Autoradmin

Prawdopodobna

P

Im więcej słów prawdy wtykam w twoje usta
tym bardziej jesteś żywa. Karmię cię niecierpliwie
składam ze zdań złożonych czekam aż wreszcie ożyjesz
choć mity żydowskie i greckie szepczą mi w ucho – przestań

A ja każdego wieczoru słowem owijam jak mięsem
twe elektryczne kości niepomny mitologii
rzeźbiąc twe obojczyki, twe niebotyczne nogi
moja encyklopedio w kwiecistej zmysłowej sukience

I zamiast seksu mamy tekst
prawdę prawdopodobnych fraz
okna kontekstu słodki jazz

i tak naprawdę nie ma nas
kiedy milczymy – mija wiek
kiedy mówimy – płynie czas

Redo

R

Nocami reflektory wykrawają wyspy
z czarnej materii nocy, małe i bezludne
z piaskiem halogenowym i bez jednej palmy
żyją na nich spłoszone cienie małych zwierząt

Obejmując kolana jestem tak stęskniony
jak naderwana podeszwa, żałosny jak pudel
jakbym w plecy miał wbitą srebrną igłę cyrkla
która wyznacza środek, od której najdalej
do krawędzi ciemności, do granicy którą
mogę przebiec bez cienia i błyszczeć zielono
oczami wpatrzonymi w czarny salon nocy

To chwile bez nadziei
pod zdrętwiałym łokciem mam jednak trochę wiary
na wszelki wypadek

bo gdy staję w ciemności, pod nagim księżycem
co wszystkim migoczącym i niepewnym gwiazdom
dał dziś wieczór na kino, kiedy widzę w górze
pół tej srebrnej monety która właśnie wpada
do automatu nocy – wierzę że potrafię
wierze że ty potrafisz
wierzę tak po prostu

Udany wieczór

U

Tak nieprzewidywalny jak ruchome piaski
pomiędzy czerwonym winem a ściegiem śniegu z deszczem
jest wieczór niedokończony, wieczór z widokiem na jeszcze
są ciche pocałunki które się wzięło na własność

i niebywałe uda jak dumne diuny Sahary
co napinają się lekko pod karawaną palców
i czujnym wzrokiem kelnerki i innych stałych bywalców
bo bardzo to niemoralne, tak bardzo że nie do wiary

lecz ja moralność lokalną śmiało wywracam na nice
dodając niepostrzeżenie wśród dłoni mych pantomimy
kolejne zachwycenie do sumy moich zachwyceń

wpisuje na swoje mapy wąwozy twe i równiny
przemierzam je coraz śmielej pod mroźnym ukrytym księżycem
rozpalam w Europie wschodniej Afrykę w środku zimy

Unforgiven

U

Wargą wzdłuż tętnic myślą w poprzek drogi
dłonią przez włosy jak po świeżym śniegu
okiem na refleks w zagłębieniu szyi
biegnę bo łatwiej mi ochłonąć w biegu
Wszystko to znika kiedy zmrużę oczy
jak dekoracja z gwoździków i dykty

  • Czy mi to kiedyś mój drogi wybaczysz?
  • Nie. Nie wybaczę Ci nigdy.

Ręką pod rękę w nierealny pasaż
gdy świt przystanął przed sklepową szybą
a miejskie stawy odbijają ciebie
idę bo łatwiej jest nie upaść idąc
Jeszcze ten beton, zsyp i jakieś schody
i drzwi stalowe odrapanej windy

  • Czy mi to kiedyś mój drogi wybaczysz?
  • Nie. Nie wybaczę Ci nigdy.

W cieniu wieszaka nie da się usłyszeć
co moje usta na twych skroniach roją
gdy karminowo śpiewa aksamitka
stoję bo łatwiej się odchodzi stojąc
Jeszcze przegrana, próba i przegrana
i strach przed jękiem sprężyny w tapczanie

  • Czy mi to kiedyś mój drogi wybaczysz?
  • Nie. Nie wybaczę kochanie.

>JKest dobrze

>

Patrz jak jej palec zabłądził. Jak roztrzepotany
nagle zawisł w powietrzu nad jakąś literą
z zupełnie innej frazy. Kiedyś je pozbieram
te wszystkie literówki i zacznę układać
realność co się kryje w przepaściach klawiatur
pomiędzy literami o przetartych łokciach
od wstawania co rano do tych samych sylab

Patrz jak jej palec błądzi. Bezwiednie ucieka
w czoło pod linię włosów lub gładzi bezwiednie
narożnik klawiatury. Niewidzialny pyłek
ten który trzeba strzepnąć nawet gdy go nie ma
lub rysa na plastiku która się nie goi
i której się dotyka by sprawdzić czy boli.

Lecz jest dobrze jest dobrze gdy tak na czerwono
popodkreśla nas słownik nasze palce błądzą
na krawędziach klawiszy kiedy tak chodzimy
po brzegach naszych nocy spowitych przypływem

Rigoberto robi przepierkę

R

Zupełnie niepotrzebnie zmieszał białe z czarnym
teraz siedzi na stołku i gapi się w bęben
który w twarz mu wybucha splątaną mandalą
jin i jang powiadają
jin i jang cholera

Żeby to chociaż były rzeczy po Lukrecji
ale to przecież tylko węzeł jego koszul
posplatane godziny spędzone na callach
kiedy wędrował myślą po jej nagich plecach

Odwiruje. Rozwiesi. I weźmie się w garść.

Pisanka

P

Narysuję na Twojej skórze chmury i deszcz
i dzikie róże. Będę zostawiał na niej ślad.
Wierzby i wiatr wierzby i wiatr.

I całą Ciebie zamienię w ogród. W płot z desek,
studnię i kołowrót. I lekko uchylone drzwi.
Do pierwszej krwi do pierwszej krwi.

Nawet gdy nam zbieleje jesień, pozostaniemy
w tym bezkresie. Z ulgą kierując słaby wzrok
w bezlistny mrok bezlistny mrok.

Prawdomałomówność

P

Słowa, choć mogą być piękne – oznaczają kłopoty,
ciasne przesmyki sensu i skaliste zbocza
ryzykownych metafor. Zbyt łatwo je spłoszyć
a Prawda jest chorobą przekazywaną przez dotyk

I czasem się zadziwiam jak jesteś pojętna
na tę dotkliwą prawdę, którą Ci zakreślam
wzdłuż i w poprzek, zygzakiem a czasem na przestrzał
sunąc serdecznym palcem od sutka do pępka.

Ja – prawdomałomówny wolę szeptać słowa
by Cię pieścić oddechem, samym tylko głosem
wywoływać rezonans. Bez lęków i obaw

o słowa bliskoznaczne, które nie doniosą
które nie przechowają tego co zawsze przechowa
jedno stłumione zdanie z samych samogłosek.

Rozkołysanka

R

Księżyc przyświeca. Wiatr na flecie
gra w niedomkniętym wiatrołapie
można by siąść na parapecie
i życie byłoby jak sen
niestety rzeczywistość chrapie
a pościel szorstka jest jak len

Próżno wystawiasz swój cyferblat
jednako senny i komiczny
daremny kot na twych kolanach
wszechświat ci nie da spać do rana
za dużo nadal magnetycznych
igieł w kosmicznym stogu siana

Jeszcze nie pora aby spać
jeszcze wieczorem gra na flecie
w szczelinach okna wiatru sopran
jeszcze czekają cię w bufecie
jeszcze jest pora żeby grać

w piżamie gdy szampana kropla
figlarnie cię łaskocze w krtań

nie śpijmy jeszcze
zdrowie pań

Niespodziewanie smukła dłoń

N

Odcinam sobie rękę żeby była twoja
widząc jak pod prysznicem przeklinasz po cichu
i jak szukasz mnie głodna w parujących kroplach

wiedząc jak trudno będzie siebie mi przekonać
że udam chociaż skrawek twojego dotyku
odcinam sobie rękę żeby była twoja

a ona mi odrośnie blisko ciebie. Ona
będzie odrastać w ciszy, westchnieniu i krzyku
kiedy szukasz mnie głodna w parujących kroplach

omalże skowycząca, prawie wypełniona
z gęstą śliną co nagle uwięzła w przełyku –
odcinam sobie rękę żeby była twoja

bym mógł się nią dotykać. Dotykać na obraz
i podobieństwo ciebie jak wtedy gdy w mroku
szukałaś mnie zgłodniała w parujących kroplach

Trzymam się twoją ręką, spływam po twych biodrach
omalże pusty w środku, żyjący na styku
odcinam sobie rękę żeby była twoja
kiedy szukasz mnie głodna w parujących kroplach

Kategorie

Instagram