KategoriaLiryka

Iron Man

I

Jedyne formy o które dbam to te w których odlewam
swoje ręce, tors, dłonie zdobne w błyskawice
Jako człowiek z żelaza mam niestety mgliste
pojęcie o przychylaniu – panno Pepper – nieba

Nic we mnie nie ćwierka, nie wiem co to ćwierk
moge cię zabrać gdzie noc najciemniejsza
ale w mej piersi szumi zamiast serca
tylko dokładny atomowy werk

Więc taki jestem – pancerny szyderca
włóż między bajki o Żelaznym Wilku
myśl że się zmienię i że będę w wierszach

pisał o róży, o zorzy, motylku –
Ja wezmę słowa i sobie poskręcam
Czarnoksiężnika z Oz. Lub nawet kilku.

As

As

Mój Ojciec swoje życie spędził przy rajzbrecie
marząc strzeliste pałace wysmukłe kolumny
i łuki tryumfalne. Jestem z Niego dumny
bo łuków tryumfalnych brakuje na świecie

Ale gdy mówił w domu że ma delegację
do nudnych bratnich krajów to miał wyraz twarzy
mówiący – lecę utrzeć nosa Maharadży
a potem w “Złotym Leszczu” może zjem kolację

Ale komary rypią więc przejdźmy do tercyn
Odziedziczyłem tę skazę i od dnia narodzin
codzienność mnie przygnębia a rutyna mierzi

Wolę przelecieć nisko nad pałacem Doży
strącając z dachu mordercę z kwiatem w butonierce
i właśnie o to chodzi właśnie o to chodzi

Black Widow

B

Tak wiele ci mam do przemilczenia. Całą noc
nie zdradzę ci niczego. Zasznuruję usta
i nie rozwiążę języka. Mocą tajnych ustaw
będę ci niedostępna będę śmiać się w nos

płacząc w środku. Tak skrycie że nie drgnie mi brew
gdy będę wyła do nocnych szpiegowskich sputników
wszystkie kobiece słowa. I w słów tych bezliku
ukryję swą bezradność, samotność i gniew

Tak wiele ci mam do przemilczenia. Nie patrz tak
pocałuj mnie i popraw poduszkę pod głową
dzisiaj nie sieję burzy, dzisiaj sieję mak

i póki ptak nie śpiewa dziś mogę być sobą
więc obejmij mnie ciasno, ukołysz mnie w takt
nagiej myśli do końca nie ubranej w słowo

Grawitacja

G

Urocza pani – nad nami księżyc
(jakieś 7 razy 10 do dziewiętnastej ton)
My się tu zaraz będziemy prężyć
A bardzo ciężki jest on

I to że nie spada na pani boski kok
I nie wpada nam w sałatkę przy kolacji
Zawdzięczamy równowadze sił
Odśrodkowej i grawitacji

A ja nie mam tendencji odśrodkowych
Więc gdy lekko ugnie pani przestrzeń
Bez owijania w orbity polecę
Jednostajnie pospiesznem

Kapitan Ameryka

K

Nalej mi jeszcze whiskey synu. Znowu nie przyszła – taki los
Trzeba już chyba iść do domu niepewną dłonią znaleźć klucz
I żaluzjami świat zasłonić ten świat co kiedyś był tuż tuż
Znowu nie przyszła. Aspiryny wziąć dwie i wczołgać się pod koc

Potem się zbudzić pod ostrzałem jaskrawo wstającego dnia
Dzisiaj na pewno mi się śniła i to był bardzo dobry sen
I nawet sobie podśpiewywać na tosty nakładając dżem
Niezmiennie piękna mi się śniła, taka jak dawniej tralala

W stanie spoczynku najlepiej się śni
Wśród gwiazd i pasków na ciepłej pidżamie
Pusta sypialnia kanonadą grzmi

Kapania wody z nieszczelnego kranu
Wtedy przez chwilę jestem ja i Ty
I ślady szminki na tarczy z vibranium

Kołysanka dla Hulka

K

Kiedy siedzę skulona i tylko ramieniem
chronię głowę na rzeczach usypanych w pryzmę
śpiewam tę kołysankę – zamień się z mężczynę
stań się znowu brunetem z wyższym wykształceniem

Luli bestio śpij już noc luli bestio śnij
o obronie doktoratu
o sukience dla mnie w kwiaty
Luli bestio śnij

Postawię stół i skleję krzesła
i lekkie będą moje kroki
gdy będę cię do łóżka niosła

w pościel mięciutką jak obłoki
niech sen dmuchawcem cię obrośnie
mój dobry i zielonooki

Killgrave

K

Podobno pachnę dziś władczo i nikt nie patrzy mi w oczy
gdy środkiem ławicy ludzi przez piątą aleję przepływam
szukając ciebie. Ty jedna możesz być dla mnie prawdziwa
bo każdy bóg ma ochotę przestać na chwile być bogiem

Więc szukam ciebie niełatwej, nie od pierwszego wejrzenia
uległej, na którą raczej słowa bym użył niż głosu
związał cię mową i zdaniem zamiast ci kazać po prostu
podejść i głowę pokornie przytulić do mego ramienia

A przecież umiałem tak zrobić że w jednej chwili ci wiązł
głos w krtani. Na samo wspomnienie wściekły się robię jak szerszeń
i świat dookoła popycham w szaleńczy chaos i pląs

Lecz patrząc na miasto z mieszkania na stu pięćdziesiątym piętrze
bawię się nieodmiennie tą myślą Jessico Jones –
– wiesz co by było gdybym nauczył się pisać wiersze?

Daredevil

D

Dawno jej nie widziałem. Czasami tylko maluje
Na cichym powietrzu wieczoru graffiti channel kilkanaście
Lub zabrzmi przez radio. Doprawdy, czasami realnie da się
Spotkać ją na ulicy. Nosem. Lub poczuć za uchem

Zmysłowa zmyślona kobieta porozklejana po mieście
Tańcząca w wirach podwórek mierzwiąca włosy anten
gdy ja pracuję, mozolnie bijąc na oślep bandę
Olśniony powidokiem raz któryś ratuję wszechświat

Nie przeczytałem wszystkiego co o niej pisze bruk ulic
Po kocich łbach do rynsztoków spływają kłamstwa wierutne
Lecz czasem gdy mi się zdarzy ucho do murów przytulić

Wyczuwam jak płyta chodnika pod jej stopami mruknie
Jak zapach ciepłego asfaltu siłuję się z nutą paczuli
gdy idzie w moim kierunku w synestezyjnej sukni

Catwoman

C

Podrap mnie dziś za uchem. Ale dokładnie dwa razy
Potem koniec. Po rynnie albo pazurem w skroń
Kiedy poczuję przymus ucieknę daleko stąd
Do kawalerki w bloku lub innej bezpiecznej bazy

Słyszysz ten dźwięk pod palcem? Ten naprężony lateks?
Ten pisk wysoki jak obcas tę czerń głęboką jak mruk?
Podrap mnie dziś za uchem I pilnuj swoich dróg
Ja jestem jedwabnym chłodem nie lnianym obrusem w kratę

Więc jeśli wejdziesz na dach ten, gorący w upale dni
Złocony wczesnym wieczorem subtelną słońca szpatułką
Zobaczysz jak pierwszy gwiazdozbiór na moim udzie lśni

Nazywać będziemy gwiazdy wrzaskiem, gonitwą w kółko
Do chwili gdy budzik zadzwoni o ósmej trzydzieści trzy
Budząc stłuczone butelki i zegar z zeżartą kukułką

Całusy dla Jokera

C

Popatrz manhattan skyline na dole wrze miasto
A my jak zwykle na dachu na golgocie anten
Krzyczymy zadyszanym deszczowym dyszkantem
W tą neonową przepaść. Jesteś tutaj. Ciasno.

I mieszają się wtedy nasze makijaże
Moja biel z twą czerwienią zaplata się w róż
Muszę biec bo gdzieś bomba potrzebna i nóż
Musisz pędzić bo dziecko gdzieś w kącie się maże

Gdybym miał pelerynę pewnie zakryłbym twarz
Zniknął gdzieś w nieodkrytych korytarzach metra
Gdzie z ust spłynęłaby całkiem akwarela i gwasz

I pewnie chodziłbym znowu w dżinsach I szarych swetrach
Ale ty znikasz w deszczu więc deszczu się żarz
Gdy schodzę trzymając się rynny po uśpionych piętrach.

Kategorie

Instagram