AutorRafał Fagas

Piasek na zimnej podłodze

P

Wiktor obudził się tego dnia wyjątkowo wcześnie, w skołtunionej, wymiętej pościeli, skulony i niewyspany. Obudziła go cisza. Zza okna nie dochodziły wesołe i niefrasobliwe terkotania kubłów na śmieci ciągnionych po poniemieckim bruku podwórka. Przysiadł na krawędzi łóżka, przygarbiony i bezradny. W domu panowało milczenie. Tak. To już trzy dni odkąd odeszła pozostawiając za sobą coraz bardziej nieuchwytny zapach Channel 19, pozostawiając za sobą wszystkie świty i zmierzchy, kieliszki wina i wieczorne mycia zębów, wszystkie godziny spędzone przed lustrem w łazience i wszystkie zmarszczki na pościeli. Na tej pościeli, która nadal otulała łóżko Wiktora, na tej pościeli, w której przez trzy noce z rzędu wił sobie gniazdo z kołdrą narzuconą na głowę.

Lustro nie przyniosło otuchy a uśmiech który rzuciła mu poszarzała nieogolona twarz wydał się sztuczny. Nie było wody. Kran zacharczał tylko i umilkł. Znowu cisza.

Winda też nie działała ale do tego zdążył się już przyzwyczaić. Powlókł się schodami w dół a całe to schodzenie było jak animacja rysowana w dzieciństwie na kolejnych stronach notesu, stopień za stopniem, piętro za piętrem, dzień za dniem – wszystkie podobne i różniące się tylko nieistotnymi szczegółami.

Ale tym razem było inaczej. Sklep na rogu był zamknięty i opuszczony. Wiktor przysiągłby, że kupował tu jeszcze niedawno ale odkąd Ona odeszła nie miał głowy do zakupów. Śniadanie kupił w następnym sklepie – pustawym ale jeszcze czynnym. I jak co dzień, powlókł się długą, wąską ulicą prowadzącą do biura. Osiem godzin automatycznego podliczania słupków, przerywanych westchnieniami i patrzeniem w przybrudzone okno, za którym widać tylko puste, bezkresne dachy.

Następnego dnia woda nie pojawiła się w kranach i Wiktorowi wpadła do głowy zabawna myśl, że ona także go opuściła, że odpłynęła od niego razem z kabiną windy i sklepikarzem. Znalazł ją przecznicę niżej, w bulgoczącej brunatnym mułem dziurze w asfalcie. Przynajmniej woda nie odeszła daleko.

Przechodząc przez skrzyżowanie zauważył, że przystanek, na którym wsiadał do tramwaju jadącego do śródmieścia, zazwyczaj o tej porze pękający w szwach, dziś świeci pustkami. Pustkami i dużą kartką z niedbale namalowanymi mazakiem literami LIKWIDACJA PSZYSTANKU. Więc i przystanek również odszedł. Zabrał się razem z Nią, z windą i sklepikarzem. I ze światłami na skrzyżowaniu… – dodał zdziwiony patrząc w puste oczodoły które jeszcze wczoraj mrugały do niego zielonym i czerwonym światłem. Wyglądały na brutalnie wyłupione a wrażenie potęgowały sterczące ze środka przewody. Oślepiona ulica – pomyślał Wiktor – to nawet lepiej i tak nie ma na co patrzeć.

Wieczorem podszedł do okna i ze smutkiem ogarnął wzrokiem miasto. Przygarnął je do siebie, puste już o tej porze i jak mu się wydało, nie tak jaśniejące światłami jak wtedy kiedy oglądali je oboje, roześmiani, z kieliszkami białego wina w ciepłych dłoniach. W pobliskich ulicach świeciły tylko nieliczne latarnie i Wiktor pomyślał, że miasto uśmiecha się do niego krzywo, szczerbatym, robaczywym uśmiechem.

Następnego dnia obudziły go podniesione głosy za oknem. Kilku dość porządnie wyglądających złomiarzy kłóciło się o dziecięcy wózek na ogromniejącej z dnia na dzień stercie śmieci. Ale rychło doszli widać do porozumienia bo za chwilę do mieszkania Wiktora powróciła cisza. Tego dnia wyłączono prąd w całej dzielnicy i Wiktor zrozumiał że świat, że jego świat się kończy.

Cóż za parszywy koniec – pomyślał – jakaż skarlała Apokalipsa. Zamiast lecących z nieba gwiazd strącanych ogonem Lewiatana, zamiast ogłuszających anielskich trąb i zastępów anielskich przelatujących jak grom ponad domami grzeszników – zepsuta winda i opuszczone sklepy, sterty śmieci i oczodoły okien. Świat zamiast wybuchać rozłazi się w rękach jak mokry papier. Zamiast zginąć w boju – dogorywa we własnym łóżku.

Wieczorem poczuł pod stopami ziarenka piasku. To z wolna kruszyły się ściany. Za oknem wiał ciepły, spokojny wiatr a ginąca w mroku panorama miasta zdawała się rozpływać i oddalać. Wiktor siedział na taborecie w otwartych drzwiach balkonu i patrzył jak oddzielone na początku świata światło i ciemność zlewają się na powrót w szarą, bezkształtną masę. W wieczny i pusty przedświt.

Kardiochirurg z Ciechocinka

K

Kardiochirurg z miasta Ciechocinek
ponad wszystko pragnął Walentynek
gdy z miłości umierał
do pacjentki, pobierał
jakiś fragment, pamiątkę, wycinek.

Nie mam wolnej ręki

N

Nie mam wolnej ręki by teraz się tobą zająć
muszę ją trzymać na pulsie spraw, aktualnych wydarzeń
więc nie mogę zająć się tobą. Tym bardziej że jesteś z marzeń
i to w dodatku takich które się nie spełniają.

Poczekaj tylko do zmroku. Przyjdę sam
i z zamkniętymi oczami będę cię karmił sobą
swoją krwią, swoim mózgiem, myślami i wątrobą
wszystko czego ci trzeba – mam.

Ale na razie upadają mi imperia i gasną światła miast
i nie mogę cię teraz objąć żeby nieba nie wypuścić z garści
a błękit i pulchne chmury ocierają mi szyję jak głaz

musisz poczekać aż zgasną. Przyjdę sam. I masz się nie martwić
tym jak jesteśmy niepełni. Raz po raz
tak bardzo porozdzierani, tak na mankietach przetarci.

Piraci z Karaibów 2

P

Przedziwny jest to film, w którym cały show ukradł dla siebie aktor mocno drugoplanowy i w dodatku nawet nie wymieniany w liście płac. Jedyny, który w tym filmie powodował żywsze bicie serca, a który jak widać wystąpił w nim za darmo.

Kraken (bo o nim mowa) był wspaniały. Podstępny i silny. Pełen wdzięku i stanowczości. Nareszcie Kraken na miarę naszych możliwości.

Niestety partnerowali mu zdeklasowany elf, jeszcze bardziej najarany Johnny Depp i chłopięca Knightley, w jakiejś nadmiernie skomplikowanej intrydze, która jak sądze miała stanowić pretekst do występów Krakena. A tych było stanowczo za mało. Mam nadzieję że producenci trzeciej części, która niechybnie nastąpi, pozwolą temu bohaterowi rozwinąć skrzydła. To znaczy macki.

Podobno Kraken dostał propozycję grania w drugiej części “Gdzie jest Nemo”, w “Szczękach 4” oraz ekranizacji Brechtowskiej “Opery za trzy grosze” (rola Mackiego the Knife). Jak głoszą plotki, ma również zagrać w remake’u “Ojca chrzestnego”. Dwia duże nowojorskie domy mody już starają się o kontrakt na uszycie mu fraka. Kraken, w jednym z wywiadów, zwierzył się że planuje również stanąć za kamerą i nakręcić niskobudżetowy, artystyczny film jako pierwszy w historii kinematografii kręcony z dwudziestu kamer z ręki (powiedzmy) jednocześnie. Na fali popularności firma MacDonalds zamierza wprowadzić w swoich restauracjach MacKrakeny. Wszystko to pozwala nowoodkrytej gwieździe patrzeć śmiało w przyszłość która odkrywa przed nim ocean możliwości.

Knightley podobno jest facetem. W każdym razie w męskim przebraniu była nie do odróżnienia od większości piratów.

Wchodzę na dach

W

Wchodzę na dach bo antena satelitarna znowu odmówiła posłuszeństwa. Robi to co jakiś czas i mam jej to za złe. Wejście na dach (a właściwie poddasze bo kamienica stara i dach spadzisty) zawsze jest wyprawą: trzeba znaleźć klucze nie używane od pół roku, przeżyć katorgę niepewności czy mieszkający opodal poddasza dziadek nie zmienił zamków (zmienia je czasem. Pewnie jest to jedyna rzecz w życiu jaką zmienia. No może jeszcze skarpetki.) i wreszcie jest się tam.

Poddasze jest wielkie, drewniane i skrzypiące. Stąpając po podłodze ma się wrażenie że za chwilę zarwie się pod stopami, stąpa się więc tam lekko co jeszcze bardziej potęguje ciszę. Na poddaszu panuje nastrój sanktuarium – cisza i błękit nieba za małymi oknami a w powietrzu wirujące złote w zachodzącym słońcu drobiny kurzu.

A na wszystkich oknach, na załomach dachu, wszędzie – rozsiadły się anteny, swoim białym “O” wyrażając zdziwienie wobec bezmiaru widzianego z poddasza świata. Białe litery “O” gapią się w kosmos i wystawiają swoje gardziele na wszystko co z kosmosu spadnie. Ja też mam tam swoją gardziel. Dużą. 90 centymetrową. Oto i ona.

Wszystko co pragnę naprawić lub chociażby rozkręcić ma w sobie jedną szczególną śrubkę. Czasem wydaje mi się że to emanacja tej samej śrubki, że w jakiś sposób jest to jedna śrubka pod wieloma postaciami. To ta której nie da się odkręcić. To ta, bez odkręcenia której nic się nie da zrobić.

Moja antena ma taką jedną śrubkę. Śrubę właściwie – z mutrą 10 mm. Idąc na górę zabrałem ze sobą cały komplet kluczy z wyjątkiem klucza 10 mm, który zapodział mi się kiedyś. Ale śrubka a właściwie ŚRUBKA ma dokładnie 10 mm i niczym innym nie da się jej odkręcić. Więc po przeszukaniu całego mieszkania i szczęśliwym odnalezieniu zagubionego klucza wracam do niej i patrzę jak na zwyciężoną.

Prędkie zwycięstwa jednak są krótkotrwałe. ŚRUBKA nie ustępuje. Kręci się tylko wokół drwiąco wskazując na fakt, że potrzebowałbym dwóch kluczy 10 mm żeby móc się z nią zmierzyć – jednego do mutry a jednego do śruby. Ale na szczęście w tym momencie nastaje pora zwana przez fotografów “złotą godziną” – zachodzące słońce wyciska ze wszystkiego najpiękniejsze barwy a na wierzch pamięci wypływają ciepłe i piękne wspomnienia.

Klucz francuski. Mam jeszcze klucz francuski. Co prawda rozmiarów wystarczających do odkręcenia opony TIRa ale może uda się nim chwycić mutrę. Wychylony do połowy przez ciasne okienko usiłuję jedną ręką przytrzymać mutrę a drugą odkręcić śrubę. ŚRUBA walczy, rzuca do ataku swoje przerdzewienie, prowadzi natarcie poprzez własne zatarcie, pocę się i modlę by nie wypadł mi z ręki klucz i w końcu – udaje się. Zgrzyt za zgrzytem ŚRUBA poddaje się. Do następnego razu.

Potem wszystko idzie już gładko. I znowu z kosmosu sączy mi się do pokoju program dwóch tysięcy programów. I tak ich nie oglądam.

Pani z Paryża

P

Pewna pani z Paryża
chociaż nadzwyczaj chyża
gdy się ściągało przy niej spodnie
obrażała się niezawodnie
twierdząc że ją to poniża

Pan z Kartaginy

P

Pewien pan z Kartaginy
wchłaniał bliny i płyny
na skutek czego pękł znienacka
burząc dość dużą połać miasta
(na Katona zwalono część winy)

Pani z Piemontu

P

Pewna pani z Piemontu
w czasie każdego remontu
wdzięczyła się do ekipy.
A te niewdzięczne typy
nawet nie zeszły z gontu

Kasjerka na Heathrow

K

Kasjerka na lotnisku Heathrow
nie peszyła się komżą ni mitrą.
Pod jej wpływem nawet jeden kardynał
przyznał (choć wcześniej się zżymał)
pewną wyższość zapłodnieniu in vitro.

Pruderyjna z Poznania

P

Pruderyjna pełnoletnia z Poznania
późną porą przystępuje do prania.
Powód? Palacza przy piecach
pochylenie podnieca
lecz Prognoza Pogody – pogania.

Kategorie

Instagram