Nie złożę Ci wizyty. Właściwy czas jeszcze nie nadszedł
więc składam sobie przestrzeń. Och to zabawne uczucie
gdy jednym ruchem się Paryż składa z przedmieściem w Kalkucie
lub wbija Empire State Building w zaspany jeszcze Zagrzeb.
Przestrzeń złożona wzdłuż linii raz bywa piekłem raz rajem
lecz kiedy słońce się schowa za widnokręgu półokrąg
pozwalam sobie lubieżnie zaglądać do Ciebie przez okno
zwisając do góry nogami z iglicy wieżowca w Dubaju.
Dubaj to jednak jest Dubaj więc wiszę tylko do świtu
prostując świat bezszelestnie zanim Cię muezzin przestraszy
ale pewnego poranka pozdrowię Cię z parapetu
z bukietem światów złożonych wzdłuż niemożliwych płaszczyzn.
Zapukam mając na sobie dobrze skrojony garnitur
i skrawek mapy wszechświata wyglądający z brustaszy.