KategoriaLiryka

Lukrecja zmywa makijaż

L

Gdy Lukrecja zmywa makijaż
Wbrew ruchowi ściennych zegarów
to dokładnie przeciwnym ruchem
Rigoberto zmywa naczynia

Te kierunki zdają sie sprzyjać
Rozmazaniu i rozmarzeniu.
Ćma rozkwita miękko za uchem
Gdy Lukrecja zmywa makijaż

A tu węgorz w pianie się zwija.
Całe w kwiatch I podnieceniu
tańczą smoki chińskie i kruche
Rigoberto zmywa naczynia

Wacik spija czas co przemija
I dziesiątki zużytych godzin
w swoje białe stroi kożuchy
Gdy Lukrecja zmywa makijaż

Po czym nagle z piany wychynie
Na brzeg dumnie zejdzie ze spodka
żeby mógł ją wytrzeć do sucha
Rigoberto. Zmywa naczynia

Czas i przestrzeń. W przeciwnych wirach
Poplątanie I zawierucha
Gdy Lukrecja zmywa makijaż
Rigoberto zmywa naczynia

Liściem

L

Zanim na twarz nasuną pled
u progu najzimniejszej z zim
śladami liścia będę szedł

przez pulchny zapach ciemnych gleb
omdlewał będę razem z nim
zanim na twarz nasuną pled

póki nie zabrzmi wiosny flet
płynąc z żywicą setką żył
śladami liścia będę szedł

by rodzić się przez pąka bet
być znowu młodym ile sił
zanim na twarz nasuną pled

potem pod ziemią ryć jak kret
przez pąk przedzierać się jak klin
zanim na twarz nasuną pled
śladami liścia będę szedł

Light Emitting Diode

L

Dotykając Lukrecji Rigoberto
widzi punkty jaskrawego światła
rozjarzają się jeden po drugim
niczym plansza do gry w połącz kropki
a powstanie smok, tygrys, lisica
ślad po zębach lub puszysty ogon.

Dziś ubiera ją jak święte drzewko
opasując girlandami świateł

Ona potem ucieka mu w ciemność
ale znajdzie ją znowu o świcie
gdzieś przy wąskim ujściu labiryntu
który przejdzie nie wychodząc za linie.

Kołysanka Rigoberta

K

Rigoberto ma tajemny pokój w którym trzyma konia na biegunach
trzeszczącego kiedy buja na nim pożądanie do przodu i w tył
śmiesznie wtedy wypina pośladki poły płaszcza furkoczą w pędzie
odsłaniając owłosione nogi Rigoberto ma zamglony wzrok

i wydaje mu sie że kołysze
całym światem jak blaszaną puszką
wystawiając język żeby złapać
ją gdy wreszcie wypadnie
łup

a tymczasem tylko zasypiają w rozhuśtanych kołyskach oseski
a tym czasem tylko fale w morzach i w shakerach barmanów brzdęk
Rigoberto zwalnia tempo schodzi
cały jeszcze w łaskoczących dyfrakcjach
i bezwiednie mierzwi sztuczną grzywę
odruchowo przyciskając kciuk

Kobieta, podwiązki i stara szafa

K

Wskakuje w otchłań tej szafy jak w głąb króliczej nory
i koziołkuje z chichotem wśród setek półek wąskich
aż w końcu pośród papierzysk już tylko niebieskie podwiązki
mrugają jak niezabudki. Myślała do tej pory

że wie czego tam szuka albo że chociaż ma mgliste
wyobrażenie o rzeczach na półkach wysokich i niskich
leżących na srebrnych półmiskach uśpionych tam compact disków
czających się wśród zapomnianych szarych pudełek na listy.

Ochoczo żongluje czasem i tylko czasem zawiesi
uwagę na jakimś piśmie lub nieotwartym pakunku
tym co jest przeszłe i przyszłe, tym co się w głowie nie mieści

aż w końcu się wreszcie dokopie do dna, do poziomu gruntu
i nie znajduje niczego i nawet się z tego cieszy
i mruczy tym swoim głosem przed którym nie ma ratunku.

Kobieta w białej sukience

K

W białej sukience. Tak dla żartu. W biegu
poprzez dębowe podłogi, porannym światłem się skrzy
jej bosonogi piruet. Tak, miewam takie sny
Królowo Śniegu

U mnie szarość. Ciemną nocą Orion
nie popuszcza pasa. Z lampką haut-medoc
spoglądam w stronę północy. W taki właśnie mrok
z ulotnej hipotezy stajesz się teorią

pisaną na poduszce jakimś świtem bladym
dłonią nocnego rozbitka wyrzuconego na brzeg
z dębowego pokładu

Krok. Twój lekki krok. Zawsze kiedy śnię
niosąc czerwień jak lampę wypatruję śladów
bosą stopą biegnących ściegiem poprzez śnieg

Kobieta pokazuje język

K

Kobietę jest łatwiej rozebrać aniżeli sprawić
by pokazała język. Można ją przemierzyć
od biegunowej czapy aż po zawsze zmarznięte
antypody stóp – wszystko daremnie –
język nadal wstydliwie kryje za zębami.

Trzeba wielkiej biegłości aby go wypłoszyć
złapać w tej krótkiej chwili gdy ciekawski czubek
wygląda przez sekundę poza miękką krawędź
okopu wargi. Ale przyłapany
spłaca trudy czuwania studwudziestokrotnie.

Łatwiej kobietę rozebrać niż wziąć na języki
i te czujące słodycz i te które tańczą
szepcząc słowo “sylaba” lub “laboratorium”
w mroku nocy, na ucho mężczyzny lub ściany.

Klif

K

Nie pokazujcie Lukrecji klifu
chwili trzeba
momentu nieuwagi wzroku w inną stronę
żeby zaczęła badać palcami u stóp
jak można się skaleczyć jego białym ostrzem

Trzymajcie ją za rękę. Ona każdą przepaść
ma za kolejną w życiu otchłań możliwości
widzi w skałach na dole przyczynę uniesień

śledząc lot białej mewy roziskrzonym wzrokiem
Lukrecja patrzy w ocean
Lukrecja patrzy w dół

Kaliban

K

Niebo noszę na sobie jak jutowy worek
tu, pod pękniętą ścianą z wyschłym dawno pająkiem
i liczę mokre gałęzie nieogolonych dębów
mam w kieszeni dwa sznurki i od wina korek.

Tam drzwi otwarte przeciągiem to tak jakby lokaj
pochylony, tam tylko skowronki i suknie
flakon bywa rozbity we właściwej chwili
tło zawsze odpowiednie i miłe dla oka.

Ja zawsze siedzę krzywo gdy myślę o Tobie
jak nazbyt duży worek oszukanych kości
tu pod pękniętą ścianą z wyschłym dawno pająkiem
strugam Ci łódkę z drzewa co pewnie zatonie.

Jak gdyby

J

Jak gdyby oczy przystanęły w marszu
z Estramadury na rozległe stepy
mrużąc się lekko na chłodniejsze wiatry
szczypiące nocą wyniosłe policzki

Jak gdyby usta wydęły się wtedy
i ułożyły w burtę zgrabnej łodzi
przemierzającej przestwór oceanu
nazbyt suchego dla jej gładkiej skóry

Jak gdyby potem uciekła na zachód
zamieszkać w kraju w którym wieczna mżawka
sprawia że błyski odległych galaktyk
widać wyłącznie w jej lśniących tęczówkach.

Kategorie

Instagram