Elegancka stara panna z Sosnowca
po wypiciu choćby szklanki browca
oddawała coś do lombardu
aby rzucić się w otchłań hazardu
(ze szczególnym uwzględnieniem “salonowca”)
Pan z Rejkiaviku
Pewien pan z Rejkiaviku
miał kłopotów bez liku
co prawda na słowo “bandyta”
mówił “phi! A co mi tam?”
ale sypiał zawsze w bagażniku
Garnek i świnka (Cyklady)
to była dobra wyspa tak okrągła
jak brzuch kobiety jak leżąca tarcza
czasem nocami mruczała nam sennie
i kołysała nasze małe śmierci
nasi mężczyźni o czerwonych
plecach pierwsi poczuli powiew podniecenia
nagle żaglowcom wyrastały piersi
dłonie garncarzy kształtowały biodra
a nam kobietom okrąglały brzuchy
białe i święte i rosła w nas pewność
że oto idzie poród i poczęcie
że wyspa rodzi następne stulecia
pakujemy się
wszystko co jest nami
musimy przewieźć gdzie indziej
nie wolno uronić pierścionka monety
przepaski do włosów nic co zostawione
mogłoby nas w przyszłości skłaniać do powrotu
cały nasz żal zabieramy ze sobą
choć czerwone ramiona naszych wioślarzy
jednogłośnie uchwalają irytację
nie zostawimy nawet niepotrzebnych
drobiazgów starych prezentów dziurawej sukienki
wazy na wichry z ułamanym uchem
morze trzeszczy
i mimo wszystko obracamy głowy
w których kołują rzeczy zapomniane
ten stary garnek co stał na podwórzu
i chora świnka w zagrodzie od morza
Niepoznaki
Na ciepłej skórze kaligrafujemy
ludzkim paznokciem, porzuciwszy pióra,
człowiecze znaki,
których nie poniesie
martwy pergamin ni szumiący papier,
których nie sposób inaczej zapisać
jak wolnoschnącym atramentem krwinek
na obróconej z wolna stronie dłoni.
Bez pośrednictwa szpiczastych patyków
białej próżności łabędziego pióra
złożonej składni, klatki alfabetu
dajemy sobie
ciągle nowe znaki
Los włos
Żył kiedyś Samson. Przed laty.
Facet niezmiernie kudłaty.
Do chwili kiedy Dalila
z tych kudłów go ogoliła.
A wtedy na jaw wyszedł fakt
że akt Samsona – żaden akt
że siła jego – żadna siła
jak go Dalila ogoliła.
Żył potem Danton. Też dawno.
Perukę nosił zabawną
Do chwili gdy na szafocie
ją stracił. Naprawdę sto pociech –
bo wtedy na jaw wyszedł fakt
że takt Dantona – żaden takt
że mowa jego – żadna mowa
jak szafot spadł i poćwiartował.
Żyły mamuty. Czwartorzęd.
Co włosiem oraz porożem
zachwyt wzbudzały. Do chwili
gdy ludzie mamuty wybili.
I wtedy na jaw wyszedł fakt
ze kiepski słonia z włosiem pakt
A w konfrontacji z chartem gończym
przeszkadza owłosienie kończyn.
A teraz już najwyższa pora
by morał wam wyciągnąć z wora:
że w Polsce, Francji i Egipcie
kudłaci kończą się najszybciej
a na wolności czy też w ZOO
jak małpą być to tylko gołą
Oryginał
Wystawnie jak w kalejdoskopie
tonie w oklaskach wielka sala.
Don Kichot z Manchy sprzedał kopię
za złoty krążek. Za reala.
Zaakceptował przebudzenie
z głową w nocniku, nie w szyszaku.
Don Kichot z Manchy sprzedał kopię
którą rachował łby wiatraków
Na archipelag wysp sobaczych
zamierza przenieść się na stałe.
Don Kichot z Manchy sprzedał kopię
i już nie będzie oryginałem.
Sznur od rogu
Na tym sznurze od rogu do gwoździa nad drzwiami
(rdza i drewno pokryte cebulą lakieru)
rozwieszam najstaranniej kilka moich wcieleń
wychodząc gaszę światło i wtedy na schodach
czuję za sobą ulgę kraciastą i w paski
swobodnie zwisa rękaw z rozpiętym guzikiem
i wreszcie pełnią pustki oddychają dziurki.
Wysycham w samotności na konopnym sznurze
gdzie przez okienko księżyc i bilet w kieszeni
zupełnie zapomniany nie wiadomo dokąd
Ta jesień
Ta Jesień wróci po nas. Jesień nas odetnie
powieszonych za czarne wskazówki budzików
zaklejonych starannie w koszmarach na styku
nocy z szarym porankiem. Jesień nas odetnie
od sznura brzemiennego naszym suchym głosem
dłoniom dotknąć pozwoli Ziemi Obiecanej
Ta Jesień nas odetnie niebawem. Nad ranem
posrebrzymy w kałużach rozczochrane włosy.
Ta Miłość wróci do nas. Ona nas zakopie
w stertach liści jesiennych, w zapachu płomieni
będzie taka jak była tej innej Jesieni
słonecznej. Ona wróci. Ona nas zakopie
Kciuk
Całuję Twoją dłoń madame
trochę mnie wkurza że nie sam
że koło mnie jest ludzi huk
Całuję madame ciebie w kciuk
Pewnie i dalej byłbym szedł
lecz przy nadgarstku czuwa szwed,
japończyk i turecki chan
i przejść nie dają mi, madame
I gdybym nawet umknał zgrai
szwedów, azjatów, samurai
krótki to byłby madame bieg
bo w zgięciu łokcia drzemie grek
Świat cały leży u twych stóp
pnie się ku górze tup tup tup
Ja też bym piął się gdybym mógł
lecz cóż – całuję ciebie w kciuk…
Checkpoint Charlie
No to teraz cię sprawdzi. Podda przesłuchaniu
każde drżenie policzka, każde uchylenie
śmiesznego melonika.
Teraz checkpoint charlie.
Przekraczając granicę musisz być zabawny
musisz butem zbyt wielkim odwrócić uwagę
dwóch ponurych snajperów
ołowianych stróżów
Teraz właśnie jest pora na późną i lekką
błazenadę przy świecach, kieliszku i skrzypcach
teraz jest checkpoint charlie
przód lub tył bo taka
właśnie taka jest charlie rzeczywistość mostu
Idź już. Zanuć pod wąsem i idź
chwiejnym krokiem. Niech bogowie pajaców
mają cię w opiece.