Autoradmin

Ekfraza I

E

(William Dyce – Omnia Vanitas, 1848)

Odszedł. I co zostawił? Tylko swoją czaszkę
co pustym oczodołem ścianę mi przewierca
gdy siedzę w dezabilu i w łomocie serca
rozpatruję kolejną życiową poraszkę

Zabrał siebie, dom, auto i gumkę od sukni
a tu już idzie zima chłodną zawieruchą
od której mnie zawiało. Boli lewe ucho,
siedzę z czaszką, milczymy i jestesmy smutni.

A tak nam było dobrze. Robił dla mnie stójkę
(co mnie bardzo śmieszyło) codzień przed śniadaniem
aż kiedyś nazbyt mocną dałam mu w bok sójkę

więc spakował walizkę, dopchnął ją kolanem
a czaszce na odchodnym wyrwał górną dwójkę
złotą i też ją zabrał i odszedł w nieznane.

Dżinsy

D

Pod najlżejszym nawet pocałunkiem
naturalnie tak i bezwiednie
w ciemnej knajpie, w porze przedobiedniej
ty rozchylasz swoje uda. W sukni

pewnie siedziałabyś prosto. Kostki i kolana
zaciskając bezwiednie, obciągając palce
gotowa lecz niedostępna, owinięta w pancerz
niemal niedotykalna. Sama.

Lecz teraz mogę cię czytać, niczym niewidomy
samymi opuszkami. Przez stronice ud
odkrywając jak bardzo jest nieposkromiony

rytm twojego oddechu. Taki głód
że padłbym na kolana i długie eony
spędził z nosem w tej książce. Gdybym mógł.

Dębowy stół

D

Później powiedzą żeś sama sobie winna
stojąc bezbronnie w pokoju z tym rozcięciem na plecach
w kształcie długiego klina, później powiedzą że mieszasz
wiatr zbierasz huragan – ja już za tobą się skrywam

gryzę w kark i rozrywam cienką zasłonę. I fruuu
zawisa teraz bezwładnie niezabezpieczonym
kaftanem bezpieczeństwa (obok nagich pośladków co dzielą cię na połowy)
kiedy za włosy cię rzucam na ciemny dębowy stół

Później powiedzą żeś sama sobie winna
tych śladów co trwale znaczą połyskujący szal
Póżniej powiedzą że jesteś taka jakaś dziś inna

lecz teraz leżysz na stole wielkim jak cały świat
niewinnie melancholijna, niewinnie melancholijna
gładząc bezwiednie palcem śliski dębowy blat

Doniczka

D

Doniczka. Może być na cmentarz.
Lampa. Weźmiemy na wieś,
w drugie, wolniejsze życie. Zabierz
czego nie chcesz wyrzucić co nie chcesz pamiętać

przełóż, usuń z widoku albo jakoś ładnie
przemaluj na różowo, na wesoły kolor
niech jeszcze trochę postoi w kuchni za zasłoną
zanim po raz ostatni z parapetu spadnie

Rzeczy nie umierają godnie
w kojcu psa, na klombie
znajdują odroczenie
swą ostatnią straż

To była taka ładna rzecz.
Ale tu się ubiła więc wiesz

Destylove

D

Coś nam się stało z czasem. Popatrz tylko
ostatni zegar nie dawał wskazówek
więc noc zaczęła nam się destylować
w minuty, w moment. W końcu była chwilką

gdym szedł przez miasto zakrapiane świtem
niosąc Twój zapach, smak i gładkość skóry
głodny, pijany, z wzniesionym do góry
wzrokiem. Doprawdy. To był wyśmienity

destylat czasu. Temporalna grappa
z kwietniowej, ciepłej, niemożliwej nocy
z ust naszych i języków oraz śpiewu ptaka

na nocnym drzewie. Destylat tak mocny
że mam u wszechświata
dług zaciągnięty na wysoki procent

Cytadela mykeńska

C

Jak donoszą gazety w przedostatnią niedzielę
znaleziono zupełnie dobrą cytadelę
w dodatku całą mykeńską, którą ciemny turek
wyrzucił za stojący opodal pagórek.

Za pagórkiem tym zresztą stała cała furka
różnej maści zabytków, więc teren pagórka
obecnie oblężony jest przez bardzo liczne
ekspedycje odkrywczo-archeologiczne.

Mnie udało się cudem z terenu pagórka
wynieść pod nieobecność wspomnianego turka
dla Ciebie pod koszulą ową cytadelę.
Przeczytasz o tym w gazetach
w najbliższą niedzielę

Ciekawość

C

Mówią że stopień do piekła, że zabiła kota
lecz jej przekorna natura spowodowała w ten wieczór
że piszę sonet. No proszę, któż by to wcześniej przeczuł
noc zimna i niski księżyc stopiony z bladego złota

a tu się słowa kołyszą i jak w sztormową pogodę
zsuwają wolno z pokładu w nieokreślony ocean
gdzie nie wiadomo co będzie gdzie jeszcze pusta scena
i tylko sylwetki syren, neptunów. Co będzie potem

okaże się pewnie niebawem. Póki co – tylko prototyp
i wersja jeden zero. Lecz skoro słowo się rzekło
plączmy się w tego języka cudowny strzelisty gotyk

tak aby nam nic nie skrzepło aby nam nie uciekło
kiedy się w deszczu na mrozie poluje na czarne koty
gdy biegnie się pośród zimy stopień za stopniem w piekło

Ciacho

C

Przyjadę na epicyklu ale dziś nie będziemy
słuchać komet za oknem czy meteorytów
tłukących o parapet

trzeba zagnieść ciasto
trzeba się najpierw potknąć
szukając świeczki w ciemnościach bo wysiadła faza
skoczyć dwa razy do żabki bo nie ma bo skisło
zanim w ruch pójdą palce
zanim strzałka czasu
odpadnie od zegara i wpadnie pod kredens

miał być placek a wyszedł protoplanetarny
dysk z rodzynkami pierwszych większych planet

nie wydłubuj księżyców
niech trochę podrośnie

Cesarzowa

C

Cesarzowa wyszła dzisiaj z morza
w złym nastroju. Barwne palankiny
zbladły przez to i w mgle poznikały
klify, ścieżki a nawet bezdroża.

Bo na sobie ma śmierć rozpłataną
niemożliwym kanionem dekoltu
a jej każdy karminowy kolczyk
to spętany oswojony amor

Więc gdy idzie – nie zostawia śladów
nawet wiatr nie próbuje zalotów
same stroją się piaskowe zamki

w smukłe wieże, w zęby ostrokołów
kiedy idzie w tej mgle o poranku
morze cofa się – ląd jeszcze nie gotów.

Capuccino i herbata

C

Między filiżankami rysujemy mapy
odpychani to ciepłym to polarnym prądem
w stronę przeciwnych brzegów.
Dłonie nam rozwiewa
cały bukiet róż wiatrów kiedy układamy
życie by wyglądało
jak to na obrazku.

Dla ciebie mogę zostać odmianą wirusa
co skacze przez kontynent cappucino z pianką
co unosi się w niebo nad wulkanem Lipton
dożyję z tobą kresu w schludnej kwarantannie
białej jak łyżka cukru i słodka śmietanka

Albo mogę się wsłuchać w radiolinię źrenic
i z białą parasolką stawiać chybotliwe
kroki nad oceanem nie patrząc pod nogi
aby świat tam na dole nie zdał mi się płaski

Róże wskazują północ, wysychają morza,
tęsknota poskręcała z papieru serwetki
przyżeglował już kelner na tacy z rachunkiem
za ten tysiąc okrętów które odpłynęły

Na brzoskwiniowej plaży połyskuje jantar
mrugając metaforą zatrzymanej chwili.

Kategorie

Instagram