Kiedy wiatr mnie odpychał – płynąłem najszybciej
rozcinając jezioro jak nowo kupioną
książkę. Deszcz tylko czasem spieszył mu z pomocą
ale bez przekonania. Prawie nieprawdziwie.
Pieściłem wtedy sznury a ogromne żagle
twardniały jakby powietrze nabrało powietrza
czekając aż je wysmagam po przejrzystych plecach
jedną z tysiąca linek albo samym masztem.
Kiedy wiatr mnie odpychał – płynąłem jak wariat
szukając Cię uważnie jak podwodnej skały
słuchając Cię w melodiach grywanych na wantach
przez ulotne syreny. Płynąłem uważny
dzieląc bezkres jeziora na małe akwaria
łamiąc wolę wichury na bezradne szkwały.