KategoriaLiryka

Wieje

W

Jak w uszkodzonym projektorze tkwi w mojej głowie taki kadr:
jest jakaś łąka, kwiatek jakiś, być może pszczoła albo żuk –
ja i ty wiosną. Tak odmienni, że między nami wieje wiatr.

Myślę że ta różnica ciśnień to nasz ogromny w wiosnę wkład
cieszy mnie wiatr co czochra włosy, niedomkniętego okna stuk.
Jak w uszkodzonym projektorze tkwi w głowie taki właśnie kadr:

wiatr – bat na zimę, gwizdający na wszystko likwidator zadr
rozganiający cumulusy, to znów łaszący się do nóg –
czterech nóg wiosną. Tak odmiennych, że między nimi wieje wiatr.

I nawet gdyby przy okazji, dzban jakiś lub kieliszek spadł
przez wiatr co i stuletnie dęby wygina w naprężony łuk
cóż z tego kiedy w mojej głowie tkwi niewzruszenie taki kadr.

Machają mu na powitanie szal w kwiaty, macha rąbek szat
rozwiane są już wątpliwości, zwiała depresja (straszny mruk)
ja i ty wiosną. Tak odmienni, że między nami wieje wiatr.

Więc pora zmienić grata zimy na przedwiosenny chłodny grad
obciąć paznokcie i przed lustrem ułożyć usta w zgrabny ciup.
Jak w uszkodzonym projektorze tkwi w mojej głowie taki kadr:
ja i ty wiosną. Tak odmienni, że między nami wieje wiatr.

Wyjście na ląd

W

Daję się wiązać do masztów. Wieczorami
mimo ostrzeżeń odpowiednich władz
spaceruję po ostrych klifach
tam gdzie w morzu nigdy nie wysycha
Twoja scena. Twój płaski głaz

Ty wtedy śpiewasz tak
że z nieba spada ptak

Powinienem się rzucić w dół
zafurkotać i zniknąć w toni
całe życie za kobiety pół
całe życie za kobiety pół
jedna myśl mnie od tego chroni

Komu zaśpiewasz kiedy umrę
kiedy północną przerwiesz ciszę
i półkobieco skonstatujesz
że Cię nie słyszę

Kiedy za całą ci widownię będą dwa kraby
trzy ryjówki i jakiś na umyśle słaby
wieśniak co wraca z potańcówki

Doprawdy – lepiej moja Miła
byłoby zrezygnować z głębi
zewoluować ogon w nogi
i przyjść tu zanim się przeziębisz

A gdy za morzem żal zakwili
w jakiś poranek mgłą zasnuty
wiedz żeśmy tu już wymyślili
coś co pocieszy Cię po chwili:
buty

Popchnij mnie

P

Popchnij mnie. Zobaczymy co się nam rozwinie
gdy zamigają okna spadochron skrzydła nic
bo może tylko miasto będzie się w dole skrzyć
i dla tych co spadają mruczeć powolne hymny

Może sięgniemy dachu po drugiej stronie ulicy
wisząc na jednej ręce kołysał nas będzie wiatr
a my okażemy zwyczajny w tej sytuacji hart
nie reagując na słodki śpiew syren miejskiej policji

Spacerując krawędzią, która twardy konkret
i mgliste możliwości dzieli pół na pół
stopy stawiam ostrożnie. W dzieciństwie przesiąkłem

nadmierną asekuracją. Dożyłbym lat stu
siedząc na taborecie po tej stronie okna.
Popchnij mnie. Zobaczymy jak daleko w dół.

Noc do samych kolan

N

Ta miłość była nam czytana
od wczesnej młodości
w miękkich i twardych okładkach
pod kołdrą do rana
przesiąkliśmy nią
do kości

Więc jak wysoko ceni sobie pani
swoje nagie kolano?

Myśmy nie dali jednak
nie dali się opisać
kredą zamierzchłych romansów

myśmy wysuwali
poza kredowe granice
to lewą rękę to piętę

spoza białego obrysu
sterczało od czasu do czasu
osiem lub dziewięć palców

Więc jak wysoko ceni sobie pani
swoje nagie kolano?

tą apetyczną rzepkę
fragment literatury
całowany w tę noc jak leci

jak to mówią rękopisy nie płoną
ale możesz ją ogrzać bo przecież
płoną bladym płomieniem poeci

Killgrave 2

K

Panienka z perfumerii podchodzi z pytaniem
Czego pan sobie życzy? Uśmiecham się tylko
Miałaś na półce w łazience właśnie taki flakon
Chciałaś się kiedyś ukryć pod takim zapachem

To było rozczulające – ten zapach na tobie
Dziurawa ośla skórka. Trzeba było czasu
żeby cię z niego wydobyć trzeba było pracy
żebyś któregoś poranka pachniała jak człowiek

Teraz możesz nareszcie wąchać moje wiersze
z zawiązanymi oczami oglądać bukiety
wzdychając pełną piersią

wypuszczając w eter
opowieść, w której jesteś niezmiennie tą pierwszą
w której możesz być sobą i pachnieć kobietą

Numerologia

N

Pani nie ma jeszcze w numerze. Pani jeszcze nie przyjechała
więc jest tylko westybul walizka jakiś grubas na fotelu z fajką
i na ścianie za starym konsjerżem ogrywana w każdym filmie kratka
szachownica z numerami kluczy do Twojego gorącego ciała

Jaki jest dzisiaj Twój numer? Pod jedenastym podobno
zakładasz właśnie podwiązkę tuż koło rzeczki Liffey
w trójce – zasłaniasz zasłony, pod dziewięć – ściągasz szarfę
w trzydziestym trzecim pomagam sukienkę na plecach dopiąć

Patrzę w drewnianą klatkę jak w adwentowy kalendarz
i drżącym koniuszkiem palca kolejne kratki odmykam
każda z nich to majstersztyk, opera magnum, święto

a ja się bawię tą myślą co co i rusz mi przemyka
że tyle drzwi hotelowych możemy jeszcze odemknąć
i kluczy z drewnianym brelokiem wciąż tyle tkwi na haczykach

Wielki mosiężny sterowiec

W

Coraz częściej śnię miękkie obłoki. Coraz rzadziej zerkam za horyzont
nic wielkiego gramoli się słońce lub ten srebrny hipokryta księżyc
ale ja nie odbijam już światła. Tylko woda co w kotłach się pręży
tylko śmigło trzepoczące jeszcze niczym w kółko oszalały gryzoń

Za nitem nit. Wieczór i świt.
Zimne powietrze
przestrzeń
nic

Już nigdy się nie przegra, nie wygna, nie przygna
I nie wyjdziesz na pokład o bladym poranku
z filiżanką za uszko trzymaną bezwstydnie

skończył się bankiet
wiatr na relingach
gra kołysankę

Co na tobie wyrośnie

C

Co na tobie wyrośnie? Czy tylko kondukt świec
Schodzący wolno pod ziemię zaledwie jakiś wieniec
Którym się ciebie przykryje dokładnie na zapomnienie
W kwaterze o numerze dwieście pięćdziesiąt sześć?

Co na tobie wyrośnie? Może to będzie jesion
Albo gdy się ociepli – polodowcowy staw
Może morze i łąki sargassowych traw
Lub góra o wysokości kilometr trzysta pięćdziesiąt

Twój potomek nie będzie mówił. Jeśliś farciarz
Będzie może czymś więcej niż przypadkowym kamieniem
Licząc lata na rzęskach już raczej nie palcach

Lub płynąc bezwładnie do morza futurystycznym strumieniem
A kiedy dobiegnie końca ta eukariotyczna farsa
to twoja galaktyka nie wzruszy nawet ramieniem

Dziwny jest ten świat

D

Nie złożę Ci wizyty. Właściwy czas jeszcze nie nadszedł
więc składam sobie przestrzeń. Och to zabawne uczucie
gdy jednym ruchem się Paryż składa z przedmieściem w Kalkucie
lub wbija Empire State Building w zaspany jeszcze Zagrzeb.

Przestrzeń złożona wzdłuż linii raz bywa piekłem raz rajem
lecz kiedy słońce się schowa za widnokręgu półokrąg
pozwalam sobie lubieżnie zaglądać do Ciebie przez okno
zwisając do góry nogami z iglicy wieżowca w Dubaju.

Dubaj to jednak jest Dubaj więc wiszę tylko do świtu
prostując świat bezszelestnie zanim Cię muezzin przestraszy
ale pewnego poranka pozdrowię Cię z parapetu

z bukietem światów złożonych wzdłuż niemożliwych płaszczyzn.
Zapukam mając na sobie dobrze skrojony garnitur
i skrawek mapy wszechświata wyglądający z brustaszy.

Ghost Rider on the Storm

G

Ostatni promień słońca zawisł na twoich rzęsach
jak minutowa wskazówka na czarnym słonecznym zegarze
w mieście szumiącym na dole nikt nie wie co się wydarzy
gdy złączę mą zapalczywość i twój nieziemski potencjał

Bo dziś nie będzie jak zwykle. Bo dziś kochamy się w cuglach
bez żadnych dymiących fryzur w zjonizowanym powietrzu
na głowie mam czapkę z gazety to taki właśnie wieczór
w który będziemy uważać żeby się nic nie stłukło

w ogień piekielny w gniew boży w nasze rozanielenie
wpełzniemy po ciemku wstrzymując apokalipsy ziarenka
będę twym przewodnikiem ty będziesz moim zarzewiem

aż każde z tych postanowień puści na szwach i popęka
i obudzimy się znowu tak spięci i rozpaleni
z piorunochronem przy łóżku, z gaśnicą zawsze pod ręką

Kategorie

Instagram