Piasek na zimnej podłodze

Wiktor obudził się tego dnia wyjątkowo wcześnie, w skołtunionej, wymiętej pościeli, skulony i niewyspany. Obudziła go cisza. Zza okna nie dochodziły wesołe i niefrasobliwe terkotania kubłów na śmieci ciągnionych po poniemieckim bruku podwórka. Przysiadł na krawędzi łóżka, przygarbiony i bezradny. W domu panowało milczenie. Tak. To już trzy dni odkąd odeszła pozostawiając za sobą coraz bardziej nieuchwytny zapach Channel 19, pozostawiając za sobą wszystkie świty i zmierzchy, kieliszki wina i wieczorne mycia zębów, wszystkie godziny spędzone przed lustrem w łazience i wszystkie zmarszczki na pościeli. Na tej pościeli, która nadal otulała łóżko Wiktora, na tej pościeli, w której przez trzy noce z rzędu wił sobie gniazdo z kołdrą narzuconą na głowę.

Lustro nie przyniosło otuchy a uśmiech który rzuciła mu poszarzała nieogolona twarz wydał się sztuczny. Nie było wody. Kran zacharczał tylko i umilkł. Znowu cisza.

Winda też nie działała ale do tego zdążył się już przyzwyczaić. Powlókł się schodami w dół a całe to schodzenie było jak animacja rysowana w dzieciństwie na kolejnych stronach notesu, stopień za stopniem, piętro za piętrem, dzień za dniem – wszystkie podobne i różniące się tylko nieistotnymi szczegółami.

Ale tym razem było inaczej. Sklep na rogu był zamknięty i opuszczony. Wiktor przysiągłby, że kupował tu jeszcze niedawno ale odkąd Ona odeszła nie miał głowy do zakupów. Śniadanie kupił w następnym sklepie – pustawym ale jeszcze czynnym. I jak co dzień, powlókł się długą, wąską ulicą prowadzącą do biura. Osiem godzin automatycznego podliczania słupków, przerywanych westchnieniami i patrzeniem w przybrudzone okno, za którym widać tylko puste, bezkresne dachy.

Następnego dnia woda nie pojawiła się w kranach i Wiktorowi wpadła do głowy zabawna myśl, że ona także go opuściła, że odpłynęła od niego razem z kabiną windy i sklepikarzem. Znalazł ją przecznicę niżej, w bulgoczącej brunatnym mułem dziurze w asfalcie. Przynajmniej woda nie odeszła daleko.

Przechodząc przez skrzyżowanie zauważył, że przystanek, na którym wsiadał do tramwaju jadącego do śródmieścia, zazwyczaj o tej porze pękający w szwach, dziś świeci pustkami. Pustkami i dużą kartką z niedbale namalowanymi mazakiem literami LIKWIDACJA PSZYSTANKU. Więc i przystanek również odszedł. Zabrał się razem z Nią, z windą i sklepikarzem. I ze światłami na skrzyżowaniu… – dodał zdziwiony patrząc w puste oczodoły które jeszcze wczoraj mrugały do niego zielonym i czerwonym światłem. Wyglądały na brutalnie wyłupione a wrażenie potęgowały sterczące ze środka przewody. Oślepiona ulica – pomyślał Wiktor – to nawet lepiej i tak nie ma na co patrzeć.

Wieczorem podszedł do okna i ze smutkiem ogarnął wzrokiem miasto. Przygarnął je do siebie, puste już o tej porze i jak mu się wydało, nie tak jaśniejące światłami jak wtedy kiedy oglądali je oboje, roześmiani, z kieliszkami białego wina w ciepłych dłoniach. W pobliskich ulicach świeciły tylko nieliczne latarnie i Wiktor pomyślał, że miasto uśmiecha się do niego krzywo, szczerbatym, robaczywym uśmiechem.

Następnego dnia obudziły go podniesione głosy za oknem. Kilku dość porządnie wyglądających złomiarzy kłóciło się o dziecięcy wózek na ogromniejącej z dnia na dzień stercie śmieci. Ale rychło doszli widać do porozumienia bo za chwilę do mieszkania Wiktora powróciła cisza. Tego dnia wyłączono prąd w całej dzielnicy i Wiktor zrozumiał że świat, że jego świat się kończy.

Cóż za parszywy koniec – pomyślał – jakaż skarlała Apokalipsa. Zamiast lecących z nieba gwiazd strącanych ogonem Lewiatana, zamiast ogłuszających anielskich trąb i zastępów anielskich przelatujących jak grom ponad domami grzeszników – zepsuta winda i opuszczone sklepy, sterty śmieci i oczodoły okien. Świat zamiast wybuchać rozłazi się w rękach jak mokry papier. Zamiast zginąć w boju – dogorywa we własnym łóżku.

Wieczorem poczuł pod stopami ziarenka piasku. To z wolna kruszyły się ściany. Za oknem wiał ciepły, spokojny wiatr a ginąca w mroku panorama miasta zdawała się rozpływać i oddalać. Wiktor siedział na taborecie w otwartych drzwiach balkonu i patrzył jak oddzielone na początku świata światło i ciemność zlewają się na powrót w szarą, bezkształtną masę. W wieczny i pusty przedświt.

Skomentuj

Kategorie

Instagram