Autoradmin

Chryzantemy

C

Idę ulicą. Pod cmentarzem eksplodujące chryzantemy
w cynowych wiadrach rozpostarte jak pióropusze sztucznych ogni.
Zamiast zadumy i krawata, wyprasowanych czarnych spodni,
noszę na sobie pulsujące znaki miłosnej anatemy.

Niewybaczalnie uśmiechnięty drażnię jaskrawy płomień znicza
a on ucieka przestraszony jak pies co nie dość głośno szczekał
Zamiast zadumy i krawata ja bym na trumien tańczył wiekach,
wszystko co we mnie płonie jasno zawył, wyśpiewał i wykrzyczał.

Bo jesteś wszędzie, każdy karmin, każdy cynober i karmazyn
to Twoja jest manifestacja, Twego istnienia słodki przemyt
który przyjmuję jak szalony, w każdy pcham schowek i magazyn

i choć bohema tak mnie śmieszy sam dziś się czuję jak z bohemy
i zrobiłbym coś szalonego gdy w czarnym tłumie wiele razy
widzę w czerwonym Cię szaliku. W ramionach tulisz chryzantemy.

Sezon grzewczy

S

Rogożyn zabił Nastazję Filipowną. Moje okna
wychodzą dziś na Sybir. Mroźne deszcze
tną zieleń przydrożnego drzewa. Trzeba wreszcie
odgrodzić się od lata, zrobić krok na
drodze w siwe zawieje, kiedy trzeszczy
zbielała ziemia pod stopą i nie mieści
futrzana czapa śniegu na dachowych krokwiach.

Ogrzeję się przy Tobie, pozwól.
Dziwnie mnie przygnębiła strata tej Filipownej
więc daj mi o siebie oprzeć posiwiałą głowę
tak jak do stogu siana przytyka się głownię.

Jesteście tylko talią kart

J

kiedy wracałem nocą Luna z tylnego lusterka
powiedział mi: ziemia jest płaska
a noc jest jak szapoklak i trzeba w nią uderzyć
żeby nabrała przestrzeni, cienia w którym mieszkają
białe mięciutkie króliki

dopiero wtedy można
postawić noc na głowie
gdy ci opadnie na uszy, gdy ci opadnie na nos
gdy aksamitem otuli piersi, brzuch, uda, do stóp
wtedy dopiero jest magia
wtedy dopiero jest noc

a reszta, mówi mi Luna, to ledwie są domki z kart
w których mieszkają tacy co to jak by nie spojrzeć
tylko namalowani. Namalowane pejzaże, lakierowane dni
i noc w której się odbija
światło wiszącej nad stołem
na drucie gołej żarówki

a ja, mówi mi Luna, nie lubię pływać w lusterkach
dla mnie poproszę ocean pełen trzepotu gołębi
który się pieni przy brzegach białym króliczym futrem
ojczyznę związanych za rogi
stubarwnych jedwabnych chust
twoich zmrużonych oczu
jej półotwartych ust

sahara

s

pokażę ci jak umiem rankiem się uśmiechać
stojąc boso przy oknie w rozcięciu kotary
i jak zwykle zabawnie jestem rozczochrany
gdy we śnie kręcę głową pokażę ci kiedyś
jak tylko przybijemy do brzegów sahary

wiecznozielona saharo pełna płytkich jezior
obmywaj nasze stopy gdy jesteśmy sami
wiecznozielona saharo opiekunko zwierząt
i zagubionych ludzi
zmiłuj się nad nami

pokażę ci wieczorem przymrużone oczy
siedząc zmęczony na sofie w skarpetkach od pary
mam wtedy wyraz twarzy niedźwiedzia koali
z tym całym dniem na karku pokażę ci kiedyś
kiedy słońce już zajdzie za łąki sahary

wiecznozielona saharo pełna płytkich jezior
obmywaj nasze stopy gdy jesteśmy sami
wiecznozielona saharo opiekunko zwierząt
i zagubionych ludzi
zmiłuj się nad nami

W noc

W

Przez każdą szybę widziałem Twoją twarz
to było zupełnie jak w Luwrze przy starej Giocondzie
tylko twarz była twarzą Nike z Samotraki –
nikt jej nigdy nie widział i nie znał naprawdę
może była zbyt piękna by dać się wyrzeźbić

Kto wpadł na taki pomysł by przyciemniać smutkiem
szyby w miejskich lokalach, żeby biel jej włosów
zabarwiała się sepią starych fotografii
Kto lustrzanym neonem wypisuje na nich
że w noc się nie odchodzi w noc trzeba być razem

I nawet zdrajca plecak ciągnie mnie do tyłu
żeby wrócić za szyby przyciemniane smutkiem.

Parapet

P

Teraz do tego okna podchodzę na palcach
choć jeszcze do przedwczoraj traktowałem szorstko
leniwe płachty zasłon. Teraz ich się boję,
bo właśnie wczoraj słońce mi eksplodowało
a francuska żaluzja skroiła nieboskłon
w błękitnoszary makaron. Teraz jest już dobrze
bo mogę myśleć o tym bez zmrużenia oczu.

Kapało na parapet. Przecież to już jesień
więc kapało na biały obojętny lakier,
mały złoty telefon wlewał coś do ucha
słońca eksplodowały i mgliła się szyba

Kapało na parapet. Na dole ulicą
pocięci w małe paski wędrowali ludzie
poszatkowanym chodnikiem a ścinki gołębi
przysiadały na cienkich fragmentach gałęzi.

Naucz się żyć w tym świecie skacząc odtąd zawsze
tylko z paska na pasek, z fragmentu na fragment.
Pod słońcem tykającym jak pękata bomba
z tym telefonem w uchu i zamgloną szybą.

K. Ś.

K

Oto drży ziemia i zamarza wino
i grzbiet wypręża biała śniegu pleśń
sań czterokonną srebrną gilotyną
mknie pod pierzyną
Królowa Ś.

Pobiegnę za nią na sznurze szalika
połyskiwaniem uśmiechniętych podków
patrzeć w jej włosy o zachodzie słońca
czy dalej będą
mieszać śnieg i niebo

Pójdę na kresy ludzkich alfabetów
gdzie iks i igrek, gdzie czarna omega
ponad ostatnią puszką samogłosek
zasnę wdychajac
zapach białych futer

Zagramy wtedy w lśniące kostki lodu
w mroźny spirytus wypity o świcie
o moje palce w jej srebrzystych włosach
o krę co rośnie w przeręblu powieki

Oto drży ziemia i zamarza wino
i grzbiet wypręża biała śniegu pleśń
sań czterokonną srebrną gilotyną
mknie pod pierzyną
Królowa Ś.

Depesze

D

“Na bliskim wschodzie mego łóżka
eksplodowała pułapka-poduszka
i skutkiem tego złamania reguł
sypiam od wczoraj na zachodnim brzegu.”

To pewnie zła wiadomość
ale na tle błękitnym nadal kręci się Ziemia
a mimo groźnych znaczeń wyrazy suną przez ekran
ze spokojem hiszpańskiej procesji
prowadzonej przez duże T.

“Z naszych poufnych danych wynika
że wczoraj blisko zamrażalnika
pewne wypadki poszły w kierunku
ochłodzenia wzajemnych stosunków.”

To nic bo przecież wskaźniki giełdowe
łagodnie obmywają zapiaszczone stopy
i żadna z walut nie daje się zepchnąć z kursu.
Inwestorzy zachowują spokój

“Jak donosi korespondent, po kolacji
nie zamknięto drugiej rundy negocjacji
ustalenia kto się zajmie naczyniami
poczyniono już za zamkniętymi drzwiami”

Ale co kwadrans nieodmiennie rozbrzmiewają fanfary
grają werble i trąby obwieszczają porządek.
W lewym dolnym ekranu dobrze chodzi zegar
z prędkością czterech węzłów i błyszczących spinek
od uczesanych krawatów od białych mankietów
w dokładnie określonych stałych punktach kadru.

Z zapałem zegarmistrza śledzimy mechanizm
litując się nad tymi którzy przed północą
muszą karmić tęczówki chaosem ogniska
bez pewności i jutra o tej samej porze.

Nagły dreszcz

N

Czy wiesz co ona wtedy czuje gdy ją przenika nagły dreszcz?
Może się czuje wtedy naga, bluzka odchodzi jej od skóry
i nagle czuje się jak tragarz nosząc fiolety i purpury
gdy zamiast tego by wystarczył drobny wiosenny ciepły deszcz.

Albo się czuje przeziębiona gdy ją przenika nagły dreszcz
wtedy herbatę pije z malin, wkłada cieplejsze okulary
by obserwować to co w dali w ciepłych skarpetkach nie do pary
a dreszcz porasta ją otula jak miękką ziemię szary perz.

Ona się czuje niespokojna gdy ją przenika nagły dreszcz
jakby dotknięta niespodzianie w najgłębszej duszy czuły spód
tam gdzie nie można już się cofnąć, tam gdzie się mówi tylko “bierz”

Ona się czuje zawiedziona gdy zamiast żaru czuje chłód
gdy tylko jest podgorączkowa, gdy tylko lekarz mówi “leż”
a dreszcz nie z tych ogarniających. No może trochę. Tak ciut-ciut.

Dobrze jest być eskimosem

D

Ref:
Jak dobrze jest być eskimosem
mieć czapkę futrzaną i szal
i kapkę upartą pod nosem
i wzrok zapatrzony gdzieś w dal.

1.
Gdyby Cyrano de Bergeraca
tatuś kochany był eskimosem
to by nie musiał kryć się po krzakach
ze swoim bardzo pokaźnym nosem.
Mógłby się puszyć, palcem nie ruszyć,
fitness, kwarcówka i liposukcja
będąc najbardziej znanym koniuszym
w podbiegunowych porno-produkcjach

2.
Kiedy eskimos odchodzi rankiem
trzymając w dłoni pokaźne łyżwy
to porzucaną właśnie kochankę
szloch nie popycha do klątw i wyzwisk.
I nie ma sprawy. Zaparzy kawy
już jej nie w głowie “love you” i “j’e t aime”
Która wytrzyma jestem ciekawy
pół roku w igloo z jednym facetem.

3.
O zdjęcie z misiem bardzo tam łatwo,
na ryby blisko, jest lód do whisky,
nie ma rachunków za gaz i światło
i jest daleko do drogich bliskich.
Każdy na lodzie, nigdy w pochodzie,
czapka z uszami, plecak z termosem.
Czy to od święta, czy też na codzień
bardzo jest fajnie być Eskimosem.

Kategorie

Instagram