KategoriaSonet

Deszcz w wesołym miasteczku

D

W dzień, gdy wychodziłem do pracy – wyglądało jak składnica złomu
z pajęczymi ramionami karuzel co czepiały się niskich chmur
i zastygłym w górze wagonikiem na wygiętym szkielecie kolejki
uśmiechniętym zupełnie jak szczur, który właśnie zagryzł dinozaura.

Gruby facet wbity w kombinezon bez pośpiechu oliwił wrota
Domu Strachów. Między ślepe stragany wpełzał szary poranny chłód
zatruwając tęsknotą za domem myśli wszystkich czarnoskórych sprzątaczy
wiosłujących miotłami jak gdyby pod stopami mieli długie łodzie.

W biurze zastał mnie wieczór i deszcz. I ulice niczym pokład okrętu
targanego przez burzę. Przede mną, niewątpliwie szalony latarnik
śnił otwarty, kolorowy lunapark. W strugach wody i porywistym wietrze.

Osłupiały i mokry stałem, nasłuchując śpiewu śliskich syren
ale tylko szumiał w uszach wicher, tylko wlewał się za kołnierz deszcz.
Dobrze zresztą, bo nie było nikogo by mnie ciasno przywiązać do masztu
pomyślałem sobie, już w hotelu, pod gorącym, deszczowym prysznicem.

Popchnij mnie

P

Popchnij mnie. Zobaczymy co się nam rozwinie
gdy zamigają okna spadochron skrzydła nic
bo może tylko miasto będzie się w dole skrzyć
i dla tych co spadają mruczeć powolne hymny

Może sięgniemy dachu po drugiej stronie ulicy
wisząc na jednej ręce kołysał nas będzie wiatr
a my okażemy zwyczajny w tej sytuacji hart
nie reagując na słodki śpiew syren miejskiej policji

Spacerując krawędzią, która twardy konkret
i mgliste możliwości dzieli pół na pół
stopy stawiam ostrożnie. W dzieciństwie przesiąkłem

nadmierną asekuracją. Dożyłbym lat stu
siedząc na taborecie po tej stronie okna.
Popchnij mnie. Zobaczymy jak daleko w dół.

Killgrave 2

K

Panienka z perfumerii podchodzi z pytaniem
Czego pan sobie życzy? Uśmiecham się tylko
Miałaś na półce w łazience właśnie taki flakon
Chciałaś się kiedyś ukryć pod takim zapachem

To było rozczulające – ten zapach na tobie
Dziurawa ośla skórka. Trzeba było czasu
żeby cię z niego wydobyć trzeba było pracy
żebyś któregoś poranka pachniała jak człowiek

Teraz możesz nareszcie wąchać moje wiersze
z zawiązanymi oczami oglądać bukiety
wzdychając pełną piersią

wypuszczając w eter
opowieść, w której jesteś niezmiennie tą pierwszą
w której możesz być sobą i pachnieć kobietą

Numerologia

N

Pani nie ma jeszcze w numerze. Pani jeszcze nie przyjechała
więc jest tylko westybul walizka jakiś grubas na fotelu z fajką
i na ścianie za starym konsjerżem ogrywana w każdym filmie kratka
szachownica z numerami kluczy do Twojego gorącego ciała

Jaki jest dzisiaj Twój numer? Pod jedenastym podobno
zakładasz właśnie podwiązkę tuż koło rzeczki Liffey
w trójce – zasłaniasz zasłony, pod dziewięć – ściągasz szarfę
w trzydziestym trzecim pomagam sukienkę na plecach dopiąć

Patrzę w drewnianą klatkę jak w adwentowy kalendarz
i drżącym koniuszkiem palca kolejne kratki odmykam
każda z nich to majstersztyk, opera magnum, święto

a ja się bawię tą myślą co co i rusz mi przemyka
że tyle drzwi hotelowych możemy jeszcze odemknąć
i kluczy z drewnianym brelokiem wciąż tyle tkwi na haczykach

Wielki mosiężny sterowiec

W

Coraz częściej śnię miękkie obłoki. Coraz rzadziej zerkam za horyzont
nic wielkiego gramoli się słońce lub ten srebrny hipokryta księżyc
ale ja nie odbijam już światła. Tylko woda co w kotłach się pręży
tylko śmigło trzepoczące jeszcze niczym w kółko oszalały gryzoń

Za nitem nit. Wieczór i świt.
Zimne powietrze
przestrzeń
nic

Już nigdy się nie przegra, nie wygna, nie przygna
I nie wyjdziesz na pokład o bladym poranku
z filiżanką za uszko trzymaną bezwstydnie

skończył się bankiet
wiatr na relingach
gra kołysankę

Dziwny jest ten świat

D

Nie złożę Ci wizyty. Właściwy czas jeszcze nie nadszedł
więc składam sobie przestrzeń. Och to zabawne uczucie
gdy jednym ruchem się Paryż składa z przedmieściem w Kalkucie
lub wbija Empire State Building w zaspany jeszcze Zagrzeb.

Przestrzeń złożona wzdłuż linii raz bywa piekłem raz rajem
lecz kiedy słońce się schowa za widnokręgu półokrąg
pozwalam sobie lubieżnie zaglądać do Ciebie przez okno
zwisając do góry nogami z iglicy wieżowca w Dubaju.

Dubaj to jednak jest Dubaj więc wiszę tylko do świtu
prostując świat bezszelestnie zanim Cię muezzin przestraszy
ale pewnego poranka pozdrowię Cię z parapetu

z bukietem światów złożonych wzdłuż niemożliwych płaszczyzn.
Zapukam mając na sobie dobrze skrojony garnitur
i skrawek mapy wszechświata wyglądający z brustaszy.

Ghost Rider on the Storm

G

Ostatni promień słońca zawisł na twoich rzęsach
jak minutowa wskazówka na czarnym słonecznym zegarze
w mieście szumiącym na dole nikt nie wie co się wydarzy
gdy złączę mą zapalczywość i twój nieziemski potencjał

Bo dziś nie będzie jak zwykle. Bo dziś kochamy się w cuglach
bez żadnych dymiących fryzur w zjonizowanym powietrzu
na głowie mam czapkę z gazety to taki właśnie wieczór
w który będziemy uważać żeby się nic nie stłukło

w ogień piekielny w gniew boży w nasze rozanielenie
wpełzniemy po ciemku wstrzymując apokalipsy ziarenka
będę twym przewodnikiem ty będziesz moim zarzewiem

aż każde z tych postanowień puści na szwach i popęka
i obudzimy się znowu tak spięci i rozpaleni
z piorunochronem przy łóżku, z gaśnicą zawsze pod ręką

Jeckyll

J

Rankami budzę się śliczny
Na srebrnolśniącej tacy podam ci jajko grzankę pomarańczowy sok
a potem przy czarnej kawie będę ci mówił ciekawie co nam przyniesie rok
Obecny i ten przyszły

Nocami będę potworem
W kurzawie szklanych odłamków na stole czy fortepianie wezmę od ciebie co chcę
A potem odejdę bez słowa w noc co ze strachu się chowa po potłuczonym szkle
Nucąc melodię z love story

I czekać będziesz wieczora
Znudzona jajkiem i sokiem kupując nowa bieliznę
W prowokacyjnych kolorach

A ja pomyślę nim przysnę
o wieku co zrobił z potwora
Idealnego mężczyznę

Scarlet Witch

S

Do teraz nie wiem jaka była prawda
i pewnie nigdy nie da się oddzielić
drzew, które same ku słońcu się wspięły
od zasadzonych twoją dłonią Wanda

w puszczy mojej pamięci. Wznoszę kielich
do każdej z chwil tych na jasnych werandach
na śmiałych klifach i słonecznych płachtach
plaż. I nie pytam skąd się we mnie wzięły.

Tylko nocami gdy blade Insomnie
gapią się na mnie z sufitu, kiedy kwili
w łazienkowym piecyku wiecznotrwały płomień

potrafię pewnie, niemal w jednej chwili
znaleźć na każdym z fantastycznych wspomnień
ślady szkarłatnych papilarnych linii

Iron Man

I

Jedyne formy o które dbam to te w których odlewam
swoje ręce, tors, dłonie zdobne w błyskawice
Jako człowiek z żelaza mam niestety mgliste
pojęcie o przychylaniu – panno Pepper – nieba

Nic we mnie nie ćwierka, nie wiem co to ćwierk
moge cię zabrać gdzie noc najciemniejsza
ale w mej piersi szumi zamiast serca
tylko dokładny atomowy werk

Więc taki jestem – pancerny szyderca
włóż między bajki o Żelaznym Wilku
myśl że się zmienię i że będę w wierszach

pisał o róży, o zorzy, motylku –
Ja wezmę słowa i sobie poskręcam
Czarnoksiężnika z Oz. Lub nawet kilku.

Kategorie