KategoriaLiryka

Od stóp do głów

O

Pod taką stopą tylko lubczyk, amarant albo wrzos
Na zagubionym wybrzeżu ścielący się miękko wśród mgieł
Gdzie niemożliwie gładka i aksamitna biel
Kończy się smukłym palcem z małym okienkiem na noc

Tobie stąpać po kwiatach zawiłym esem-floresem
Albo z dzwonkami u kostek tańczyć w ogrodach kalifa
Z tą nocą na czubkach palców, z porankiem na pięt klifach
I gnącym się między nimi, skręconym w ekstazie seksem

Więc gdy idziesz po jasnym parkiecie
Słoje drewna ciągnąc lekko za nos
Bądź ostrożna. Może zdarzyć się przecież

Że nadepniesz mnie. Taki los
świat przyziemnym podglądaczom niesie
Zastopowanym w zachwycie, stopionym jak miękki wosk

Nikotyna

N

chodząc po krawężniku prostym i funkcjonalnym
jak wszystko wszystko tutaj (te domy bez ostrych
i wyrazistych kantów które w razie czego
pomogłyby zdjąć z siebie niewygodną skórę)

w tym miejscu w którym można być tylko przez chwilę
gdzieś między uczciwością rynsztokiem wykroczeniem
czytałem rozkład jazdy te wszystkie odjedzie
przyjedzie przez z wyjątkiem w dni wolne od pracy
szukając choćby jednej choćby nocnej linii
bez początku lub końca

wiesz że nie znalazłem

czas porozpinano
zawsze tylko pomiędzy
dwiema klamerkami jak nazbyt skrupulatna
chuda gospodyni komuś zależy bardzo
aby cud początku zrównoważyć czerwienią ściśniętego kresu
taki dałem się chwycić w spotlight luny w pełni

reload

smak nikotyny jest żółty jak rtęciowe światło
choć pewnie jest przyczyną wielu groźnych metafor
zatrzymam go tu sobie na końcu języka
w miejscu którym podobno odczuwamy słodycz
czas kradnie z papierośnicy kolejne minuty

reload

dziś słuchałem fado idąc długim podcieniem
niewidoczny dla luny dla gwiazd dla nikogo
bez początku i końca na jasnych wystawach
muzyka przestawiała szwajcarskie zegarki
bez nadziei jest łatwiej
ale w takiej chwili
zawsze chodzi przy nodze
zawsze patrzy w oczy

reload

nie zauważyłaś
wtedy na tym parkiecie kreśliłem pentagram
żeby jakoś odegnać pulsującą czerwień
i rytm

rytm jest najgorszy
według takich rytmów
da się policzyć koniec
da się dojść do świtu

Nieznacznie

N

Są takie krótkie noce
z których się wychodzi
krótkowidzem – ulica, śpiew ptaka za oknem
wszystko dobiega z oddali wszystko jest nieostre
nieostrością nieważne, nieznaczne i błahe.

Nawet czas dziś naostrzył ledwie kilka sekund
i nie wiem dobrze gdzie pójdę już za parę kroków
bo wszystko jest doraźne i wynika z siebie
jedynie bezpośrednio, nieznacznie, bez planu.

Jest to raj scenografów i drugoplanowych
postaci, niebo lornet, szkieł i teleskopów
z jakimś być może jutrem ale nikt nie czeka
na nie w przyciasnym szalu mglistych horyzontów

Są takie krótkie noce
z których się wychodzi
krótkim nieznacznym krokiem
i płytkim oddechem

Niechybnie

N

(napisane w odpowiedzi na challenge aby stworzyć wiersz zawierający słowa: NIEWIASTA, WAĆPANNA, WSZETECZNICA, ABSZTYFIKANT, HUNCWOT, SROMOTA, CHĘDOŻYĆ, NIECHYBNIE.)

Albigens Atanazy – absztyfikant chyży
Co kiedy dziewkę zoczył już miał chętkę swadźbić
ku swej sromocie był biedak nieduży i ryży
więc mnie nad kordiałem molestował – radź mi

radź mi waćpan co czynić kiedy mi niewiasty
w te dyrdy uciekają gdy do nich zagadam
i czy to płoche Julie czy jurne Jokasty
pierzchają nim pytanie o ich miano zadam

Nie zachędożę dziś ja, na nic krotochwile
a trzos mój nazby chudy dla wszetecznic, kurew
ech gdybyż balwierz jaki zdołał szaławile
przydać barw szlachetniejszych. Wtedy dni ponure

stałyby się niechybnie jasne. I tak knuję
że niejedna niewiasta by poczuła miętę.
Niech mnie zatem alchemik chyżo transmutuje
W karego, kędzierzawego pana Podbipiętę…

Nie marszcz się

N

Nie marszcz się teraz Lukrecjo szepnął Rigoberto
lustro i brzuch wciągniąty świetnie na mnie leżysz
ty także leżysz dobrze drogi Rigoberto
może za bardzo obcisły popatrz no w tych lustrach
jesteśmy jak figury tryumfowej karty
tak dalecy głowami i tak bliscy w pasie

więc może w poniedziałek włożę cię na szczęście
tyłem do przodu zapnę pod zimową kurtką
by jak mały lokalny gromowładny Zeus
strzelać iskrami z palców

Nie idź bez walki w sen

N

(“Do not go gentle into that good night” – Dylan Thomas)

Nie idź bez walki w sen, w tę dobrą noc –
tańcz. Stroboskopem niech twój siwy włos
rozgania wściekle nadchodzący mrok.

Bo nazbyt często rozśpiewany głos
milknął w przypływie przedwieczornych trosk
gdyś szedł bez walki w sen, w tę dobrą noc.

Lecz nigdy więcej. Strach niech da ci moc
by wbić pochodnię w piasek, wzniecić stos
by jeszcze raz odegnac nadchodzący mrok

i ze złotówki Luny zaoszczędzić grosz
i na zapas napełnić truchlejący trzos
by jeszcze nie odchodzić w sen, w tę dobrą noc.

To w końcu się nie uda. Taki los.
Zapachnie chryzantema, zgaśnie wrzos.
Zapadnie się z nienacka w nadchodzący mrok

ale jeszcze nie dzisiaj. W górę nos
bo światło za zakrętem to nie final boss
bo to jeszcze nie droga w sen, w tę dobrą noc
bo jeszcze nas nie trwoży nadchodzący mrok.

Natomiast

N

Natomiast Kosmos pozostaje obojętny
wobec proroków i cezarów. Galaktyki
wzruszą tylko ramieniem na nasze wysiłki
dotarcia do choć jednej najmarniejszej puenty

a czarne dziury pozostaną czarne choćby nawet
wlewać w nie przez stulecia mleko wszystkich krów
zignorowani przez wszechświat tylko dzisiaj i tu
nie widać nas gołym okiem choćbyśmy włożyli krawat

więc po co jeszcze kręcić korbą po co tłoczyć
krew po co kromkę smarować cienko masłem
obracać się za gwiazdami wypatrywać oczy

jak wykrzywiony pod płotem ogrodowy krasnal
na świat co nas nie utuli ani nie przeprosi
aniśmy władcy wszechświata ani jego własność

Na szerokim tarasie

N

Na szerokim tarasie od morza Rigoberto zasypia nagle przewracając
kryształowy kieliszek wiatr furkocze w rozpiętej koszuli ale on jest
daleko daleko

nie ma go w domu teraz nie odbiera
telefonów i poczty
ignoruje blaszany dzwonek u drzwi
i mleczarza

uciekł do niej

pewnie właśnie teraz
rozplątuje z dziką cierpliwością
białe sznurki jej nowego gorsetu albo siedzi w całkiem innym fotelu
niespokojnie patrząc jak śpi

Miejsca

M

Są takie miejsca których nie ma.
Gdzie biegnie się po igłach śniegu
boso, przez smołowany most
i przez kruszony na brylanty
lód setek płytkich błotnych kałuż,
tam gdzie rysuje nam ósemki
w źrenicach ostre słońca źdźbło.

Tam by się biegło. Tam się szło.
W szerokokątnej perspektywie szeroko otwierało ręce
i wirowało i tańczyło przez tataraki i przez wiechcie
z błękitem w oczach. Z niczym więcej.

Są takie miejsca bez człowieka jak wystawiony do przymiarki
dziewiczy czekający but. Gdzie nic nie wspiera horyzontu
i do wschodzących niskich planet pewnie doskoczyć byłbym mógł.

Przytulę się do Twoich pleców. Popatrz jak z nieba na dół lecą
co słabiej przyklejone gwiazdy gdy tulę się do Twoich ud.

Małe zwierzęta

M

masz takie oczy szalone
i ja mam oczy szalone
a kiedy szalone oczy wzajemnie po sobie wodzą
kiedy się przenikają
kiedy nieruchomieją
one wychodzą

z wyciętych na korze napisów
i rys niewidzialnych na skórze
migają ogony lisów
płomienie wiewiórek
i tchórze

i gdy przez moment potrafisz
szalona być i nieruchoma
widzę cię jedno mgnienie
całą w puszystych ogonach

i czasem na twoich plecach
dotykam umykających
przed moim opuszkiem zwierząt
i śledzę ślad szybkoschnący
po ich drobniutkich pazurach
w twoich nagłych westchnieniach
gdy się chowają bez śladu

w małych kieszonkach cienia

Kategorie

Instagram