KategoriaSonet

Daredevil

D

Dawno jej nie widziałem. Czasami tylko maluje
Na cichym powietrzu wieczoru graffiti channel kilkanaście
Lub zabrzmi przez radio. Doprawdy, czasami realnie da się
Spotkać ją na ulicy. Nosem. Lub poczuć za uchem

Zmysłowa zmyślona kobieta porozklejana po mieście
Tańcząca w wirach podwórek mierzwiąca włosy anten
gdy ja pracuję, mozolnie bijąc na oślep bandę
Olśniony powidokiem raz któryś ratuję wszechświat

Nie przeczytałem wszystkiego co o niej pisze bruk ulic
Po kocich łbach do rynsztoków spływają kłamstwa wierutne
Lecz czasem gdy mi się zdarzy ucho do murów przytulić

Wyczuwam jak płyta chodnika pod jej stopami mruknie
Jak zapach ciepłego asfaltu siłuję się z nutą paczuli
gdy idzie w moim kierunku w synestezyjnej sukni

Catwoman

C

Podrap mnie dziś za uchem. Ale dokładnie dwa razy
Potem koniec. Po rynnie albo pazurem w skroń
Kiedy poczuję przymus ucieknę daleko stąd
Do kawalerki w bloku lub innej bezpiecznej bazy

Słyszysz ten dźwięk pod palcem? Ten naprężony lateks?
Ten pisk wysoki jak obcas tę czerń głęboką jak mruk?
Podrap mnie dziś za uchem I pilnuj swoich dróg
Ja jestem jedwabnym chłodem nie lnianym obrusem w kratę

Więc jeśli wejdziesz na dach ten, gorący w upale dni
Złocony wczesnym wieczorem subtelną słońca szpatułką
Zobaczysz jak pierwszy gwiazdozbiór na moim udzie lśni

Nazywać będziemy gwiazdy wrzaskiem, gonitwą w kółko
Do chwili gdy budzik zadzwoni o ósmej trzydzieści trzy
Budząc stłuczone butelki i zegar z zeżartą kukułką

Całusy dla Jokera

C

Popatrz manhattan skyline na dole wrze miasto
A my jak zwykle na dachu na golgocie anten
Krzyczymy zadyszanym deszczowym dyszkantem
W tą neonową przepaść. Jesteś tutaj. Ciasno.

I mieszają się wtedy nasze makijaże
Moja biel z twą czerwienią zaplata się w róż
Muszę biec bo gdzieś bomba potrzebna i nóż
Musisz pędzić bo dziecko gdzieś w kącie się maże

Gdybym miał pelerynę pewnie zakryłbym twarz
Zniknął gdzieś w nieodkrytych korytarzach metra
Gdzie z ust spłynęłaby całkiem akwarela i gwasz

I pewnie chodziłbym znowu w dżinsach I szarych swetrach
Ale ty znikasz w deszczu więc deszczu się żarz
Gdy schodzę trzymając się rynny po uśpionych piętrach.

Znikopojawianie

Z

Jak prąd w tranzystorze, jak napięcie na stykach
jak księżyc kiedy czesze go zimny cień Ziemi
jak młody meksykanin gdy uprawia przemyt
pojawiasz się i znikasz, pojawiasz i znikasz

Jak lizak policjanta, jak ślad który zostawia
na skórze opuszek palca, jak suma na koncie,
rumieniec w sytuacji która każe “płoń się!”
znikasz i się pojawiasz, znikasz i pojawiasz.

Jak podczas transplantacji czyjaś lewa nerka,
cień spóźnionego przechodnia na chropawej ścianie,
drżenie rąk podczas trudnej sytuacji w bierkach

albo nogi kochanków na głebokim sianie
bawisz się ze mną w rodzaj znikanego berka,
w znikanie-pojawianie, znikopojawianie

La Venda

L

Fiolet-flażolet fioletowy wieczór gdy Ona idzie poprzez wrzosowisko
Pod czerwosłońcem i w czerwonych ustach opuszkiem palca dotykając czubków
Zupełnie dzisiaj zaskoczonych krzaków sprężonych w światło i zwiniętych w ukłon
La Venda kroczy dzisiaj do mnie. Blisko

A ja tu czekam pod poddasznym drzewem w koszuli białej z rozpiętym guzikiem
I niecierpliwie wypytuję wiatru o jej aromat jedyny na świecie
Fiolet-flażolet. W takim flażolecie
Ona mi będzie mrukiem i okrzykiem

Kiedy już wicher rozwieje jej szal
I kiedy z drzewa spadnie żółty liść
Ona – sam zapach, Ja – stopiona stal

Póki nie powie że musi już iść
Póki jej znowu nie przytuli dal
Fiolet-flażolet hejże hop hop dziś

Dziwaczne kulinarne sny

D

Miałem dziś dziwacznie kulinarne sny
w jakiejś ogromnej kuchni, pustej i wysokiej
z nocą powstrzymywaną przez ciemne przestrzenie okien
i dębowymi stołami. I byłaś tam Ty

ale jeszcze lekko bezcielesna, bardziej pomysł, idea nie człowiek
gdy kroiłem cebulę na paski, wydzierałem serca paprykom
zaczynały błądzić moje myśli, jakby znikąd
ktoś malował mi obrazy pod ciemnymi zasłonami powiek.

Przyrządzanie stało się żądzą i niestałe
stały się smaki i barwy z nieodkrytych zakamarków świata
a nóż brzęczał hipnotycznym chorałem

a świt szary zaczął chodzić po dachach.
To w jego bladym świetle podświadomie szukałem
śladów Twoich paznokci na rozległych dębowych blatach.

Biuro jest puste

B

Biuro jest puste. Cicho. Kolega gdzieś sobie poszedł.
Z daleka głos jakiś dobiega. Taką godziną wczesną
najlepiej słychać wysokie oczekiwania co pełzną
w dół nieuchronnie, powoli, zupełnie jak oczko w pończosze

W takie styczniowe poranki sekundy wloką się sennie
i ciut za dużo się myśli i ciut za dużo się wie
i może się jeszcze nie jest na takim zupełnym dnie
ale choć trochę na szczycie pobyć by było przyjemnie

A tutaj kawa z dzbanka i zamiast aktów – akta
i dojmujący brak listów podanych na srebrnej tacy
nikt nie strzela z brauninga, nie wikła się z diabłem w pakta

stateczny tankowiec życia na jotę nie zbacza z trasy.
Więc cóż? Jedynym ratunkiem, nim żałość nam gardło zatka –
obciągnąć sukienkę, westchnąć i zabrać się znowu do pracy.

Pod ścianą

P

Ujęcie jak z thrillera: ona, ściana i cień
i nie wiadomo co teraz. Lecz ona potrafi chodzić
po ścianach równie łatwo jak inni chodzą po wodzie
jedna rysa wystarczy i znika wysoko hen.

Ujęcie jak ze snu: ona i ślepy kąt
ona i gruby mur. Lecz ona potrafi przechodzić
przez ściany z takim wdziękiem, że budzi to dreszcz i podziw
dotyka spojenia cegieł i już jest daleko stąd.

Wielokroć oglądałem jej strachem wznoszone piersi
kiedy mój cień na murze odprawiał złowieszczy tan
kiedy dźwięczały w mych dłoniach złowróżbne nożyce tercyn

lecz zawsze gdy jestem u celu, kiedy za chwilę mam
zgwałcić ją a zgwałconą pokornie ułożyć w wersy
ucieka mi wzwyż i na wylot, nieziemska Pani Ścian.

Pokaż

P

Pokaż mi co masz w środku. Na zimnej glazurze
rozpięta jak na podziałce, oświetlona białym
niepokojem – brzęk, lancet, prąd zmienny, prąd stały
kropla wody i igła i zaciek na rurze.

pokaż mi co masz w środku. Pod turbanem z tornad
pod śnieżnobiałą skórą, pod drżeniem kącików
ust, pod każdym z cieni i za każdym z mitów
pokaż mi gdzie masz prawdę. Już pora. Tak – pora.

ponoć starzy mistrzowie dociekali piękna
grzebiąc w mrocznych kostnicach i bojąc się podków
na okolicznych brukach. Teraz strach popękał

na kwadraty kafelków, na ciekawość dotknięć.
Pokaż gdzie jesteś twarda, pokaż gdzie jest miękko,
pokaż gdzie trzymasz piękno. Pokaż co masz w środku

Dziewczyna o zamkniętych oczach

D

Patrz na nią. Jeszcze odcięta od świata żyletką powieki
jest sama w sobie. Jej kontur wije się ciemną fosą
i z zewnątrz widać mgliście jak nad murami łopocą
pióra ognistych ptaków, mieszkańców nieb i piekieł.

Szaleństwo tam mieszka teraz. Za podniesionym mostem
jej palec przesuwa ludzi nakręca stroi i tworzy
tam gną się prawa fizyki a tutaj drgnienie nozdrzy
i uśmiech mikroskopijny. Jakie to wszystko proste

gdy oczy jeszcze zamknięte a za oczami bezkresy
poddane jedynowładczym kaprysom pięknej królowej
co kiedy chce – daje rozkosz, gdy chce – ma prawo powiesić

ona – kochanka kosmosu, co całe światy ma w sobie
bogini, nieokiełznana imperatorka wszechrzeczy
trzymanych ściśniętą dłonią za gilotyną powiek.

Kategorie

Instagram