Ukrywam się na Patmos o krótkich, urywanych
plażach. W domku na szczycie gdzie mnie nie zaskoczy
ognista kula ponad horyzontem
Kiedy nadjeżdża mleczarz słyszę szkrzypienie stempli
co podpierają niebo. Okoliczne góry
plują gdy nikt nie widzi lawą prosto w twarz
Więc nie wychodzę często, staram się nie słyszeć
fałszywych anielskich chórów co ćwiczą w gospodzie
przed ostatecznym mrokiem. Czasem, czasem tylko
przemykam się nad morze żeby czekać fali
heroicznie, odważnie z wodą po kolana.
Potem wracam pod kołdrę poprzez krwawe łąki
maków co płyną zboczem małej wyspy Patmos
na moją świętą drzemkę, na mój ważny sen.