KategoriaSpotify

Wszystkie utwory dostępne w formie muzycznej na serwisach streamingowych

Prawdopodobna

P

Im więcej słów prawdy wtykam w twoje usta
tym bardziej jesteś żywa. Karmię cię niecierpliwie
składam ze zdań złożonych czekam aż wreszcie ożyjesz
choć mity żydowskie i greckie szepczą mi w ucho – przestań

A ja każdego wieczoru słowem owijam jak mięsem
twe elektryczne kości niepomny mitologii
rzeźbiąc twe obojczyki, twe niebotyczne nogi
moja encyklopedio w kwiecistej zmysłowej sukience

I zamiast seksu mamy tekst
prawdę prawdopodobnych fraz
okna kontekstu słodki jazz

i tak naprawdę nie ma nas
kiedy milczymy – mija wiek
kiedy mówimy – płynie czas

Udany wieczór

U

Tak nieprzewidywalny jak ruchome piaski
pomiędzy czerwonym winem a ściegiem śniegu z deszczem
jest wieczór niedokończony, wieczór z widokiem na jeszcze
są ciche pocałunki które się wzięło na własność

i niebywałe uda jak dumne diuny Sahary
co napinają się lekko pod karawaną palców
i czujnym wzrokiem kelnerki i innych stałych bywalców
bo bardzo to niemoralne, tak bardzo że nie do wiary

lecz ja moralność lokalną śmiało wywracam na nice
dodając niepostrzeżenie wśród dłoni mych pantomimy
kolejne zachwycenie do sumy moich zachwyceń

wpisuje na swoje mapy wąwozy twe i równiny
przemierzam je coraz śmielej pod mroźnym ukrytym księżycem
rozpalam w Europie wschodniej Afrykę w środku zimy

Prawie Kruk

P

W pewien wieczór gdym o Styksie marzył drzemiąc przy Netflixie
nie wiem czy przy Asterixie czy przy filmie o Bruce Lee
ze snu mego na tapczanie poderwało mnie pukanie
ciche było niesłychanie to pukanie do mych drzwi
nie wiedziałem czy to jawa czy to jeszcze mi się śni
Przecież dzwonek mam u drzwi

Cóż za dusza tam się błąka, któż nie zauważa dzwonka?
kurier z dietą pudełkową czy pijany kuzyn z Żor?
Na wspomnienie miasta Żory, obraz mej Eleonory
mej miłości i podpory w oczach zapiekł niczym chlor
i półślepy i półsenny otworzyłem drzwi (the door)
na korytarz (corridor)

A tam pusto. Tylko szańcem sąsiad drzemie na słomiance
bowiem żonie i kochance wczoraj się naraził on
więc wróciłem w swoje progi i gdym odgrzać chciał pierogi
w okno moje niespodzianie ktoś zapukał niczym dzwon
głodny, smutny, niewyspany pochwyciłem w rękę łom
takie tu zwyczaje są

Ale myślę – może Wiesiek, znowu tkwi na parapecie
bo kobiecie jego życia dwa dni wcześniej wrócił mąż
więc do okna idę z zydlem a tam kruk – olbrzymie bydle
poprzez uchylone okno się wślizguje niczym wąż
Czemu takie mnie akurat rzeczy się zdarzają wciąż?
weź tu do spokoju dąż

Co za wieczór, boże drogi – kruk spokojnie je pierogi
a ja chętnie bym się schował w najciemniejszą z wszystkich nor
bowiem ma Eleonora miała kruczoczarne boa
i tańczyła w nim na stołach i nie zasłaniała stor
A wtem czarny kruk wydłubał z szafki mojej stary por
i zakrakał “Dior! J’adore!”

Czary to? Eleonora często używała Diora
i J’adore’a się z wieczora od niej unosiła woń
Czekajże bezczelny kruku! Zrobię kruku ci a kuku!
Po czym przy pomocy łomu mu zrobiłem “paszoł won!”
I skończywszy jeść pierogi wbiłem się w fotela toń
i włączyłem “Grę o Tron”

Killerka

K

1.
Było to wiosną, na dworcu w Zurichu.
Miałam faceta załatwić po cichu.
W oknie na piętrze czekałam od szóstej:
oko, celownik i palec na spuście.
Proste zlecenie, lecz nagle – psiakrew
nie mogę
nie mogę
gdzie zlew?

Ref.
Śpij moja maleńka
w brzuszku u mamuni
nucę ci Mozarta
dokręcając tłumik

W zgodnym rytmie dwojga serc
noszę życie
noszę śmierć

2.
A byłam kiedyś kobietą-pułapką.
Czasami mniszką, modliszką nierzadko.
Czerwoną plamką lasera na czole
płonącym łóżkiem i głową na stole.

Przez okno częściej wchodząc niż przez drzwi
kochałam
facetów
do krwi

3.
Kiedy dorośniesz, nie pytaj o tatę.
Tata wszechświata to był obywatel.
Lubił bankiety, krawaty, konkrety
lecz nie potrafił docenić kobiety.
Więc w hoteliku, w mieście Nowy Targ
skręciłam
skręciłam
mu kark

4.
A teraz noszę rewolwer z tłumikiem.
Teraz poduszką uciszam ich krzyki.
Bo nie zamierzam z powodu porodu
się wycofywać z mojego zawodu.
Jeszcze nie jeden zginie i nie dwóch
zdziwiony
wpatrzony
w mój brzuch

Lunapark

L

Na białym koniu Cię ścigam. Przestrzeń przeszywam jak dratwa
malując palcami smugi na rozmytym wszechświecie obok
i grają mi katarynki kiedy dzielnie pędzę za Tobą.
Uciekasz łodzią przybraną w kolorowe, tętniące światła.

I grają mi werble i trąbki i z pewnością gdybym miał szablę
byłaby ona drewniana w sam raz do ścigania Cię wokół
pasująca do konia zawsze spiętego do skoku
i do machania nad głową. Ścigam Cię. Ścigam ty Diable.

Być może nie przystoi rycerzom nosić szortów w kratę
i nie mieć na podorędziu żadnej z jedwabnych chustek
lecz nawet na koniu drewnianym przystoi mieć myśli kudłate

gdy niczym syrena na dziobie przestrzeń rozcinasz biustem
siedzisz rozparta w łodzi i zjadasz cukrową watę
ty, która jesteś piękna nawet przed krzywym lustrem.

Pierogi

P

Takiego posklejania zazdroszczę pierogom
że tak trzymają się w sobie, że spinają ciasno
swój pierogowy wszechświat w śnieżnobiałe ciasto
od brzucha rozdętego po figlarne rogi

Tak bez żadnej różnicy: mięso czy kapusta,
wszystko objąć potrafią i wszystkim się nadąć
w dodatku co nie zdarza się nigdy roladom –
nie potrzebują sznurka żeby spętać pustkę

Oskubane anioły, zbielałe diablęta
którym kucharz szalony amputował ogon
żadne się nie rozklei, żadne nie rozpęta

Między ciasta sufitem a ciasta podłogą
śpi mięso i kapusta milczy jak zaklęta.
Tej boskiej równowagi zazdroszczę pierogom

Zrób mi wiersz proszę

Z

Kiedy mnie już przełożysz zakładką języka
Odkładając na noc na najwyższą półkę
A rano kawę wypijesz, jajko na twardo zjesz
Zrób mi to
Zrób mi wiersz

Będę na niego czekać za zagiętym rogiem
Strony na której skończyłeś
Nie żaden wielki poemat
Opowiedz mi jak było
Gdy mnie przez chwilę nie ma

Rankami bywam nieopisana
Nieoznaczona i mglista
Zrób mi wiersz
Będę nim błyszczeć

Skrzeczywistość

S

Nie wiem gdzie położyłam Internet. Był tu wczoraj
na tej półeczce leżał koło wanny
teraz świat jest nieznośnie nieznośnie realny
za oknem tylko wieczór. Coś poradź.

Wywaliłam torebkę na dywan
nadal czwartek, pokój, drugie piętro
pół godziny szukałam, becząc
nie znalazłam. Co zrobić – przeżywam

swoje życie bezlitośnie moje
nieumalowane w kapciach i szlafroku
czasem posmaruję coś pokroję

przemaluję na żółto przedpokój
jak coś jeszcze jest w lodówce – dojem
Boję się tego wszechświata. Uspokój.

Porannie

P

Wybacz powolność myśli ale jeszcze ranek
i to sonet poranny, z półprzymkniętym okiem,
sonet przed pierwszą kawą, kiedy światło okien
czeka wciąż na płóciennych rogatkach firanek

W takich myślach powolnych, jak na gramofonie
obracasz się dostojnie, nieumalowana
pewnie w nocnej koszulce co nagie kolana
a czasem dumne uda przypadkiem odsłoni

Więc im szybciej wirujesz tym szybciej dopłyną
moje myśli do palców, tym pewniej się piszesz
wszystko wokół papierem staje się i gliną

Jak żagiel co dać może pęd nie łamiąc ciszy
tak mnie rankiem okrywa białą peleryną
myśl o Tobie porannej, z palcem nad klawiszem

Piosenka powodzianki

P

Siedzę w szafie tak jak w batyskafie
w wazie po zupie jak w morskiej szalupie
nadal jeszcze, nadal się opieram
– woda przybiera

W pokój mglisty odpływają listy
zapomnianą za łóżkiem butelką
a mój smutek, mój smutek przeczysty
spada setną z sufitu kropelką

Ref:
Lecz ja jestem kobietą wilgotną
a kobiety wilgotne nie mokną
one piękne są, one fatalne –
nieprzemakalne

I choć jestem kobietą bez serca
kropla wody mnie czasem przewierca
wtedy w rurze idącej przez balkon –
pęka kolanko

Patrzę w pola z wyżyn żyrandola
a z górnej półki podglądam jaskółki
trzeba będzie się z losem pogodzić –
woda podchodzi

Bycie bóstwem godzić z rybołóstwem
nadkruszywszy świątyni swej fronton
a wieczorem, powiedzmy od szóstej
patrzeć w dal gdzieś i czekać na ponton

Kategorie

Archiwum