KategoriaSonet

Rozbiegany dywan

R

Wpłynąłem dziś na przestwór perskiego dywanu
Odkurzacz nowoczesny pośród włosia brodzi
(tak bywa kiedy komuś dobrze się powodzi)
gdy nagle słyszę głosik: “Eeee! Ty się zastanów!”

“Tu miliardy roztoczy swe odnóża kroczne
wznosi w górę błagalnie byś zaprzestał kaźni.
Wodopojki, przędziorki w odkurzacza łaźni
giną mnąc w szczękoczułkach wyrazy potoczne!

Ach zaprzestań tortury! Liczne nasze plemię
na widok Twojej rury nienawiścią wzbiera
Przez ten cały odkurzacz mamy uczulenie

szczękoczułki nas świerzbią i bierze cholera!!”
Zdruzgotany przyssawkę rzuciłem na ziemię.
Jutro sprzedam “Rainbow’a” i kupię “Zelmera”.

Prawo Archimedesa

P

Czy to dzierlatka-trzpiotka czy też poważna metresa,
poetka, antenatka czy inny byt pochodny
na widok jakiejkolwiek formy zbiorników wodnych
jedno jej prawo w głowie – prawo Archimedesa

Zaczęło się to w Grecji lub może nawet i w Sparcie
(Sparta wszak łączy w sobie zarówno spartańskość jak SPA)
że kiedy przerębel lub wannę w zasięgo wzroku ma
z ochotą się osuwa w hydrologiczne wyparcie

Nie dbając o poparzenia i ignorując ból gardła
ciepłym lub zimnym prysznicem, w baliach, korytach czy dzieżach
gdy już się czymś tam skropiła albo się szronem natarła

uprzednio się wydobywszy z ciasnej odzieży pancerza
traci na wadze tyle ile się właśnie wyparła
więc mruczy piosenki do wtóru kry trzasku lub wodomierza

Porannie

P

Wybacz powolność myśli ale jeszcze ranek
i to sonet poranny, z półprzymkniętym okiem,
sonet przed pierwszą kawą, kiedy światło okien
czeka wciąż na płóciennych rogatkach firanek

W takich myślach powolnych, jak na gramofonie
obracasz się dostojnie, nieumalowana
pewnie w nocnej koszulce co nagie kolana
a czasem dumne uda przypadkiem odsłoni

Więc im szybciej wirujesz tym szybciej dopłyną
moje myśli do palców, tym pewniej się piszesz
wszystko wokół papierem staje się i gliną

Jak żagiel co dać może pęd nie łamiąc ciszy
tak mnie rankiem okrywa białą peleryną
myśl o Tobie porannej, z palcem nad klawiszem

Opowiadaczka baśni

O

Opowiadaczko baśni, kiedy mijasz moją zagrodę
w otwartej przestrzeni biura, szybko zamykam powieki
aby spróbować odgadnąć Twój tajemniczy przepis
na egzotyczną opowieść przekazywaną przez oddech.

Ale niczego nie dojdę. Porywają mnie te historie
o skąpanych w deszczu owocach, o imbirze i bergamotce
i te inne o gorącym piasku, te zdawałoby się całkiem obce
gdzie królują sułtańskie haremy i odległy, nieznany orient.

Opowiadaczko baśni, która kroplą drążysz blade skały
i wszystkiemu co oddycha niesiesz barwne, niespokojne sny
gdy popatrzysz za siebie, zrozumiesz, że niełatwo będzie ci naprawić

te osoby tknięte melancholią zagubione pośród wonnej mgły,
kilka osób z plikami papierów i z pustymi kubkami do kawy
które wyszły za tobą na korytarz i nie wiedzą teraz dokąd szły.

Od stóp do głów

O

Pod taką stopą tylko lubczyk, amarant albo wrzos
Na zagubionym wybrzeżu ścielący się miękko wśród mgieł
Gdzie niemożliwie gładka i aksamitna biel
Kończy się smukłym palcem z małym okienkiem na noc

Tobie stąpać po kwiatach zawiłym esem-floresem
Albo z dzwonkami u kostek tańczyć w ogrodach kalifa
Z tą nocą na czubkach palców, z porankiem na pięt klifach
I gnącym się między nimi, skręconym w ekstazie seksem

Więc gdy idziesz po jasnym parkiecie
Słoje drewna ciągnąc lekko za nos
Bądź ostrożna. Może zdarzyć się przecież

Że nadepniesz mnie. Taki los
świat przyziemnym podglądaczom niesie
Zastopowanym w zachwycie, stopionym jak miękki wosk

Natomiast

N

Natomiast Kosmos pozostaje obojętny
wobec proroków i cezarów. Galaktyki
wzruszą tylko ramieniem na nasze wysiłki
dotarcia do choć jednej najmarniejszej puenty

a czarne dziury pozostaną czarne choćby nawet
wlewać w nie przez stulecia mleko wszystkich krów
zignorowani przez wszechświat tylko dzisiaj i tu
nie widać nas gołym okiem choćbyśmy włożyli krawat

więc po co jeszcze kręcić korbą po co tłoczyć
krew po co kromkę smarować cienko masłem
obracać się za gwiazdami wypatrywać oczy

jak wykrzywiony pod płotem ogrodowy krasnal
na świat co nas nie utuli ani nie przeprosi
aniśmy władcy wszechświata ani jego własność

Kobieta, podwiązki i stara szafa

K

Wskakuje w otchłań tej szafy jak w głąb króliczej nory
i koziołkuje z chichotem wśród setek półek wąskich
aż w końcu pośród papierzysk już tylko niebieskie podwiązki
mrugają jak niezabudki. Myślała do tej pory

że wie czego tam szuka albo że chociaż ma mgliste
wyobrażenie o rzeczach na półkach wysokich i niskich
leżących na srebrnych półmiskach uśpionych tam compact disków
czających się wśród zapomnianych szarych pudełek na listy.

Ochoczo żongluje czasem i tylko czasem zawiesi
uwagę na jakimś piśmie lub nieotwartym pakunku
tym co jest przeszłe i przyszłe, tym co się w głowie nie mieści

aż w końcu się wreszcie dokopie do dna, do poziomu gruntu
i nie znajduje niczego i nawet się z tego cieszy
i mruczy tym swoim głosem przed którym nie ma ratunku.

Ilustrowana dziewczyna

I

Opowiada o sobie nawet kiedy milczy
gdy przeciąga się, naga i obraca tyłem
jej skóra skrzy się bezwstydnie kwiatem i motylem
jasnoczerwonym rubinem oprawionym w pierścień.

Można ją wtedy czytać jak stubarwny komiks
obracając nerwowo, poślinionym palcem
czytać pod ciepłą kołdrą, nocą, przy latarce
o owocach i dżunglach – do ostatniej strony.

Im dokładniej ją czytać tym goręcej skrzy się
czarne światło w jej oczach, tym bardziej się zorzy
tęcza we włosach. Doprawdy – mógłbyś prawie przysiąc

że wszystko co tatuaż na skórze położył,
że wszystkie swe przygody, że całe swe życie
nosi na lewej stronie, jak barani kożuch.

Frania

F

Nie znajdziesz tam przeszłości. To wszystko
co sprało się z twoich ubrań, włosy, pot kochanków
plamy po późnej kawie i tej o poranku
zostało odwirowane i w tym wirze znikło

sama przecież sypałaś proszek do białego
dolewałaś vanisha więc pogódź się z faktem
że tego już tam nie ma. Że sporym nietaktem
jest myśleć że zostało choć cokolwiek z tego.

I nie odsuwaj pralki bo cię kopnie. Przestań.
Lepiej odkorkuj wino, połóż się na wznak
bo jak się odkorkuje to się wszystko przetka

a za tą starą pralką co najwyżej tak:
kurz, guzik i zagubiona różowa skarpetka,
pająk w którego oczach czytasz „what the fuck?!”

Ekfraza I

E

(William Dyce – Omnia Vanitas, 1848)

Odszedł. I co zostawił? Tylko swoją czaszkę
co pustym oczodołem ścianę mi przewierca
gdy siedzę w dezabilu i w łomocie serca
rozpatruję kolejną życiową poraszkę

Zabrał siebie, dom, auto i gumkę od sukni
a tu już idzie zima chłodną zawieruchą
od której mnie zawiało. Boli lewe ucho,
siedzę z czaszką, milczymy i jestesmy smutni.

A tak nam było dobrze. Robił dla mnie stójkę
(co mnie bardzo śmieszyło) codzień przed śniadaniem
aż kiedyś nazbyt mocną dałam mu w bok sójkę

więc spakował walizkę, dopchnął ją kolanem
a czaszce na odchodnym wyrwał górną dwójkę
złotą i też ją zabrał i odszedł w nieznane.

Kategorie

Instagram