KategoriaRiL

Rigoberto liczy jaszczurki

R

my jesteśmy zwinki trzy
zwinki trzy
zwinki trzy –
Rigoberto pijany gubi się w rachunkach
idąc piaszczystą ścieżką w stronę Oceanu
krzesząc małe jaszczurki spod stóp

jest jak tramwaj
gdy czasem na zakrętach łapie się powietrza
albo jak sztuczny ogień
patrz tylko Lukrecjo –
one są niczym chwile

z tych co gdy liczone
to człowiek nie zasypia
z tych co gdy je liczyć
nie sposób potem zasnąć

Wreszcie ma Ocean. I nie da się pójść dalej.
Chichocze po chwili
potrzymaj moje Porto
kup dużo cebuli

 

 

Rigoberto prasuje koszule

R

I nienawidzi tego. Czuje się jak zbrodniarz
zacierający ślady brudny barbarzyńca
który białym żelazem pali biblioteki
i równa z horyzontem wszelkie opowieści
o przytuleniu, jej dłoni, zmarszczce co powstała
kiedy szeptał na ucho rozkiełznane głupstwa
o tym jak się składała utkana bawełna
w origami pochyleń w setne nieba-piekła
pocałunków tak wszystko to przysparza zmarszczek
ale ścieżka żelazka jest nazbyt jak cisza
po wykasowaniu po stracie po czymś bardzo ważnym

Więc nienawidzi tego bo kiedyś oślepnie
bo kiedyś mógłby wodzić po tej pogniecionej
przesiąkniętej zapachem bawełnianej szmatce
czytając z niej opuszkiem niczym ostrzem igły
te chwile zapisane
te zmarszczone chwile

Rigoberto z powagą wyłącza żelazko
i chcichocze do siebie
tabula koszula

Rigoberto opowiada o astronomii

R

Z brodatą powagą Rigoberto opowiada o planetach
ale Lukrecja ma w oczach tylko wesołe gwiazdy
kiedy na skórze jej pleców kreśli epicykle
Ptolemeusz wajchę przełóż chichocze

Jak ją wprowadzić w tę noc w taką próżnię
kiedy nawija szelmowsko planety
na srebrną nitkę kiedy rzuca w niego
śnieżkami starych zakurzonych komet

Rigoberto wzdycha i daje jej księżyc
mały ale przytulny rysuje go dla niej
na złocistym nadgarstku ona mruczy tylko

potem przez chwilę bawi się kwadrami
potem zasypia na jego ramieniu

Teoria strun

T

Spoglądając z tarasu na morze stary Rigoberto
znajduje imię Lukrecji. Jej imię to Fala
imię co się wypiętrza na obcasach wiatru
tylko po to by upaść w szmaragdową otchłań
jedynie z tego powodu żeby po ławicach
wspinać się dumnie do słońca z uniesioną głową.

Szczęśliwy Rigoberto zlizuje słonawe
krople kudłatej nadchodzącej burzy
palcem na balustradzie zapisuje wzory
na głos Lukrecji, drżenie lutowym wieczorem
rytm chrapliwych oddechów i na zamaszyste
amplitudy orgazmu, na trzepoty powiek
na falowanie bioder gdy idzie ulicą
z koronkowym wachlarzem
z małym wiatrem w dłoni

I teraz myśli sobie – Lukrecja to bozon
kiedy idzie przez miasto jest jak zakłócenie
codziennego porządku – krawcy się kaleczą
trzymaną w ręku igłą, piekarze ssą palce
a młot kowala chybia dłoni o milimetr
gdy Lukrecja opędza się od natrętnego
powietrza co ośmiela się stawiać jej opór.

Wreszcie wie czemu czasem w czerwonawym świetle
wieczoru przypomina mu rzeźbioną harfę
o równo ułożonych wystrojonych nutach
błyszczących o zachodzie jak kolekcja noży.

Kategorie

Instagram