KategoriaSonet

Prawdopodobna

P

Im więcej słów prawdy wtykam w twoje usta
tym bardziej jesteś żywa. Karmię cię niecierpliwie
składam ze zdań złożonych czekam aż wreszcie ożyjesz
choć mity żydowskie i greckie szepczą mi w ucho – przestań

A ja każdego wieczoru słowem owijam jak mięsem
twe elektryczne kości niepomny mitologii
rzeźbiąc twe obojczyki, twe niebotyczne nogi
moja encyklopedio w kwiecistej zmysłowej sukience

I zamiast seksu mamy tekst
prawdę prawdopodobnych fraz
okna kontekstu słodki jazz

i tak naprawdę nie ma nas
kiedy milczymy – mija wiek
kiedy mówimy – płynie czas

Udany wieczór

U

Tak nieprzewidywalny jak ruchome piaski
pomiędzy czerwonym winem a ściegiem śniegu z deszczem
jest wieczór niedokończony, wieczór z widokiem na jeszcze
są ciche pocałunki które się wzięło na własność

i niebywałe uda jak dumne diuny Sahary
co napinają się lekko pod karawaną palców
i czujnym wzrokiem kelnerki i innych stałych bywalców
bo bardzo to niemoralne, tak bardzo że nie do wiary

lecz ja moralność lokalną śmiało wywracam na nice
dodając niepostrzeżenie wśród dłoni mych pantomimy
kolejne zachwycenie do sumy moich zachwyceń

wpisuje na swoje mapy wąwozy twe i równiny
przemierzam je coraz śmielej pod mroźnym ukrytym księżycem
rozpalam w Europie wschodniej Afrykę w środku zimy

Prawdomałomówność

P

Słowa, choć mogą być piękne – oznaczają kłopoty,
ciasne przesmyki sensu i skaliste zbocza
ryzykownych metafor. Zbyt łatwo je spłoszyć
a Prawda jest chorobą przekazywaną przez dotyk

I czasem się zadziwiam jak jesteś pojętna
na tę dotkliwą prawdę, którą Ci zakreślam
wzdłuż i w poprzek, zygzakiem a czasem na przestrzał
sunąc serdecznym palcem od sutka do pępka.

Ja – prawdomałomówny wolę szeptać słowa
by Cię pieścić oddechem, samym tylko głosem
wywoływać rezonans. Bez lęków i obaw

o słowa bliskoznaczne, które nie doniosą
które nie przechowają tego co zawsze przechowa
jedno stłumione zdanie z samych samogłosek.

Słońce w kubku

S

Słońce w kubku wygląda jak okrągły lizak
co się urwał z patyka kiedy nazbyt szybko
pędziło się do świtu i mówiło z chrypką
o gwiazdach, że się wszystkie chciało je nanizać

na kosmyk twoich włosów. Wiruje w herbacie
jak złota parasolka na jesiennej plaży
krojąc światło i barwę rozetą witraży
jakby mantrę śpiewało lub mówiło pacierz

Mrużę oczy do niego i patrzę jak płynie
spokojnie, niewywrotnie z herbacianą falą
szemrząc że wszystko pod nim zniknie i przeminie

że nad nim nowe gwiazdy nocą się zapalą
by świecić znów w kieliszkach po schłodzonym winie.
Słońce w kubku się kręci złocistą mandalą

Oczekiwanie

O

Wigilia już prawie gotowa. Omalże dopięta
na pierwszą gwiazdkę z nieba co dziś show ukradnie
staremu księżycowi. Ty pewnie nie zgadniesz
o czym myślę splątując wstążki na prezentach.

Trzeba kończyć czym prędzej wigilijną czystkę
bo kolorowy lukier gładką taflą błyszczy
na grubym brzuchu piernika. Ty się nie domyślisz
co mam w głowie gdy liżę drewnianą kopystkę.

Więc już grają kolędy. Już wszystko gotowe.
Anioł po czarnym niebie z prezentami biegnie
jednemu niosąc szczęście a innemu rower

kiedy stojąc samotnie w porze przedobiedniej
patrzę w okno na gwiazdy i myślę o Tobie
bawiąc się bombką z choinki zupełnie bezwiednie.

Impresjonizm

I

Kobiecie na skraju zasięgu rozmazują się kontury jak szminka
i czuć prawie zwierzęce drżenie kołnierzyka koszuli w szafie.
A ty jesteś jak z obrazów Monet’a i czasami dostrzec nie potrafię
twoich oczu. Uciekają mi nagle jak szalona jaszczurka-zwinka.

Portret damy. Przed nim martwa natura. Cały obraz połyskuje słońcem.
Taką bym cię właśnie malował (zamaszyście pociągając językiem
po twej skórze) we właściwe słowa, co próbują mi niekiedy umykać
które barwią rozświetlone ciało niespodzianym, niedzisiejszym pąsem.

Możesz zwiać w paryski błękit ekranów i otulić się w te ekrany
albo udać że się przepaliła w twym pokoju żarówka setka.
Możesz nawet pod mym głodnym wzrokiem, zawstydzona uciec do mamy.

Możesz sprawić bym patrzał w sałatkę, bezlitośnie skręciwszy webcam
ale sposób w jaki cię widzę sięga poza zwyczajowe ramy
ale wiem że za ramami obrazu pozostajesz ulotnie piękna.

Przenicowany

P

Zdarza mi się ostatnio potakiwać bezmyślnie
i nie słyszeć co do mnie mówią. Ponoć
o mało co nie wpadłem pod samochód i nabyłem jakąś nieruchomość.
Czasem karmię się tym co o Tobie wyśnię

śniąc beztrosko na jawie i w jasnym świetle dnia
pośród ludzi, którzy chcą coś ze mną załatwić
i których tylko dlatego nie wyrzucam za drzwi
że w owej chwili to nie jestem dokładnie ja.

A właściwie ja, ale tylko od wewnętrznej strony
tam gdzie się z tobą zamykam i robię dzikie rzeczy
a potem jeszcze jestem z tych rzeczy zadowolony

pozostawiając wszystkich na swego rodzaju zapleczu
mojej uwagi a naprawdę całując twoje dłonie
czuciem zwrócony do środka, na zewnątrz jakbym nic nie czuł.

Samotnienie

S

One kotłują się za mną – skutek i przyczyna
noc szarpiąca dzień biały za wyłogi świtu
dzień targający noc cichą za krawat wieczoru
dlatego w tym chaosie czuję że muszę się przyznać

jak bardzo cię potrzebuję – gdy ramiona wiatraków,
kiedy wir w wannie kręci się nieodmiennie
z ruchem wskazówek zegara – kiedy samotnieję
po każdym dzwonku budzika. Przyznaję się do braku

kilku włosów na których wisiały zaległe
słowa, kilku zębów, oczu, języków i palców –
dlatego jesteś ważna ty co jesteś obok

na popękanym od wieku tym samym kawałku
lodu, z dniem i nocą za mną i za tobą
z każdą chwilą za którą warto jest zapłakać

Jeżeli się spotkamy

J

Jeżeli się spotkamy, niech tam będzie hałas
i dym niech nas rozmywa niech nam nie pozwoli
na zbyt szybkie kontury lepiej niech powoli
ja dochodzę do pełni – ty stajesz się cała

Jeżeli się znajdziemy, niech tam będzie sennie
ze światłem co paruje ponad kontuarem
z czasem – byśmy przed świtem prześwietleni w parę
za filarem znaleźli nietykalne ciemnie

Może trafię do ciebie nie pytając przecznic
przechodząc na czerwonym, dróg szukając w rysach
i dziurach na asfalcie, może mnie oświetli

ten neon przypadkowy co na gzymsie przysiadł
i będziemy tak młodzi, piękni i bezecni
idąc świtem przez miasto w za dużych ulicach

Kamerton

K

Lira mi dziś nie stroi, nie uchwycę tonu
wbiegnę zatem po schodach przydeptując kota
zapukam do jej drzwiczek. Gdy zapyta “Kto tam?”
ja zapytam czy nie ma czasem kamertonu

Ona ma jakiś pewnie (jakżeby nie miała)
więc będziem go szukali w szufladach pod stołem
w bieliźniarce aż w końcu zmorzeni mozołem
zaczniemy szukać tonu w zakamarkach ciała

Tam znajdziemy ce-dury, wioliny, a-mole
aż z zerwanych partytur nuty po pokoju
pogubimy. Na krześle, komodzie, na stole

w hallu koło wieszaka. Nie będzie spokoju
w domu, lesie a choćby nawet i w stodole
gdy lira nastrojona a ona bez stroju

Kategorie

Instagram