Autoradmin

Afryka

A

A Twoja skóra tętni gdy ją biorę w zęby
wtedy czuję tygrysem, wtedy czuję kotem
i na wargach mam miłość a na czubkach kłów śmierć
a Twoja skóra jest cała niespokojnym łopotem
a na mnie rosną pazury, na mnie jeży się sierść

A Twoja skóra pachnie kiedy ją polizać
wtedy czuję jaszczurką, wtedy czuję kobrą
i mam śmierć na języku i w miłości mam usta
a Twoja skóra jest hojna, Twoja skóra szczodra
a na mnie rosną zygzaki, na mnie brzęczy łuska

Na ostrym szpikulcu kła
na rozstaju języka
drży chybotliwa rozkosz
gorąca, świetlista
Afryka

A jednak się kręci

A

Rigoberto chodzi jak na sznurku
ponad dniem ponad pracą całkiem oszalały
kiedy siedzi przy biurku ma napięte plecy
jakby coś go za szyję ciągnęło ku górze

Myślę że podobałoby ci się Lukrecjo
gdybyś mogła w tej chwili na niego popatrzeć
jak chodząc po tej linie musi jednocześnie
szeroko stawiać stopy nie napinać ud

i kołysać się niczym wahadło Focaulta
uśmiechnięty do myśli że to sama Ziemia
dostaje zawrotów głowy kiedy jej dotykasz
tą ciemnofioletową niebotyczną szpilką

czerwono złota

c

Jestem złota patrz na mnie jestem złota pragnij
szepczą mu zdjęcia Lukrecji patrz jestem czerwona
jestem hemoglobiną i żoną księżyca
rytmem kroplą i blaskiem
jestem złota patrz

Rigoberto wie dobrze że musi na wojnę
całował dziś jej stopy i wyczuł wyraźnie
że żądają ofiary okrwawionej broszy
lub złotego łańcucha z urwanym ogniwem

Ona płonie w półmroku gwałtownie jak strzecha
tuląc do siebie dziecko nikt by nie powiedział
że to jej smukłe palce chwytają za żagiew
że jej białe paznokcie rozszarpują krtań

Jestem złota patrz na mnie jestem złota pragnij
połóż mnie na czerwieniach
jestem krew
i łup

Rigoberto pracuje

R

Rano otworzył okno. Nigdy tego nie robi
oparty o parapet czuje jakby gdzieś wyszedł
gdzie sznury samochodów łaskoczą w zmarznięte uszy
gdzie idzie się plażą chodnika

telefon biurko dzień

i tylko siedzi sztywno i ma za ciasny kołnierzyk
układa kartkę na kartce i urzędowy list
słowo po słowie uważnie
jak gdyby pisał wiersz

i tylko stopę wtuloną w skórzany czarny but
postawił na czubkach palców

telefon biurko dzień

butelka

b

Rigoberto trzyma kieliszek za nóżkę półleżąc na miękkiej kanapie
pół butelki crianzy pora spać powietrze
nie miesza się w równych proporcjach z ciężkim czerwonym winem
bo można oddychać lub pić nie naraz nie jednocześnie
lub jak by to sformułował stary Bool: trzeba umrzeć
z pragnienia lub braku tlenu
wstaje podchodzi do okna
i szuka wzrokiem Lukrecji w ciemnych sylwetkach ludzi
idących z mroku w mrok szybko
idących z półcienia w półcień

cyfry na tarczy zegarka znowu startują od zera
jest północ
początek nocy

tysiące kilometrów stąd

t

Don Rigoberto wstał dziś wcześnie pogryziony przez dzikie sny
teraz stoi na szerokim tarasie łapiąc w płuca poranną bryzę
i kto inny słyszałby fale wpełzające na szarawy piasek
a on słyszy kroki Lukrecji o tysiące kilometrów stąd.

Ona stąpa nadzwyczajnie lekko idąc wzgórzem przez pole krwawnika
a malutki kamień w prawym bucie brzmi beztroską dziecinną grzechotką
nie włożyła dziś jedwabnych pończoch
nie włożyła dziś jedwabnych pończoch
Rigoberto oddycha z ulgą.

A z oddechem przychodzi jej zapach więc opiera sie o barierkę
przygarbiony znużony słaby chwyta mocniej srebrną główkę laski
Rigoberto wraca do łóżka ale boi się jeszcze zasnąć
bo Lukrecja w snach bywa okrutna
ale oko opada
śpi.

Rigoberto nie potrafi żyć

R

Rigoberto nie potrafi żyć tak myśli
patrząc z ukosa na kufry Lukrecji
gdzie się podzieje w naznaczonym domu
co teraz zrobi z ręką, uchem, nogą
cały jest przecież w rysach, tatuażach
po jej dotyku na zgarbionych plecach
nosi naklejki z egzotycznych krajów
gdzie uciekali zaraz po kolacji

Być może trzeba chwycić ją za włosy
i krzyczeć prosto w przestraszone oczy
całą tą miłość całe przywiązanie
tysiące otarć zadarć i zadrapań
popatrz idiotko to twój Rigoberto
ty go zrobiłaś i nie możesz odejść

Murzyński tragarz zmaga się z kuframi
lecz ona jeszcze ciągle jest na górze
za cienką skórą drzwi od jej sypialni
siedzi na łóżku albo spina włosy

convert to path

c

Czyta bez zrozumienia. Czyta bezrozumnie
wpatrzony w kształty liter niezdolny poskładać
słowo zdanie paragraf ale mruży oczy
do wypukłości czcionek rozwiązłych ligatur
To ona jest w kapeluszu gdy napina brzuch
Na obcasach przy kostce karminowa szarfa
Biust Kibić całe strony całe strony mgnień

Każdą z liter czytając muska czubkiem palca
i porusza ustami jakby ją całował
analfabetyzm żądzy śmieje się do siebie
to znowu poważnieje to poważna rzecz

być szalonym czuć w skórze wirujące prądy
z jej oddechem na sutkach jej palcem we włosach
kołysać pod dotykiem zwykłej helwetiki
gubić wśród interlinii

Rigoberto klnie
zamyka wściekle książkę i idzie na balkon
na horyzoncie wzgórza no żesz kurwa mać

spakowany

s

szczękają walizki z krokodylej skóry
wściekle gnie je kolanem zaciskając pasek
aż poddadzą się całkiem i znieruchomieją
łapiąc krótkie oddechy drżąc bojąc się może
nawet błagając o litość krzycząc że już starczy
że mają w sobie za wiele za wiele za pełno

Rigoberto przewleka pas przez usta klamry
i mocuje go zwinnie w półotwartej szlufce
teraz nikt się nie dowie co zabrał ze sobą
co spakował do waliz
co weźmie do rąk

czuje Ją coraz mocniej
pasy waliz trzeszczą
na suficie pokoju wielki wentylator
skręca przestrzeń w zdradliwy
śliski lepki
lej

Barbarzyńca w atelier

B

gdy się obcuje z pięknem najtrudniej jest zacząć
zburzyć pierwszą harmonię i rozchwiać symetrię
palcem rozmazać farbę tak to najtrudniejsze
potem jest coraz łatwiej kiedy się rozbiera
piękno do nagiej prawdy, strąca w rozczochranie
te wszystkie uczesane w przedziałek detale
prawdziwy barbarzyńca nie boi się piękna
jego brodate koszmary pełne są jedynie
strasznej doskonałości
której ani rozchwiać
bo w każdym wychyleniu pociąga za sobą
światło przedmiot i układ
która komponuje
się nawet ze zniszczeniem, z wichurą, z chaosem
która jest bezlitosna nawet rozebrana
nawet rozmalowana z rozburzonym włosem
takiej niedotykalnej dłonią i bagnetem
niedekomponowalnej - takiej wobec której
nawet straszny prymityw okutany w skóry
myśli vilanellami i krztusi sonety

prawdziwy barbarzyńca nie boi się piękna
gdy pije kiepski bimber z kryształowych dzbanków
kiedy kruszy się marmur porcelana pęka
kiedy czyści kozaki jedwabną firanką
ale stoi bezradny i wyciera w rękaw
łzy kiedy się budzisz naga o poranku

Kategorie

Instagram