AutorRafał Fagas

Alicja w krainie strzałów

A

Okres poświąteczny, kiedy to każdy z nas na skutek obżarstwa, przypomina temperamentem sennego zombie, dobry jest do przypomnienia sobie kilku ulubionych filmów o tych sympatycznych i nieskomplikowanych istotach.

Film o zombie ma żelazny i prosty jak rama roweru schemat: ktoś trafia w okolicę nawiedzaną przez żywe trupy (najczęściej jest to para nastolatków, względnie jedna lub kilka nastolatek), zombie wyłażą zewsząd i zbliżają nieuchronnie, po czym następuje coś co powoduje happy end (z dokładnością do jednego lub dwóch zagryzionych). Skąd zwłoki, które zazwyczaj w czasie pochówku mają stuczne szczęki, w filmie dysponują uzębieniem krokodyla – nie wiadomo.

Zatem opasły i z lekką czkawką rozsiadłem się ostatnio przed “Resident Evil 3: Extinction”, z premedytacją nie oglądając uprzednio dwóch poprzednich części. I miałem jak się okazało rację bo poprzednie części były przy konsumpcji dzieła potrzebne jak sztuczna szczęka zombiemu.

Oto śliczna jak zawsze Mila Jovovic budzi się pod prysznicem (a komuż to się nie zdarzyło? No komu?), zupełnie bez garderoby. Brak ten jednak czym prędzej i niestety bardzo dyskretnie nadrabia wbijając się w czerwoną suknię, po czym sunie przez pokoje, wchodzi na korytarz żywcem wyjęty z “Gwiezdnych Wojen”, cudem unika śmierci przez pokrojenie laserową szatkownicą do modelek (żywcem wyjętą z “Cube”), przedziera się przez szpitalne korytarze (żywcem wyjęte ze “Szpitala na peryferiach”) po czym ginie tragicznie kiedy coś wyskakuje na nią z podłogi i ostrzeliwuje śmiertelnie.

Hmmm, mruczy badguy obserwując rzężenie i drgawki byłej Joanny d’Arc, po czym macha ręką na pomagierów, którzy czym prędzej wynoszą broczącą i wrzucają ją do rowu pełnego nieczynnych już Mill Jovovic. Tak to się zaczęło.

Potem idzie już z górki – okazuje się że Mila ma na imie Alicja i jest produkowana seryjnie, że podczas ciosu z półobrotu podnosi nogę wyżej niż Chuck Noris (notabene większość osób o wzroście średnim podnosi nogę wyżej niż Chuck Noris…),  że macha nożami lepiej niż niejeden japoński kucharz, że na skutek jakiegoś wirusa większość populacji ludzkości to obecnie zombie własnie a badguye siedzą pod ziemią, przeprowadzają (okropne oczywiście) badania i kombinują co z tym zrobić.

A tymczasem inna Alicja (jakiś zdezelowany model z obluzowanymi podwiązkami) jeździ sobie na motorze i zabija kogo może (pod warunkiem że to zombie rzecz jasna). Podczas owych rzeźnickich przygód spotyka w warunkach dramatycznych (żywcem wyjętych z “Ptaków”) niedobitki zdrowej rasowo ludzkości, z jednym takim całkiem dużym niedobitkiem, z którym już po chwili łączy ją nić (a właściwie drucik) sympatii. Oczywiście Alicja jest przy okazji w posiadaniu notatek jakiegoś znalezionego w stanie nie nadającym się do spożycia kolegi, w których stoi jak byk, że trzeba jechać na Alaskę bo tam jest zdrowe powietrze.

W międzyczasie wszyscy tłuką tych biednych zombie jak muchy. Muchy zresztą od zombie nie stronią, więc przy okazji i one ulegają wytłuczeniu.

Podczas apogeum tłuczenia, badguye namierzają Alicję z satelity i wyłączają jej prąd, dzięki czemu kilka żywych trupów może wreszcie najeść się do syta. Ale nasza ulubienica ni stąd ni z owąd przechodzi na zasilanie bateryjne, rozprawia się z większością złych ludzi i wszystkimi truposzami po drodze, po czym rzuca w pościg za głównym Złym, którego przy okazji skosztował jeden z jego rozkładających się podopiecznych, zarażając go przy okazji wirusem.

W scenie finałowej (żywcem wyjętej z “Quake 2”), Alicja rozprawia się z big bad bossem (który w międzyczasie zmutował i stracił sporo na urodzie zyskując jednakże na sile w prawym prostym). W czasie owego pojedynku, big bad boss po raz pierwszy i ostatni dokopuje nieco naszej lwicy paryskich wybiegów po czym ginie w sposób dosyć durny.

A Alicja uruchamia seryjną i masową produkcję samych siebie i w ten atrakcyjny, choć nieco na dłuższą metę nużący sposób, łata niedostatki światowej demografii (wieńcząc film sceną żywcem wyjętą z “Ataku klonów”).

Mnie też udało się z tego filmu wyjść żywcem. Konkretnie, dwiema puszkami żywca.

Rolnik z Holeszowic

R

Pewien krzepki rolnik z Holeszowic
miał kolekcję atomowych głowic.
Zapytany skąd koncepcja taka przednia
mawiał że co kilka głowic to nie jedna.
Chyba miał w tym trochę racji, no sam powidz.

Szklana pułapka 4.0

S

Bruce Willis powraca jako detektyw John McClane w czwartym już odcinku serialu o ratowaniu świata (lub jego części) przed odpowiednio złym badguyem. Tym razem badguyem jest były administrator sieci w CIA, a każdy kto kiedykolwiek miał do czynienia z adminem w swojej firmie wie jak źli potrafią być tacy goście. Zablokują ci ulubione strony, programy P2P i komunikatory, zmieniają hasła co tydzień a jeśli w poniedziałek rano nic nie działa to najpewniej wdrażali przez weekend nowe zabezpieczenia.

Tym razem więc (i całkiem słusznie) badguyem jest taki właśnie paranioczny admin, który kiedy wyrzucili go z roboty bo upierał się, że jego szef jest przebranym koreańskim hackerem i usiłował zedrzeć mu z twarzy tą gumową maskę – postanowił udowodnić, że cały świat jest podatny na ataki elektroniczne (a przy okazji zainkasować skromne honorarium za fatygę).

Przy nieświadomej pomocy kilku swoich kolegów hackerów (jak zwykle w filmach, przedstawionych jako niewinne, idealistyczne acz genialne owieczki, z tych co to potrafią przy pomocy gumy do żucia i zużytego biletu na tramwaj rozbroić każde, strzeżone elektronicznie, drzwi) oraz pięknej i gibkiej azjatki (tu scenarzyści nieco przeszarżowali. W jaki niby sposób admin mógłby poderwać azjatkę? Mógłby ją najwyżej zdownloadować…) nasz badguy robi w Nowym Jorku swój mały armageddon włączając zielone światła na każdym skrzyżowaniu.

Charakterystyczny dla mentalności amerykanów i dla ich wrodzonej złośliwości jest fakt, że o ile przed atakiem poruszali się po drogach publicznych w żółwim tempie i rozglądali czy coś nie jedzie z boku, teraz nagle zaczynają pruć setką i zderzać się widowiskowo. O ile to możliwe to najlepiej z cysterną lub tirem. Zamieszanie osiąga apogeum kiedy złowieszczy admin wyłącza elektronicznie wszystkie spłuczki w toaletach a w kranach zamienia ciepłą wodę z zimną.

I tu do akcji wkracza nasz ulubiony, zmęczony życiem i wciąż nieuczesany (metaforycznie) detektyw McClane, dość przypadkowo dostając pod opiekę ostatniego ocalałego hackera (resztę wykończył szalony admin przy pomocy guzika “Delete” w komputerze. Nigdy, przenigdy nie naciskajcie tego guzika!).

Kiedy okazuje się, że na skutek wyłączenia telewizji przez złoczyńcę, państwo przestaje działać, zaczyna działać McClane. Czy knuje koronkową intrygę? Czy prowadzi wyrafinowane śledztwo w stylu Sherlocka Holmesa? Czy bada poszlaki, przesłanki i ślady? Nieeeee. To nie w stylu McClane’a. McClane stosuje moją ulubioną metodę śledczą (którą i ja posługuje się np. grając w Quake’a czy Crysis) – po prostu ustala sobie kurs na badguya, po drodze dzwoni do niego kilkakrotnie, żeby mu to powiedzieć że idzie i że mu ecscuse le mot “skopie tyłek” i wio. Badguy rzuca na niego wszystkich swoich mordali i płatnych morderców, obrzuca go helikopterami i myśliwcami F16 (które o dziwo w tym filmie latają) a w końcu rzuca mu pod nogi megakłodę w postaci swojej ulubionej koreanki a McClane nic. Pot obetrze z czoła, krew spod nosa i idzie. Czasem tylko zadzwoni, że idzie.

Na domiar złego, zły admin porywa córkę McClane’a, jakby mogło mu to coś pomóc. Ale nasz detektyw ratował już swoją rodzinę tyle razy, że nie robi to na nim większego wrażenia i ani o cal nie zbacza z kursu.

Zakończenia oczywiście nie zdradzę.

Znane kobiety nago 2

Z

Wietrzę spisek. Jakiś dobry człowiek wrzucił gdzieś link do mojego bloga za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Jednakże, ponieważ każde radosne wydarzenie zdaje się mieć swoją ciemną stronę, link ów nosi tytuł: “Znane nago” co stawia mnie w swego rodzaju sytuacji przymusowej jako że ludziska tu teraz wchodzą i oczekują choć odrobiny znanej golizny.

Mus to mus. Niniejszy wpis będzie krótkim wykładem na temat: “Jak rozebrać znaną kobietę”.

Rozebranie znanej kobiety różni się nieco od rozbierania kobiety nieznanej. Kobietę nieznaną zazwyczaj wystarczy “zapoznać”, natomiast do rozebrania kobiety znanej potrzeba wiele sprytu lub/i kwalifikacji. Stosunkowo najłatwiej mają malarze (zwłaszcza francuscy) i znani fotograficy. Można powiedzieć, że w ich przypadku o wiele trudniej jest utrzymać kobietę w ubraniu niż ją rozebrać. Jest to stanowczo najszybszy sposób rozebrania znanej kobiety, znany jako sposób “na mansardę”.

Drugą grupą zawodową, której członkowie są uprzywilejowani pod tym względem są lekarze, ze szczególnym uwzględnieniem ginekologów i chirurgów plastycznych. Ale nawet cwany stomatolog da radę (tylko po co rozbierać Angelinę Jolie z zapaleniem okostnej?).

Pewne szanse mają również krawcy, zwłaszcza ci od bielizny. W ich przypadku jest to jednak bardzo niebezpieczne ze względu na trzymane w zaciśniętych ustach igły i wysokie prawdopodobieństwo zachłyśnięcia się w przypadku dopięcia celu i rozpięcia znanej kobiety. A potem to już wiadomo – perforacja układu trawiennego i ogólne nieprzyjemności a przecież nie o nieprzyjemności w tym wszystkim chodzi.

Kolejny sposób to być bodyguardem znanej kobiety. Jak sama nazwa wskazuje, stanowisko owo zakłada “strzeżenie ciała” pracodawczyni. Dzięki tej lingwistycznej wiedzy (którą powziąć da się z każdego słownika angielsko-polskiego dostępnego w sklepach) możemy w różnych stosownych dla nas momentach dokonywać obchodu strzeżonego terenu i zaglądać w różne zakamarki przyświecając sobie latarką. Wszyscy strażnicy tak robią.

Jest jeszcze jeden, niezawodny sposób na rozebranie znanej kobiety: trzeba być wirusem grypy. Wirus grypy potrafi rozebrać każdego bez względu na popularność, płeć, zamożność czy kontakty w showbusinessie. I gwarantuje spędzenie ze swoją wybranką co najmniej kilku gorących i bezsennych nocy.

Czego wszystkim życzę.

Dreptak wietrzy spisek

D

Gdy ślubna małżonka Dreptaka
spytała gdzie trzyma polisę
a rdza (mać jej taka owaka)
przeżarła wahacze mu w Nysie
to Dreptak zajęczał, zapłakał
i zaczął wietrzyć spisek.

A kiedy swój krawat w gruszki
zobaczył w pobliskim lombardzie
i urwał się dzyndzyk od puszki
gdy piwo chciał wlać w suchą gardziel
to obaw o spisek nie uśpił
lecz wietrzył go jeszcze bardziej.

Zaś gdy polecone listy
nadeszły do Dreptaka
a w pewien wieczór mglisty
zakrztusił się kością z kurczaka
to spisek był wręcz oczywisty
i wietrzył go już na pewniaka.

Na szczęście była właśnie zima
i mróz zapierał w piersiach dech.
Spisek wietrzony nie wytrzymał,
wziął się przeziębił a potem zdechł.

Morał jest taki: gdy cię życie
zdrowo poszarga i podepcze
to nie czuj się jak agent Mulder.
I wyjdź na świeże powietrze.

Dreptak prowadzi brutalną politykę

D

Mój chłop to jest dopiero brutal – rzekła Eugenia Dreptak
do znajomej z parteru gdy wyszła rankiem na deptak.
Z pozoru taki uprzejmy że weź go przyłóż do ran
ale jak przyjrzeć się bliżej to brutal, prostak i cham.

I żmija! Niby się płaszczy, przeprasza, pada do nóg
a wczoraj jak zmywał naczynia to talerzami się tłukł
a z oczu to pani kochana aż krzesał iskry dzikie
że z tego zdenerwowania to mi się rozmazał manikier

co sobie go właśnie robiłam. A w środę, jak wrócił z gości
to mi się tak uporczywie uchylał od odpowiedzialności
żem w końcu uległa zdyszana bo jestem słaba niewiasta
i wypadł mi z białej dłoni ten duży wałek do ciasta.

A w czwartek? Och moja pani, niech pani już lepiej nie pyta
to aż strach opowiadać jaki z Dreptaka bandyta –
no bo jak można kobiecie uczynić taką rzecz
żeby jej telewizor przełączyć z serialu na mecz?

Oczywiście przepraszał i przełączył z powrotem
ale ja od tej pory nie wiem co przedtem, co potem
i kto się z kim ożenił. Za to nie dostał kolacji.
Och proszę pani on przecież prze wprost do konfrontacji!

Lecz jego niedoczekanie by w konflikt wciągnąć mnie mógł
ja tylko mu pokojowo wystawię walizki za próg.

Znane kobiety nago

Z

W moich Internetowych podróżach co i raz natykam się na mniej lub bardziej profesjonalne strony zajmujące się pokazywaniem znanych osób nago (lub półnago lub z wystającym tym i owym). Zjawisko to jest dość nowe w historii ludzkości (a przynajmniej mnie na historii o nim nie uczono) warto więc myślę – przyjrzeć mu się bliżej.

Zaobserwowałem, że publikowane w ten sposób zdjęcia dzielą się na trzy kategorie: profesjonalne sesje zdjęciowe, przypadkowe (lub nie) obnażenia przy okazji nazbyt luźnej konfekcji oraz zdjęcia różnego rodzaju paparazzich. Pierwsze dwie kategorie prezentują nam gwiazdy w pełnej kosmetyczno-photoshopowej krasie. Trzecia natomiast pokazuje je rozmemłane.

O ile mogę zrozumieć motywy kierujace popularnością kategorii trzeciej (to przecież krzepiące wiedzieć że Britney jest pasztet i tylko dobrze wychodzi na zdjęciach a jakaś rodzima gwiazdka roztyła się ostatnio ponad miarę dzięki czemu sprawiedliwości społecznej stało się zadość. A Clooney w gaciach i z brzuszkiem nareszcie wygląda jak Stefan czy Włodzimierz) i drugiej (wszak podglądactwo to popularne hobby) o tyle popularność kategorii pierwszej jest dla mnie nieco bardziej zagadkowa.

No bo tak: wiemy, że to co widać na zdjęciach jest owocem wytężonej pracy fotografa, kosmetyczki, fryzjerki, oświetleniowca no i last but not least – kolesia z Photoshopem. I w sumie kiedy przyjrzymy się dokładniej to i tak widać że to nie pomaga. A jednak ktoś kupuje te Playboye, w których kolejna Marysia czy Zosia z mydlanej opery pokazuje swoje niepublikowane w serialu wdzięki a mniej lub bardziej znana piosenkarka objawia światu naocznie dlaczego śpiewając ma tak krótki oddech. Czemu? Nie wiem. Tym bardziej że o kilka stron dalej figurują zdjęcia kobiet ładniejszych acz mniej znanych z twarzy.

Jednym słowem jeśli ktoś pokaże się w telewizji choćby w prognozie pogody – ludzie chcieliby go zobaczyć gołego. Lub choćby w gaciach. Czy zatem utrzymywana z publicznych pieniędzy telewizja nie powinna poszerzyć swojej misji i dopasować jej do upodobań widowni? Jeśli już musi być nudna to niech przynajmniej przy okazji będzie nudystyczna. Dość tego nabijania kiesy polskojęzycznym Playboyom i Hustlerom! Polacy nie gęsi żeby się mieli wstydzić swych telewizyjnych gąsek! A przy okazji zaoszczędzi się na konfekcji i zawód prezentera stanie się bardziej dostępny dla osób uboższych,których nie stać na garnitur od Hugo Bossa czy sukienkę od Diora.

Myślę że trzeba zebrać wymaganą ilość podpisów i pójść z tym do sejmu.

Saper

S

Saper jest bardzo potrzebny.
Saperzy niech trafią pod strzechy
śląc wszystkim wnerwionym i gniewnym
w krąg rozbrajające uśmiechy.

Saper ma spokój na twarzy
i mnóstwo potrzebnych cnot
przydatnych gdy komuś się zdarzy
w mur trafić kulą lub w płot.

Więc kiedy ci coś nie wypali,
gdy strasznie zawleczka się wlecze
to wezwij sapera z oddali
(najlepiej z saperką w duecie).

I zawsze, czyś w gminie, w powiecie,
czy wręcz w kancelarii premiera
pamiętaj że każdy na świecie
powinien mieć swego sapera.

Trybut (dla J. Kaczmarka)

T

Mnie też się marzy czasem kurna chata
najlepiej w jakiejś głuszy. I żeby śnieg napadał.
Z jakąś zimową dziewczyną, z którą się gorzej układa
z psem, białym mruczącym kotem, bez żadnych wieści ze świata.

Nie wiedziałbym kto odpłynął na czarne samotne wyspy
więc wszyscy żyliby wiecznie tak jak ich zostawiłem.
I żadne tam wielkie tragedie, i żadne losy zawiłe
nikomu by nie groziły. Szczęśliwi byliby wszyscy.

A ja bym rąbał drzewo, pod niebem gwieździstym dumał
i liczył słoje na drewnie i liczył na spodniach łaty
świat zostawiwszy przy kei na grubych, mocnych cumach

i wreszcie bym mógł w spokoju napić się ciepłej herbaty
bo żaden głos by nie umilkł i żaden człowiek nie umarł
w mym nieprawdziwym świecie na przyzbie kurnej chaty.

Szaroburu

S

Po szarym niebie pod wiatru wtór
suną biuściaste boginie chmur
a każda z nich jest muskularna
więc smukłe drzewo, słup, latarnia
przezornie patrzą w dół.

Baby wbijają w chmury but
i wschodnim wiatrem płyną na wschód
a ludzie idą ulicami
czując na piersiach i na krtani
siłę ich szarych ud.

W końcu powoli, w wieczoru skrzep
spływają poza okrąg nieb
albo o chmurę jak o żagiel
oparte – tracą równowagę.
Spadają nam na łeb.

Kategorie

Instagram