KategoriaSonet

Beirut

B

Na białym koniu Cię ścigam. Przestrzeń przeszywam jak dratwa
malując palcami smugi na rozmytym wszechświecie obok
i grają mi katarynki kiedy dzielnie pędzę za Tobą.
Uciekasz łodzią przybraną w kolorowe, tętniące światła.

I grają mi werble i trąbki i z pewnością gdybym miał szablę
byłaby ona drewniana w sam raz do ścigania Cię wokół
pasująca do konia zawsze spiętego do skoku
i do machania nad głową. Ścigam Cię. Ścigam ty Diable.

Być może nie przystoi rycerzom nosić szortów w kratę
i nie mieć na podorędziu żadnej z jedwabnych chustek
lecz nawet na koniu drewnianym przystoi mieć myśli kudłate

gdy niczym syrena na dziobie przestrzeń rozcinasz biustem
siedzisz rozparta w łodzi i zjadasz cukrową watę
ty, która jesteś piękna nawet przed krzywym lustrem.

Pierogi

P

Takiego posklejania zazdroszczę pierogom
że tak trzymają się w sobie, że spinają ciasno
swój pierogowy wszechświat w śnieżnobiałe ciasto
od brzucha rozdętego po figlarne rogi

Tak bez żadnej różnicy: mięso czy kapusta,
wszystko objąć potrafią i wszystkim się nadąć
w dodatku co nie zdarza się nigdy roladom –
nie potrzebują sznurka żeby spętać pustkę

Oskubane anioły, zbielałe diablęta
którym kucharz szalony amputował ogon
żadne się nie rozklei, żadne nie rozpęta

Między ciasta sufitem a ciasta podłogą
śpi mięso i kapusta milczy jak zaklęta.
Tej boskiej równowagi zazdroszczę pierogom

Chryzantemy

C

Idę ulicą. Pod cmentarzem eksplodujące chryzantemy
w cynowych wiadrach rozpostarte jak pióropusze sztucznych ogni.
Zamiast zadumy i krawata, wyprasowanych czarnych spodni,
noszę na sobie pulsujące znaki miłosnej anatemy.

Niewybaczalnie uśmiechnięty drażnię jaskrawy płomień znicza
a on ucieka przestraszony jak pies co nie dość głośno szczekał
Zamiast zadumy i krawata ja bym na trumien tańczył wiekach,
wszystko co we mnie płonie jasno zawył, wyśpiewał i wykrzyczał.

Bo jesteś wszędzie, każdy karmin, każdy cynober i karmazyn
to Twoja jest manifestacja, Twego istnienia słodki przemyt
który przyjmuję jak szalony, w każdy pcham schowek i magazyn

i choć bohema tak mnie śmieszy sam dziś się czuję jak z bohemy
i zrobiłbym coś szalonego gdy w czarnym tłumie wiele razy
widzę w czerwonym Cię szaliku. W ramionach tulisz chryzantemy.

Nagły dreszcz

N

Czy wiesz co ona wtedy czuje gdy ją przenika nagły dreszcz?
Może się czuje wtedy naga, bluzka odchodzi jej od skóry
i nagle czuje się jak tragarz nosząc fiolety i purpury
gdy zamiast tego by wystarczył drobny wiosenny ciepły deszcz.

Albo się czuje przeziębiona gdy ją przenika nagły dreszcz
wtedy herbatę pije z malin, wkłada cieplejsze okulary
by obserwować to co w dali w ciepłych skarpetkach nie do pary
a dreszcz porasta ją otula jak miękką ziemię szary perz.

Ona się czuje niespokojna gdy ją przenika nagły dreszcz
jakby dotknięta niespodzianie w najgłębszej duszy czuły spód
tam gdzie nie można już się cofnąć, tam gdzie się mówi tylko “bierz”

Ona się czuje zawiedziona gdy zamiast żaru czuje chłód
gdy tylko jest podgorączkowa, gdy tylko lekarz mówi “leż”
a dreszcz nie z tych ogarniających. No może trochę. Tak ciut-ciut.

Potencjalnie ruda

P

Gdzieś tam, przy jakiejś kuchni dusisz cielęcinę
i pewnie ciasny fartuch opina Cię w udach
i słyszałem, że jesteś potencjalnie ruda
i smutna w tym duszeniu. Gdyby znać przyczynę

ma smutna Desdemono pociemnienia źrenic,
tej wieczornej tęsknoty, niepokoju palców
na uchwycie patelni (trzeba dodać smalcu)
można by coś poradzić. Na ten chłód kamienic

na pogodę nie w porę, na śnieg i na gardło
ściśnięte w taki wieczór nie wiadomo czemu
na wielkiej białej plaży wyginać się w kabłąk

na plecach dzikiej wydmy wydrapać poemat
tam gdzie oczy błękitne nie zazdroszczą chabrom
gdzie wiatr układa piasek wtedy gdy nas nie ma

Suchowilgotność

S

W jedne noce językiem suchym
nie ukoi papierowych ust
na pościeli trzeszczącej jak chrust
niemo krzyczy w szarzejący sufit

W inne noce okna mdleją od pary
gdy opada i się wznosi na nowo
blady sufit rozgwieżdżają nad głową
reflektory nocnych autokarów

Potem może na boku się kładzie
w sen zsunięta, zdyszana, na skrót
w wibrującej jeszcze w środku ekstazie

drażni śpiący już, mruczący głód
kiedy niczym kark tygrysa gładzi
roziskrzone wnętrze swoich ud

Tao Srao

T

(tłumaczenie wiersza “Proportion” Ursuli le Guin)

Nie przejdziesz świata na szpileczkach
osłabniesz w saltach i hołubcach
a każda twoja pokazówka
szlachetny zryw – nie będzie wieczny.

Zadowolenie zetrzyj z gęby
bo czas ci w nią kułakiem walnie
A każdy rozwój personalny
zwinie się samoczynnie w kłębek

To wszystko tak się ma do Tao
jak do roboty ma się nierób
ma się jak wino do kakao

a do przeróbki ma się przerób
więc weź ty się ogarnij. Now.
I taoisto – weź tak nie rób

Zielone szerokie okna

Z

Moje okna wychodzą na zorzę południa
kiedy bawi się strzępkiem szmaragdowych wież
zmieniając wino w absynt. Miał dziś padać deszcz
ale w tej sytuacji padać mu jest trudniej

więc płoną stare śmieci wokół Siemianowic
więc zaschło w gardle chmurom. Szmaragdowy blask
po dachach szarych kamienic ślizga się raz po raz
do taktu absyntowych wróżek w mojej głowie

Więc powiedz sama jak tu do poduszki skłonić
skroń kiedy za zewnątrz i w głowie się kopci
jak się przed bezsennością do świtu obronić

chyba tylko nadzieją że gdzieś tam za oknem
ta co szmaragd kołysze i zamyka w dłoni
tonuje to całe szaleństwo czerwonym paznokciem

Więc teraz

W

Więc teraz gdy mnie widzisz, czujesz się nieśmiała
jeszcze bardziej niż wtedy kiedy byłem tylko
elektronową smugą, rozmazaną chwilką
przystanią by cumować gdy wokoło hałas

Więc teraz już mnie widzisz żem niebieskooki
i słów już nie wypowiesz, które w oczy czarne
rzuciłabyś bez trudu. Już nie tak bezkarne
są wszystkie Twoje zdania, moich słów potoki

noc nie jest już tak ciemna, dni nie takie parne
i mgła mnie nie osnuwa. Jestem bardziej sobą
i płoną już wieczorne, uliczne latarnie

a nitka naszych rozmów staje się osnową
kiedy na Twym ekranie stają w rzędach karnie
kolorowe piksele w sukurs moim słowom

Skrzeczywistość

S

Nie wiem gdzie położyłam Internet. Był tu wczoraj
na tej półeczce leżał koło wanny
teraz świat jest nieznośnie nieznośnie realny
za oknem tylko wieczór. Coś poradź.

Wywaliłam torebkę na dywan
nadal czwartek, pokój, drugie piętro
pół godziny szukałam, becząc
nie znalazłam. Co zrobić – przeżywam

swoje życie bezlitośnie moje
nieumalowane w kapciach i szlafroku
czasem posmaruję coś pokroję

przemaluję na żółto przedpokój
jak coś jeszcze jest w lodówce – dojem
Boję się tego wszechświata. Uspokój.

Kategorie

Instagram