Autoradmin

Kofeina

K

Tak.
Nienawidzę światła co nie daje cienia
na porannym suficie. Sny mam jak z kartonu
i blade mam paznokcie gdy patrzę na dłonie
w taki świt rozłażący się jak szary papier.

Tak.
Przyglądam się sobie krzywo odbitemu
w stalowej filiżance z zagęszczoną czernią
która by być kolorem nie musi mieć światła
ani oczu otwartych.

Tak. Otwartych oczu.

Tak. Muszę dziś utopić moje ślepe usta
w tym stalowym przeręblu zimnej, gorzkiej kawy
zostawić je w tej czerni cicho przywiązane
do zaciśniętych zębów, języka jak kołek.

Tak. Język mam dziś z drewna
jest szary jak brzoza.

Słońce w kubku

S

Słońce w kubku wygląda jak okrągły lizak
co się urwał z patyka kiedy nazbyt szybko
pędziło się do świtu i mówiło z chrypką
o gwiazdach, że się wszystkie chciało je nanizać

na kosmyk twoich włosów. Wiruje w herbacie
jak złota parasolka na jesiennej plaży
krojąc światło i barwę rozetą witraży
jakby mantrę śpiewało lub mówiło pacierz

Mrużę oczy do niego i patrzę jak płynie
spokojnie, niewywrotnie z herbacianą falą
szemrząc że wszystko pod nim zniknie i przeminie

że nad nim nowe gwiazdy nocą się zapalą
by świecić znów w kieliszkach po schłodzonym winie.
Słońce w kubku się kręci złocistą mandalą

Rigoberto wiąże koniec z końcem

R

Kończąc książkę albo wiążąc sznurówki
Rigoberto coraz częściej wzdycha
nocą dręczą go zamknięte wątki
zostawiona na biurku zakładka
klif za oknem
za klifem Ocean

Zwłaszcza teraz gdy nadmorski styczeń
czyni chodnik pochyłym i śliskim
gdy ulice ciemnieją pustkami
rok się skończył
i rok się nie zaczął

Rigoberto chodzi na siłownię
gdzie cudownie bezcelowa bieżnia
nie pozwala mu myśleć o końcu

Kobieta o dwóch dowodach

K

Rankiem miewa wzrost średni, kolor włosów: papier
gdzieś nad poranną kawą lecz przy białym winie
nocą kiedy słów braknie jest szczególnym znakiem

Teraz jednak jest rano, pora kiedy kapie
ze wszystkich kranów świata, kiedy wszystko płynie.
Zatem miewa wzrost średni, kolor włosów: papier

lecz gdy ciemność nad światem zasiądzie okrakiem
jest damą w krynolinie, struną w mandolinie
nocą kiedy słów braknie jest szczególnym znakiem

by nazajutrz w dzień wchodząc po poranka trapie
jajka jak płaskie słońca smażyć na słoninie
mieć znowu ten wzrost średni, kolor włosów: papier

czekać na lisie szuby, galopy rumakiem,
głośne korki szampanów, sploty w serpentynie
nocą kiedy słów braknie być szczególnym znakiem

Ona ma dwa dowody, oba trzyma w szafie
jeden w książce kucharskiej, drugi w “Balladynie”
rankiem miewa wzrost średni, kolor włosów: papier
nocą kiedy słów braknie jest szczególnym znakiem

List do Ariadny

L

Jeszcze dobrze pamiętam jaszczurkę Twej dłoni
grzejącą się o brzegi mojej linii życia
i małą żyłkę błękitną jak lufcik do nieba
na skroni zachodzącej w żółtym świetle świecy

Byliśmy wtedy w tańcu na czujnie trzeszczącej
piątej klepce parkietu. Zmieniając melodie
wybijaliśmy z rytmu pobliskie zegary
a Twój sweter stuoki kazał mi się martwić
tym jak długa jest droga do siedziby byka

Aż zbielały nam chmury. A przecież o świcie
jesteś dla mnie zagadką, słupkiem chińskch liter
którymi mówi do mnie nieznany kaligraf
pod pobladłą świetlówką Twego korytarza.

Teraz napinam nitkę. Z wysokości tonu
można podobno wróżyć jak jesteś daleko.

Tezeusz 38 stopni

T

Łapię poduszkę ze rogi. Tak. To dla Ciebie Ariadno
zbrojny w tarczę zegara, szałwię i szklankę z kompotem
raz jednym raz drugim bokiem przeciskam się nocą czarną

wśród mylnych łun na suficie co zdają się zorzą poranną
pośród półsennych przyczajeń w których się kulę by potem
złapać poduszkę ze rogi. Tak. To dla Ciebie Ariadno.

Gorączka oświetla mi drogę. Gorączka wzmaga zachłanność
więc podbijając dziewicze obszary białego frote
raz jednym raz drugim bokiem przeciskam się nocą czarną

i bywa że czasem Cię widzę i pędzę za Tobą na darmo
gdy znikasz za jakimś rogiem z ledwie słyszalnym łopotem.
Łapię labirynt ze rogi. Tak. To dla Ciebie Ariadno.

Moja kochana Ariadno. Moja srebrzysta latarnio
przy tobie nie ostrym murem ale jedwabną pieszczotą
raz jednym raz drugim bokiem przeciskam się nocą czarną

i niosę w sobie zuchwałość i niosę w sobie bezkarność
pod najzupełniej mrocznym i beztlenowym namiotem.
Łapię poduszkę ze rogi. Tak. To dla Ciebie Ariadno
raz jednym raz drugim bokiem przeciskam się nocą czarną.

Rigoberto i dłuto

R

Ona musi gdzieś być myślisz sobie
o poranku, w nagłym skurczu serca
ta Lukrecja pośród innych kobiet
ta Lukrecja najidealniejsza

Gdzieś niechybnie musi być ukryta
idealna suma twarzy, biustu, ócz
nie ma rady – chwytaj w rękę dłuta
zakasawszy rękawy – i tłucz

I przypuśćmy – znajdujesz w marmurze
idealną dłoń, która papieros
trzyma pod tym doskonałym kątem
jednocześnie figlarnym i dziarskim
i ma nawet wymarzone
obnażone bezwstydnie nadgarstki

ale niestety już łokieć
urąga wszelkim standardom
ech dola, ta dola rzeźbiarza
jest dolą twardą

Która to już próba, który to już menhir
który marmur, łupek czy piaskowiec
raz udało się z całością ręki
raz skończyło się na całej głowie
albo nader udanym biodrze
ale nigdy
nie było dobrze

Zgięty patrzysz na złupiony krajobraz
akceptując smutny wyrok losu
W końcu nawet uparci jankesi
nie wyłaniają już prezydentów
w ten sposób

Wiewiórka na sznurku (ekfraza)

W

Mam wiewiórkę na sznurku
Szymon Faryzeusz
nęcił tak zwykle dziewczęta
z braku znaczków czy płyt

i miał wiewiórkę na sznurku
uwięziony płomień
niepamięć na łańcuchu
był siebie pewny zbyt

ona może spalić twój dom mawiali mu przyjaciele
doprowadzona do kresu może poukrywać
w najprzedziwniejszych dziuplach
wszystkie twoje nadzieje
a potem dumnie zapomnieć
gdzie są

może nawet w rozpaczy
sprowadzić na ciebie jesień
taka jesień to gorzej niż grom

wypuść proszę czym prędzej
Szymonie Faryzeuszu
tę wiewiórkę na sznurku
wypuść póki wciąż czas

i zatrzaśnij żaluzję
i posłuchaj

jak płonie las

A jeśli możesz

A

A jeśli możesz to bądź dla mnie czuła
szczególnie teraz kiedy nagła jesień
i bosą stopą chodzi się na palcach
żeby nie zmarznąć. Mów do mnie na miękko
nieściętym słowem, nieściętym językiem
co raczej tańczy pośród konchy ucha
niż bije w bębny. I tak mnie dotykaj
jak się dotyka satynowej kołdry
gdy pięść rozpływa się w spokojne palce
a zaciśnięte przez dzień cały dłonie
w górę podają figlarne nadgarstki –
dwa kocie brzuchy gotowe do pieszczot.

Niech będzie ciepło. Zrób tak jeśli możesz.

Szecherezada (ekfraza)

S

Perlisz się na proscenium.
Moja Szecherezado
zanim udem o udo
rozdzielisz na pół kotary
pamiętaj że są opowieści
na które jestem za stary

Kiedy rodzimy perłę
kolejnej nocnej historii
to boli

Nie odbuduję wszystkich wież
i choć w niebo wciąż lecą gołębie
ty leż koło mnie. Dobrze wiesz
żeśmy są mocni tylko w gębie

i ze ty a szczególnie ja
choć w twych bajkach jesteśmy prześwietni
mamy ogromną trudność
w dotrzymywaniu obietnic

Ale mów już. Niech się zacznie opowieść
w której dzielny jestem a ty piękna
w której szklanka nieodmiennie pełna
i nie leży na dnie sztuczna szczęka

Kategorie

Instagram