Gdzie stada trzody spędza się do wody,
tam pasterz młody skubał bokobrody.
Skubał zajadle bo bujnej urody
dziewczę podglądał. Panna – sama słodycz!
Właśnie zrzuciwszy ostatni krzyk mody
w stronę tej wody zwróciła stóp spody.
(dosyć liryki, zaczęły się schody
część opisowa – zwody i przygody)
Pasterz ślinienie ocierając z brody
nie wytrzymuje – będzie pisać ody:
“Piękna pasterko! Tyły Twe i przody
są tak jak słońca wschody i zachody!
Usta wydatne – jak najsłodsze miody,
piersi jak wielbłąd, nogi – jak przychody!”
(tu urwał pasterz. “Nogi jak przychody???”
Coś dziś upalnie. Pora pójść na lody)
“O cudna panno! Zębów Twych zagrody
błyszczą jak słońce w prognozie pogody!
A gdy coś powiesz swoim “language body”
wzrasta zużycie oczyszczonej sody!”
Tu pasterz zemdlał z wewnętrznej niezgody
na próżne gody i uczuć zawody.
(a my tymczasem ignorując kłody
zaczniem morały – słuchajcie narody!)
Może to brzydko podglądać jest młody
żeński materiał w okolicy wody.
Być może pasterz jest świnia, prowodyr,
źródło zepsucia i na zadku wrzody.
Lecz ryzykując na umyśle szkody
nie wszedł do wody tylko pisał ody
(a wszak nie spotkałby go akt niezgody
w okolicznościach tak pięknej przyrody.)