Daję się wiązać do masztów. Wieczorami
mimo ostrzeżeń odpowiednich władz
spaceruję po ostrych klifach
tam gdzie w morzu nigdy nie wysycha
Twoja scena. Twój płaski głaz
Ty wtedy śpiewasz tak
że z nieba spada ptak
Powinienem się rzucić w dół
zafurkotać i zniknąć w toni
całe życie za kobiety pół
całe życie za kobiety pół
jedna myśl mnie od tego chroni
Komu zaśpiewasz kiedy umrę
kiedy północną przerwiesz ciszę
i półkobieco skonstatujesz
że Cię nie słyszę
Kiedy za całą ci widownię będą dwa kraby
trzy ryjówki i jakiś na umyśle słaby
wieśniak co wraca z potańcówki
Doprawdy – lepiej moja Miła
byłoby zrezygnować z głębi
zewoluować ogon w nogi
i przyjść tu zanim się przeziębisz
A gdy za morzem żal zakwili
w jakiś poranek mgłą zasnuty
wiedz żeśmy tu już wymyślili
coś co pocieszy Cię po chwili:
buty
Ten uwielbiam