AutorRafał Fagas

Drzewozwierz

D

Gdzieś w cichości swego leża
śni drzewozwierz z Kazimierza
o szerokich śni rubieżach
horyzontach i pustkowiu
śni o podpieraniu nieba
i o księżycowym nowiu

Sny na bruk kamienny płyną
tysiąclistną serpentyną
uderzają łepetyną
o żylaki białych ścian

Śni drzewozwierz z Kazimierza
kto liść zerwał – liść przymierza
plecie wieńce splata wstęgi
zieleń łasi się do rąk
wokół noc i świecy krąg.

Zapleciona w drzewozwierza
głowa głucho w stół uderza
opadają ciężko dłonie
stół w zielonych wstęgach tonie
razem śnimy o rubieżach
horyzontach i pustkowiu
o podpartych przez nas niebach
i o księżycowym nowiu

Narzeczony

N

Mówili o nim że zna swoją rzekę
jak dziesięć własnych palców
jak dłonie którymi
gładził jej włosy i wygładzał zmarszczki.
Znał ją o wschodzie i zachodzie słońca.

Tylko dla niego wiła się jak węgorz
dla niego tylko wpinała we włosy
tęczowe spinki z migotliwych pstrągów.
Kiedy usypiał szeptała do niego
świeżo złowione, trzepoczące słowa.

Ona mu była wodą i odbiciem.

Most zbudowano w bardzo krótkim czasie
o dumnych łukach napiętych jak ścięgno
w łydce siłacza. Rzeka pod tym mostem
śpiewała całkiem odmienne piosenki.

On sprzedał łódkę i zamieszkał w mieście.
I nienawidzi wszystkiego co płynie
nawet w poduszkę boi się zapłakać.

Tramwaj zwany zaniechaniem

T

Do srebrnych masztów przykuci
paskiem, szelkami, krawatem,
pozahaczani guzikiem, rękawem koszuli w kratę
liczą językiem zęby, liczą na palcach lata
Odyseusze w tramwajach
wszystkich tramwajach świata

Wpleceni w teczki skórzane
i zaplątani w zegarki
czarne powrozy słuchawek mocno ściskają im karki
i myślą o białych plażach, riwierach i innych “la platach”
Odyseusze w tramwajach
wszystkich tramwajach świata

Między ustami a brzegiem
strzepują dyktat posagu
rozmienią grunt kontynentów na piankę archipelagów
by potem, po wielu latach piąć się na gniazdo bocianie
i wypatrywać w oddali
przystanku na pożądanie

Ariadna robi na drutach

A

A kiedy cyrk gwiazdozbiorów wróci wieczorem na Kretę
kiedy nam liście pożółkną, palce pożółkną i dusza
Ariadna siądzie by robić tysiącooki sweter
wszystkowidzący pulower dla starca Tezeusza

Przędza się przędzie jak dawniej
przędza odtwarza labirynt
w lewo i w supły i w wiry
zgodnie a potem przestawnie
w dźwięku puszczonej cięciwy
w dźwięku napiętych strun liry
coraz to nowe są oczy
przędza się przędzie jak dawniej

I już wyczerpał się wątek i nic się więcej nie zdarzy
miecz pozostanie na ścianie, nigdzie nie pójdzie już piechur
wszystkowidzący pulower rozmawia z piaskiem na plaży
a pod pachami ma zmarszczki nazbyt częstego uśmiechu

Towarzystwo

T

W naszym towarzystwie płacimy panu
za stratę każdej kończyny. O tu w tej tabelce
ma pan to napisane. Tyle właśnie warta
jest dzisiaj pańska ręka, tyle duży palec
u nogi. Cała noga na następnej stronie.

(a więc wreszcie mam pewność
co do własnej wartości pewność
że z wiekiem rośnie rośnie niepomiernie
mój parytet w diamentach
równowartość w złocie)

…co do kosztów leczenia musi pan wyważyć
(skręcić zawiasy bólu) czy bardziej opłaca
się pozostać w szpitalu czy ta amputacja
wie pan niektórzy wolą dostać całą kwotę
od razu
od jednego razu

(mogę przestać się martwić. Jestem
już relikwią. Procentują mi ręce
rosną akcje serca
ktoś tam dokładnie liczy spadające włosy
amortyzację ścięgien i saldo mortale

to dobre towarzystwo
w dobrym towarzystwie
nawet śmierć pokazuje
pozłacane zęby)

Zabójcy smoków

Z

(telegramy wymarłego gatunku)

To bardzo dziwni ludzie. Ci tutaj. Zazwyczaj
od razu ślą rycerzy na białych wierzchowcach.
A tu tak wielki spokój. I wygasły wulkan –
wymarzona kryjówka dla smoczego skarbu.

To bardzo dziwni ludzie. Od wczoraj bez przerwy
znoszą pod górę złoto, diamenty i perły.
Nie wiem co o tym myśleć. Lecz pomyślę jutro.
Muszę to wszystko przenieść. Jeszcze kto ukradnie.

To bardzo dziwni ludzie. Góra złota rośnie.
Śpi mi się coraz lepiej. Złoto rozleniwia.
Już prawie nie wychodzę. Kręcą się tu tacy
że tylko z oka spuścić – nic nie pozostanie.

To bardzo dziwni ludzie. Przestali przychodzić.
Właściwie powinienem coś zrobić z tym fantem.
Ale wyjść już nie mogę. Stawka jest zbyt duża.
Nigdy tyle nie miałem. Nie chcę tego stracić.

Jeszcze skrzydła na grzbiecie. W obroży krateru
wciąż jeszcze widzę gwiazdy na bezchmurnym niebie.
Ale jest już za późno. Nie umiem się podnieść.
Na stosie kosztowności płoną złote oczy.

PODŚWIADOME POKŁADY PSYCHIKI PODMIOTU

P

(czyli tragedia aliteracyjna w trzech aktach i półgodzinnych antraktach)

AKT I (PRZEDTEM)

ON:
Papużko płocha, pójdź popieszczę ja cię
późnawą porą popełnię “faux pas”!

ONA:
Palce przy sobie! Póki kończę pacierz
pokręć patefon. Niech pędzi! Niech gra!
Potem petunię tudzież pelargonię
proszę mi przynieść (niech będzie na zaś)
po czym gdy powiem: “Co to to to to nie!”
koło pantofla pokornie mi paść!

AKT II (POTEM)

ONA:
Prężny potworze! Pytonie co pluje!
Puls przerywany! Pożądania głownie
płoną i palą! Zatem postuluję
żebyś pokonał mnie teraz ponownie.

ON:
Późno się robi a jutro mam pracę
Potem papużko, dziób zmruż tudzież oczka
Pech że obecnie jestem ja ciut “passe”
niczym z puchowej poduszki powłoczka.

AKT III (POJUTRZE)

ONA:
Podły padalcu! “Przedzwonię ja w piątek”
Milczy słuchawka i próźno do lic ją
przytulam czule. Już ja cię poszczuję
prokuraturą, PIH-em i Policją!

Ostatnia ballada o Wiedźmine

O

Kiedy o świcie szatniarki liczą ostatnie już palta
zabrzmiały na bruku ulicznym kroki Wiedźmina Geralta
gdy szedł by mieczem srebrzystym dokonać ostrego lania
potwora co ponoć bezcześcił Świątynie św. Dumania.
A z dala zoczywszy poczwarę stojącą jak raz właśnie tyłem
wyszczerzył się dosyć paskudnie i mruknął: “Ole! Zwyciężyłem!”
Liron, liron, liron
Mruknął: “Ole! Zwyciężyłem!”

Lecz kiedy Wiedźmin Geralt podnosił swój miecz oburęczny
potwora spojrzała na niego i zapłakała: “Niewdzięczny!
Szukałeś wszak wzroku mego – teraz go unikasz…”
Strach wielki padł na Wiedźmina, w żyłach zagrała panika
na myśl co mu była błysnęła w korze a toże w podwzgórku
że ta potwora ma pewnie coś potwornego nań w biurku.
Liron, liron, liron
Coś potwornego nań w biurku…

Wszak jest wiadome powszechnie jak przezabójczy pazurek
czaić się może w szufladach różnych nieznanych nam biurek
kiedy się ktoś w czyjś życiorys raz albo dwa pozanurza
to bywa że biurko skutecznie szczęki mężczyzny zmarmurza
a nogi to tak mu się trzęsą jak gdyby były z parówek
Oj chyba przyjdzie urządzić cichy pochówek wśród mrówek!
Liron, liron, liron
Cichy pochówek wśród mrówek…

I stoją w śmiertelnym tym zwarciu – dłuższa minęła już chwila
aż wiatr był powiał co ponoć nozdrza mężczyzny rozchyla
i tymże wiatrem natchniony Geralt potwory sklął mać
i zrobił co wiatr mu kazał: zaczął jak wiatr ten – wiać.
Oj wyjątkowo nieczuła jest pod miesiącem ta chwila
ta się doń tęsknie wychyla a ten już dawno dał dyla
Liron, liron, liron
A ten już dawno dał dyla…

Ponoć szukali go wszędzie: Francja, Bałkany i Malta
lecz nikt już nigdy nie znalazł śladu Wiedźmina Geralta
Nawet go w Turcji szukali, ktoś ponoć szukał go w Chinach
lecz nikt już nigdy nie znalazł śladu Geralta Wiedźmina.
I nikt jakoś wiary nie daje jednej z rozlicznych pogłosek
że Wiedźmin uciekłszy na północ został tam był eskimosem
Liron, liron, liron
Został tam był Eskimosem…

Wiersz bardzo dydaktyczny o biegu Wisły i stopach rytmicznych

W

Gdybyś się rzucił z mostu do Wisły
gdzies pod Cieszynem, wtedy by trysły
wielką w patrzących budząc nadzieję
twe bulgotania zgrabnym trochejem :
BUL bul.. BUL bul.. BUl bul

Pod Bielsko-Białą rzeka dość płytka
lecz toniesz dalej (choć boli w łydkach)
co rusz siadając na piachu łachach
i podśpiewując w rytm amfibracha
bul  BUL  bul… bul BUL bul

Natomiast tonąc pod Oświęcimiem
ciągle radosną mógłbyś mieć minę
bo choć historii wicher tam wieje
ty się posuwasz na dno spondejem :
BUL BUL…BUL BUL….BUL BUL

Niesiony prądem koło Krakowa
trochę trocheje byś synkopował
(z powodu smogu z lekkim popłochem
w kretyk się zmienil rytmiczny trochej)
BUL bul BUL ..BUL bul BUL..BUL bul BUL

Tarnobrzeg – w ostrym zapachu siarki
topią się klapki oraz zegarki
z ekologicznie słusznym protestem
łączysz się zatem swym anapestem:
bul bul BUL …. bul bul BUL

Kazimierz – takich każdemu życze
miastu uliczek i kamieniczek
Chociaż słoneczko na głowę grzeje
ty dalej memłasz swoje bakcheje
bul BUL BUL…bul BUL BUL

A zaniesiony gdzieś pod Warszawę
supertopielczą mialbyś już wprawę,
spokojnie znacząc ostatnie chwile
rozsadzającym płuca daktylem:
BUL bul bul ……..BUL bul bul

Za to krajobraz bardzo ciekawy
widziałbyś koło miasta Puławy
po raz ostatni. Świadomy nastepstw
łabędzim sunął byś antyspastem:
bul BUL BUL bul … bul BUL BUL bul

Dęblin – nurt rzeki ścielą szeroki
myśliwców wraki i liczne zwłoki
niedoszłych orląt. Jezus Maryja!
z piersi wyrywa ci się chorijamb:
BUL bul bul BUL … BUL bul bul BUL

Włocławek – płyniesz sobie wytrwale
z cichą nadzieją – gdyby tak znaleźć
talerzyk jaki albo wazonik
taki prześliczny aż wzrasta jonik:
bul bul BUL BUL … bul bul BUL BUL

Potem niestety robi się ciemno
Nie to nie zmrok jest, to tylko Chełmno
Nic ciekawego więc trudna rada,
tu ci powoli jonik opada
BUL BUL bul bul …. BUL BUL bul bul

Mijając Toruń – gród Astronoma
(piękne agonia twoja tu tło ma)
czując się prawie jak Albert Camus (czyt. Kami)
płoszyłbyś kaczki anapestami:
bul bul BUL…bul bul BUL…bul bul BUL

Pod rafinerią w pobliżu Płocka
pławisz się trochę w obszarach błocka
lecz tańcząc swoją przedśmiertną sambę
dalej posuwasz bulgocząc jambem:
bul BUL, bul BUL, bul BUL

Gdzieś pod przepięknym miastem Grudziądzem
(w mieście tym ponoć panują żądze)
żałobne hymny nucąc pod nosem
chwilę byś jeszcze walczył molosem:
BUL BUL BUL…..BUL BUL BUL

W Gdańsku gdzie zawsze sporo atrakcji
myślą powracasz do swych wakacji
wspomnieniem tuląc plaże Juraty.
Został ci tylko proceleusmatyk:
bul bul bul bul……….. bul bul bul
bul…. ……………….bul bul bul bul

Tu wreszcie możesz przestać się błąkać
(dobrze że Wisła nie Amazonka)
Z ulgą ogromną upadasz w grób
tuląc piętnaście zmęczonych stóp

Domino

D

Jedynka do jedynki – Pan mówi po polsku?
To się wspaniale składa. Dwie godziny lotu.
Dwójka pasuje do dwójki. Lotnicze fotele
wydają cichy odgłos napinanych mięśni.
Co Pani robi w życiu? Ja, wie Pani, jestem
dyrektorem produkcji. Mamy trzy fabryki.
Trójka łączy się z trójką. Niespokojne ręce
gładzą czerwony krawat a długie paznokcie
poprawiają spódnicę. A mąż gdzie pracuje?
Nie to nie jest obrączka, to taki pierścionek.
Muszę go wreszcie zmienić. Czwórka z drugą czwórką.

Stopy czują mrowienie a świadomość tętni
brakiem twardego gruntu. Przyziemne pragnienia
nabierają lekkości w finezyjnych chmurach.
Może zjemy kolację? Lubię włoską kuchnię.
Trzeba się kiedyś spotkać, tak miło się przecież
rozmawiało. W ten piątek? Dwie piątki do pary.

Szóstki wiszą w powietrzu. Połączone kości
tworzą dziwaczny szkielet, na którym zawisa
trofeum z ludzkiej skóry
wilgotnej od potu.

Kategorie