczepnie sterczy z kieszeni
pamięć podsuwa im twarze dziewczyn
które też strzygli rozanieleni.
Zmieniali dzieje całych narodów
karty historii pisząc na nowo
brzytwą, maszynką, szamponem z miodu
i gruszką z wodą toaletową.
Teraz wracają do swych zakładów
krętą ścieżyną francuskich Alp
doprowadziwszy świat już do ładu
dwaj nierozłączni fryzjerzy
zmęczony Wojciech Obieżyn
i Henryk Dziki de Skalp.