KategoriaLiryka

Nosanova de Catar

N

Nosanova de Catar, gdy na spacer szedł miasteczkiem
to mijana każda z dam – upuszczała mu chusteczkę.
On zaś, patrząc dumnie w krąg, czy jesienią to czy wiosną
schylał się wytwornie i
wysmarkiwał się w nie głośno.

Przy tym zaś wydawał dźwięk
który niósł się przez równiny
Ton, że paniom wokół aż
furkotały krynoliny.

Nosanova de Catar, czasem stawał pod balkonem
i kierował nieco wzwyż, oczy lekko załzawione
Gdy zaś lokatorka w lot udzielała wdzięków pełnię
wtedy z pożądania nos
zatykało mu zupełnie.

Co gdy pocałunki kradł
wisząc w bluszczu jednocześnie
nader wzbogacało kształt
jego erotycznych westchnień.

Nosanova de Catar, typem był pociągającym
i dla dziewcząt i dla wdów i dla kobiet pracujących.
Wiele pań wspomina dni (czas surowy ich nie zatarł)
kiedy miały kilka chwil
na wyłączność jego katar.

Jego ciut czerwony nos,
lekkie zapalenie ucha.
To nieważne – szepną – Och!
Lecz jak dmuchał! Jak on dmuchał!

Nadgarstki

N

W miejscu które oddziela pragnienie od dotyku
krew płynie najcieplejsza i najgłośniej tętni
gdy nagłym wodospadem przelewa się w pięć palców
i bębni jak ulewa o dachy opuszków.

Dlatego na skórze czujesz deszcz
dlatego właśnie. Wiesz?

Możesz słuchać tego co szemrze albo szybko uciec
bo nawet najtęższe głowy światowej parasologii
nie wymyśliły sposobu aby się przed nim osłonić
innego jak czym prędzej schować się do bramy.

Policja likwiduje atrapy straszące kierowców

P

Motto:
“Dziennik”: Z polskich dróg znikną atrapy radiowozów straszące kierowców. Przybędzie za to fotoradarów – z 60 do 127.

Jak mówi nasz informator, poważnie i bez kantów
policja będzie tam stawiać atrapy policjantów
każdy ze sztucznym radarem, przykryty sztuczną rośliną
i z pełną sztucznych zębów, sztucznie uprzejmą miną.

Idea ta zresztą zatacza, jak mówią, szersze kręgi.
Widziano ostatnio montera co wkrętak miał i obcęgi
jak szedł z pokaźnym pakunkiem, mostem na rzece Wisła.
Podobno niósł dmuchaną atrapę wiceministra.

Ponadto Stomil z Sanoka jak również Unimil z Dobczyc
rozbudowują zakłady. Jak mówią wywiadowcy
obie te firmy dostały zamówienia dość pilne
na atrapy sołtysów, wójtów i służby cywilnej.

Wygląda zatem na to, drodzy panowie i panie
że po wyborach gremialne odbędzie się dmuchanie.
I w czarnej tej perspektywie pociechy jest tylko tyle
że ciągle kiepskiej jakości są nasze krajowe wentyle…

Spodnie Siedzącego Byka wracają do rodziny

S

Motto:
“Kosmyk włosów i spodnie Siedzącego Byka (Sitting Bull), wodza i szamana Indian z plemienia Dakota, zostały zwrócone jego potomkom przez muzeum Historii Naturalnej w Waszyngtonie – poinformowały władze muzeum Smithsonian’s.”

Płakał z wzruszenia cały stan Północnej Karoliny
gdy spodnie Siedzącego Byka wracały do rodziny.
I dziadek płakał – stary jeans i ciotki – pantalony
i ojciec prasowany w kant niezwykle był wzruszony.

Gdy spodnie Siedzącego Byka weszły na podwyższenie
matce od łez, stęsknionych łez, popuchły aż kieszenie.
Końca nie było, mówię wam, przemowom i karesom
na powitanie przybył tam ze Szwecji wuj Kaleson.

Brat choć był połatany dość darł się wytrwale: “Bingo!”
Z wzruszenia odebrało głos młodym kuzynkom stringom.
I gratulował stryjek Szort z uśmiechem szaławiły
że zamiast z bykiem siedzieć hen, to wstały i wróciły!

Ze wszystkich czterech świata stron: Wranglery, majtki, Gucci
bawili się do świtu i byli niewąsko spruci
że aż przyciasne ciotki dwie wstawiły sobie kliny
gdy spodnie Siedzącego Byka wróciły do rodziny!

Piosenka długa jak odprawa na lotnisku

P

1.
Kółka waliz piszczały serenady
telefony traciły zasięg
kiedy szła. A tłum cichy i blady
śledził krok jej na wysokim obcasie.

Operator bramki bezpieczeństwa
oślepł od jej uroku jak kret
a z ust jego pełen tremy i niemy
nawiedzony wyrywał się szept…

Ref:
Och zapiszcz bramko zapiszcz
niech pisk twój ją ułapi
niech trwa aż do szaleństwa
kontrola bezpieczeństwa

Och zapiszcz bramko proszę
na but, na biustonosze,
na suknie i te de
niech brzmi twe głośne C

Och złów mi tę babkę
w pułapkę
i kapkę
rozkoszy daj dziś

pi pi pi

2.
Obejrzała się nieco zdziwiona
na te głośne wysokie nuty
on z uśmiechem rozłożył ramiona:
“Niechaj pani może zdejmie buty?”

Operator bramki bezpieczeństwa
sztywny jakby poraził go prąd
kiedy szła tam raz jeszcze, powietrze
aż płonęło od jego klątw…

3.
Obejrzała się znowu zdziwiona
wszystkim w gardłach stanęły kluski
gdy z uśmiechem rozłożył ramiona:
“Może pani spróbuje bez bluzki?”

Operator bramki bezpieczeństwa
poczuł skóry mrowienie i kłów
kiedy szła niczym Wenus ku niemu
dusze diabłu polecał by znów…

4.
Obejrzała się bardzo zdziwiona
w osłupieniu zastygli celnicy
gdy z uśmiechem rozłożył ramiona:
“Może guzik u pani spódnicy?”

Operator bramki bezpieczeństwa
z twarzą nagle stężałą jak głaz
kiedy szła prawie naga to błagał
o ostatni, ostatni ten raz…

5.
Morał z tego że udział nie lada
w nieświadomym damskim erotyzmie
(gdy za dużo szpinaku się zjada)
ma żelaza poziom w organiźmie

Operator bramki bezpieczeństwa
wykorzysta tą słabość do cna
z czego tłok na lotnisku i w ścisku
człowiek spędza pół dnia!

Głosuj za samorozwiązaniem

G

Drodzy Panowie, piękne Panie
a także ty, nieletni brzdącu –
głosuj za samorozwiązaniem
niech się coś samo zrobi w końcu!

Słuszną to dumę mą obudzi
i rozraduję się na fest ja
kiedy się bez udziału ludzi
samorozwiąże jakaś kwestia.

Same zbudują się stadiony
same położą autostrady
same się włączą dyktafony
same obsadzą się posady.

Sama rozwiąże się gardłowa
sprawa co trapi nas co raz to.
Samorozwiąże się umowa
pracy z niechcianym pracodawcą.

Same rozwiążą się krzyżówki,
problem ze szwagrem strasznym szują,
niech nawet może i sznurówki
się nam posamorozwiązują.

Ginekolodzy na zasiłek!
Od dziś zastępy dumnych pań
wezmą ochoczo w swoje ręce
kwestię swych samorozwiązań!

Rozwiążą się nam same sumy
i cuma która trzyma statek.
Pojawią się z pewnością tłumy
samorozwiązłych nastolatek.

Więc już się nie męcz. Rozpal grilla
albo się połóż na tapczanie.
Co tam się będziesz sam wysilał? –
– głosuj za samorozwiązaniem!

Kapuściane pola forever

K

1.
Uważaj by się wtedy nie obudzić
w taką noc albo przedświt sierpniowy
gdy tłumowi kapuścianych ludzi
srebrny księżyc świeci na głowy

Kiedy głowy mają w srebrnym pyle
a z nich każda od innych jest lepsza
gdy wystaje z ziemi tylko tyle
żeby móc zaczerpnąć powietrza

Ref:
Tak dostatnio się czują i bezpiecznie
tkwiąc po uszy w księżycowej polewie
kapuściane pola są wieczne
kapuściane pola forever

Życie nie jest ani trochę ciekawsze
gdy się ptakiem jest na smukłym drzewie
kapuściane pola na zawsze
kapuściane pola forever

2.
Uważaj by się wtedy nie obudzić
bo to zbrodnia krwawa i okropna
tak przestraszyć kapuścianych ludzi
stojąc nago w jasnej ramie okna

Można wtedy ich niepogrzebanych
doprowadzić na skraj srebrnej paniki
kiedy ich nieużywane krtanie
będą piły ciasne ziemskie kołnierzyki

3.
Niechaj śpią póki ich śmierć nie odwiedzi
z szatkownicy srebrnoszarej frygą
by z ich głów nieudolnie sklecić
kapuśniaczek lub armatni bigos.

Bajdewind

B

Kiedy wiatr mnie odpychał – płynąłem najszybciej
rozcinając jezioro jak nowo kupioną
książkę. Deszcz tylko czasem spieszył mu z pomocą
ale bez przekonania. Prawie nieprawdziwie.

Pieściłem wtedy sznury a ogromne żagle
twardniały jakby powietrze nabrało powietrza
czekając aż je wysmagam po przejrzystych plecach
jedną z tysiąca linek albo samym masztem.

Kiedy wiatr mnie odpychał – płynąłem jak wariat
szukając Cię uważnie jak podwodnej skały
słuchając Cię w melodiach grywanych na wantach

przez ulotne syreny. Płynąłem uważny
dzieląc bezkres jeziora na małe akwaria
łamiąc wolę wichury na bezradne szkwały.

Patmos

P

Ukrywam się na Patmos o krótkich, urywanych
plażach. W domku na szczycie gdzie mnie nie zaskoczy
ognista kula ponad horyzontem

Kiedy nadjeżdża mleczarz słyszę szkrzypienie stempli
co podpierają niebo. Okoliczne góry
plują gdy nikt nie widzi lawą prosto w twarz

Więc nie wychodzę często, staram się nie słyszeć
fałszywych anielskich chórów co ćwiczą w gospodzie
przed ostatecznym mrokiem. Czasem, czasem tylko
przemykam się nad morze żeby czekać fali
heroicznie, odważnie z wodą po kolana.

Potem wracam pod kołdrę poprzez krwawe łąki
maków co płyną zboczem małej wyspy Patmos
na moją świętą drzemkę, na mój ważny sen.

Statek pijany (za A. Rimbaud)

S

Płynąłem wtedy z obojętnym prądem rzek,
gdy luźna stała się flisackiej liny smycz:
moich flisaków rozwrzeszczany przybił ćwiek
do barwnych pali, gdzie czerwonoskóra dzicz.

Nigdy nie ważył dla mnie nic załogi los
pod jarzmem wełny z Anglii i flamandzkich zbóż,
więc gdy człowieka na pokładzie umilkł głos,
mogłem wskroś fali tam, gdzie chciałem, płynąć już.

Wśród dzikich sztormów w zeszłej zimy mroźny szał
głuchszy niż dziecka rozum, przez kotary mgieł
bez tchu pędziłem, a półwyspów, gdym je brał,
tryumfalniejszy nigdy nie dobiegał zgiełk.

Dłoń huraganu morski mi sprawiła chrzest.
Lekki jak korek przez dni dziesięć grzbiety fal,
co ludziom śmierć przynoszą, które znaczą kres,
znaczyłem tańcem, lądu mi nie było żal!

Słodsza niż młodych jabłek w ustach dzieci smak
woda zielony rozpoczęła we mnie żer:
cierpkiego wina woń, wymiotów ludzkich znak
zmywa bez śladu, rwie kotwicę, łyka ster.

Odtąd pławiłem się w tym Poemacie Mórz,
mleczny i słodki popijając koktail z gwiazd;
żarłem ten błękit wielki, w którym blady już
topielec, marząc, swą ostatnią płynie z tras.

Błękit, co nagle szmaragdowiał pośród zjaw
albo powolnym rytmem kapał w świetle dni,
od wódki trwalsza, nad muzykę godna braw
w nim fermentuje gorzka miłość barwy krwi!

Wiem co tornada, w błyskawicach nieba skrzyp,
co morskie prądy i przypływy; wiem co zmrok.
Gołębim skrzydłem nieraz zrywał się mój świt,
widziałem rzeczy, których pragnie ludzki wzrok!

Widziałem słońce niskie, w nim mistyczny strach,
gdy siną barwą utrwalało długi cień,
jak z greckich chórów fale, odchodzące w piach,
co maską kryły tajemnicę swoich drżeń!

I śniłem noc zieloną, kiedy skrzył się śnieg,
usta, co z wolna dotykają morskich rzęs,
w błękicie, w żółci przebudzony lśniący śpiew
i wirowanie niebywałe aż po kres!

I podążałem przez miesiące, których pęd
był jak paniczne stado, fali grzmiącej wizg,
nie śniąc o Mariach, o srebrzystej sile pięt,
co w gardziel morza mogła wdeptać by ich pysk!

Bajecznych Floryd także nadszarpnąłem klin
– okiem pantery tam na ciebie patrzy kwiat
o ludzkiej skórze; grube tęcze, wzorem lin,
pętają stwory morskie, w całość wiążąc świat!

Widziałem bagna, co nie przestawały wrzeć,
gnijące w sieciach lewiatany pośród trzcin,
w ciszy bezwietrznej wody spadające precz,
dale, co płyną bez wahania w wodny młyn,

lodowce, słońca srebrne wśród perłowych fal,
spiekotę nieba, w brązach zatok skryty wrak,
gdzie w wielkich wężach ma robactwo stół i bal,
gdzie wielkie węże oplatają czarny krzak!

Dzieciom pokazać chciałbym cały morski kram:
błękitną falę, złote łuski, rybi śpiew,
jak się kołyszę pośród ukwieconych pian,
jak mnie unosi wzwyż oceaniczny wiew.

Czasem mierziły mnie zwrotniki, ziemska oś,
lecz wtedy morze, łkając słodko pośród mdleń,
macką żółtawą przejmowało mnie na wskroś
– nieruchomiałem jak klęczącej damy cień…

albo jak wyspa, której ktoś bezcześci brzeg
pyskówką, guanem jasnookich, wściekłych mew.
I wstecz płynąłem, gdy przez więzów moich ścieg
senni topielcy zstępowali w morza zlew!

Ja, zabłąkany pod nadbrzeżnym włosiem palm,
rzucony wichrem w przestrzeń, gdzie nie mieszka ptak,
czy żagiel Hanzy, czy strażniczych łodzi stal
za słabe są na mój pijany morzem wrak;

wolny, dymiący, na liliowych grzbietach mgieł,
ja, co dziobałem czerwonego nieba kark,
com dla poetów woził pierwszorzędny dżem,
porosty słońca i lazuru wielki smark;

maszty me zdobił nieraz elektryczny wij,
czarne koniki morskie straż przy burcie mej
dzielnie trzymały, kiedy lipców tęgi kij
ultramarynę nieba wtłaczał w ognia lej;

mnie który drżałem czując na pięćdziesiąt lig
pomruki Behemotów i Maelstromów bieg,
błękitne place morza przemierzałem w mig,
śni mi się wciąż Europa – jej antyczny brzeg!

Widziałem gwiazd archipelagi, gdzie wysp kra
otwartym dla żeglarzy firmamentem śni:
– Śpisz już? Jesteś wygnany w taką noc bez dna?
Milionie złotych ptaków, Ogniu przyszłych dni?

Płakałem dosyć! Ból przeszywa każdy świt,
krzywi się słońce, księżyc też ma minę złą:
Skorodowana miłość mnie wypełnia zbyt
– Pękajcie wręgi! Dzisiaj pragnę iść na dno!

I takie tylko z mórz Europy mi się śni:
w ciemnym zaułku jednej z kałuż chłodny blat,
nad którym dziecko pełne smutku dniami tkwi
żaglowce kruche jak motyle śląc na wiatr.

Skąpany w fal depresjach nie potrafię już
przemierzać wodnych szlaków po bawełny blok,
płynąć w sztandarów pychę i bitewny kurz
ani wiosłować, czując ciężki galer wzrok.

Kategorie

Instagram