Autoradmin

tysiące kilometrów stąd

t

Don Rigoberto wstał dziś wcześnie pogryziony przez dzikie sny
teraz stoi na szerokim tarasie łapiąc w płuca poranną bryzę
i kto inny słyszałby fale wpełzające na szarawy piasek
a on słyszy kroki Lukrecji o tysiące kilometrów stąd.

Ona stąpa nadzwyczajnie lekko idąc wzgórzem przez pole krwawnika
a malutki kamień w prawym bucie brzmi beztroską dziecinną grzechotką
nie włożyła dziś jedwabnych pończoch
nie włożyła dziś jedwabnych pończoch
Rigoberto oddycha z ulgą.

A z oddechem przychodzi jej zapach więc opiera sie o barierkę
przygarbiony znużony słaby chwyta mocniej srebrną główkę laski
Rigoberto wraca do łóżka ale boi się jeszcze zasnąć
bo Lukrecja w snach bywa okrutna
ale oko opada
śpi.

Rigoberto nie potrafi żyć

R

Rigoberto nie potrafi żyć tak myśli
patrząc z ukosa na kufry Lukrecji
gdzie się podzieje w naznaczonym domu
co teraz zrobi z ręką, uchem, nogą
cały jest przecież w rysach, tatuażach
po jej dotyku na zgarbionych plecach
nosi naklejki z egzotycznych krajów
gdzie uciekali zaraz po kolacji

Być może trzeba chwycić ją za włosy
i krzyczeć prosto w przestraszone oczy
całą tą miłość całe przywiązanie
tysiące otarć zadarć i zadrapań
popatrz idiotko to twój Rigoberto
ty go zrobiłaś i nie możesz odejść

Murzyński tragarz zmaga się z kuframi
lecz ona jeszcze ciągle jest na górze
za cienką skórą drzwi od jej sypialni
siedzi na łóżku albo spina włosy

convert to path

c

Czyta bez zrozumienia. Czyta bezrozumnie
wpatrzony w kształty liter niezdolny poskładać
słowo zdanie paragraf ale mruży oczy
do wypukłości czcionek rozwiązłych ligatur
To ona jest w kapeluszu gdy napina brzuch
Na obcasach przy kostce karminowa szarfa
Biust Kibić całe strony całe strony mgnień

Każdą z liter czytając muska czubkiem palca
i porusza ustami jakby ją całował
analfabetyzm żądzy śmieje się do siebie
to znowu poważnieje to poważna rzecz

być szalonym czuć w skórze wirujące prądy
z jej oddechem na sutkach jej palcem we włosach
kołysać pod dotykiem zwykłej helwetiki
gubić wśród interlinii

Rigoberto klnie
zamyka wściekle książkę i idzie na balkon
na horyzoncie wzgórza no żesz kurwa mać

spakowany

s

szczękają walizki z krokodylej skóry
wściekle gnie je kolanem zaciskając pasek
aż poddadzą się całkiem i znieruchomieją
łapiąc krótkie oddechy drżąc bojąc się może
nawet błagając o litość krzycząc że już starczy
że mają w sobie za wiele za wiele za pełno

Rigoberto przewleka pas przez usta klamry
i mocuje go zwinnie w półotwartej szlufce
teraz nikt się nie dowie co zabrał ze sobą
co spakował do waliz
co weźmie do rąk

czuje Ją coraz mocniej
pasy waliz trzeszczą
na suficie pokoju wielki wentylator
skręca przestrzeń w zdradliwy
śliski lepki
lej

Barbarzyńca w atelier

B

gdy się obcuje z pięknem najtrudniej jest zacząć
zburzyć pierwszą harmonię i rozchwiać symetrię
palcem rozmazać farbę tak to najtrudniejsze
potem jest coraz łatwiej kiedy się rozbiera
piękno do nagiej prawdy, strąca w rozczochranie
te wszystkie uczesane w przedziałek detale
prawdziwy barbarzyńca nie boi się piękna
jego brodate koszmary pełne są jedynie
strasznej doskonałości
której ani rozchwiać
bo w każdym wychyleniu pociąga za sobą
światło przedmiot i układ
która komponuje
się nawet ze zniszczeniem, z wichurą, z chaosem
która jest bezlitosna nawet rozebrana
nawet rozmalowana z rozburzonym włosem
takiej niedotykalnej dłonią i bagnetem
niedekomponowalnej - takiej wobec której
nawet straszny prymityw okutany w skóry
myśli vilanellami i krztusi sonety

prawdziwy barbarzyńca nie boi się piękna
gdy pije kiepski bimber z kryształowych dzbanków
kiedy kruszy się marmur porcelana pęka
kiedy czyści kozaki jedwabną firanką
ale stoi bezradny i wyciera w rękaw
łzy kiedy się budzisz naga o poranku

Archeolożka

A

Wiatr znad warty gorącym łopotem
tak niebiańsko potrząsał namiotem
a ty wargi miałaś pełne i blade
gdy ktoś krzyknął – “odkrylim osadę!”
i zniknęłaś szepcząc mi “potem”
i raz jeszcze wszedł mi w paradę
nienawistny, złowieszczy,
obłocony, szyderczy –
szpadel

Ref.
Oooo jak słodko
Oooo jak gorzko
moja piękna archeolożko
tak boleśnie rozkoszne jest lato
kiedy dzielić Cię trzeba z łopatą
o Izabeeelllo-Agato!

Świerszcze grały w biebrzańskim dorzeczu
wymarzony przybliżał się wieczór
uśmiechałaś się do mnie nieskromnie
gdy ten okrzyk: “mamy polichromię!”
i zniknęłaś ulotny aniele
i poczułem żem warty niewiele
więcej niż ten złowieszczy
zapiaszczony, szyderczy
pędzelek

Tak nad Gdą, Nysą Kłodzką czy Biebrzą
oczy moje szaleją i żebrzą
a ty zamiast mnie sobą czarować
wolisz czyścić grobowiec prasłowian
Najpierw jura i paleolity –
ja ostatni zostanę odkryty
To nadziei kropelka
Twoja czuła, niewielka
szpachelka

Amaretto

A

Jej oczy noszą krój migdałów. Chociaż wcale
nie mają tego kształtu, choć ich dumne linie
splatają się inaczej, znacznie bardziej płynnie
ale w tej swojej płynności zdają się migdalić

z nosem o nader fikuśnie rozszerzonych nozdrzach
co kocio czuje i kocio sierść ostrą jeży na karku
czym pewnie się walnie przyczynia do światła iskrzenia na wargach
i przyczynowo-skutkowo czyni ją piękną. Popatrz

powąchaj, pocałuj, zjedz ją
obrysuj ją grubą kredką
gdy w oczy błyszczy magnezja

gdy czas się spala za prędko
a ogień co płonie w lędźwiach
w finale gra amaretto.

Ozymandias

O

(tłumaczenie z Percy Byshee Shelley)

Rzekł mi wędrowiec – wśród antycznych ziem
kamienne nogi w piasku stoją dwie
pośród pustyni. Sytuację tę
dopełnia głowa, leżąc byle gdzie
lecz z ust wyrazem typu “Ja cię zjem!”

Znać, że ów rzeźbiarz co ją rzeźbił rad,
wiedział co robi – bo i dzisiaj tu
zda się, że rządzi, w górę wznosi bat
znad piedestału, gdzie tych kilka słów:

“Jam Ozymandias, pan i królów król
spójrz na me dzieła oto! Czapki z głów!”
Lecz wokół pusto. Wokół tylko piach
pomnika szczątki i księżyca nów
torba foliowa, pet, ubrania łach…

[distant dog barking]

[

Podłoga mokra. Nie wiedzieć – umyta
czy dach przecieka, czy nadchodzi potop.
Wrócił chory ze Strefy i trzęsie go febra
i rąk nie umył brudnych od spełniania życzen.

Świat się chybocze jak zęby. Może od pociągu
Albo natrętnej myśli, że pudełko pralin,
całe jego kuglarstwo, odkupienie grzechów
niepotrzebne nikomu kto byłby go warty.

I tylko kundla przywlókł czarnego jak ropa
na stawie przy fabryce, jak myśli nad zlewem.
Merdający przy misce strzęp ludzkiego cienia
ale lżej jest na sercu gdy tak chłepcze mleko.

Numerologia

N

Pani nie ma jeszcze w numerze. Pani jeszcze nie przyjechała
więc jest tylko westybul walizka jakiś grubas na fotelu z fajką
i na ścianie za starym konsjerżem ogrywana w każdym filmie kratka
szachownica z numerami kluczy do Twojego gorącego ciała

Jaki jest dzisiaj Twój numer? Pod jedenastym podobno
zakładasz właśnie podwiązkę tuż koło rzeczki Liffey
w trójce – zasłaniasz zasłony, pod dziewięć – ściągasz szarfę
w trzydziestym trzecim pomagam sukienkę na plecach dopiąć

Patrzę w drewnianą klatkę jak w adwentowy kalendarz
i drżącym koniuszkiem palca kolejne kratki odmykam
każda z nich to majstersztyk, opera magnum, święto

a ja się bawię tą myślą co co i rusz mi przemyka
że tyle drzwi hotelowych możemy jeszcze odemknąć
i kluczy z drewnianym brelokiem wciąż tyle tkwi na haczykach

Kategorie