W Berlinie ktoś poukładał na sobie kilka dworców
i nazwał je Hauptbanhof. Pewnie Adolf Hitler
ukrył tutaj pod ziemią kilka ulubionych
peronów zagrabionych przez niemiecką armię.
Ale lubię ten spokój, gdy ruchome schody
wniebowznoszą mnie płynnie. Gdy dworcowy pośpiech
staje się bezcelowy i zamiast w zegarku
mogę zatopić oczy we włosach japonki
prostych i kruczoczarnych jak nocne haiku.
W dodatku przez słuchawki śpiewali Herberta
nie rozumiejąc nic z niego, wiesz – jak to muzycy
dla których liczą się tylko same samogłoski
a oddech jest ważniejszy od znaczących chrząknięć
Zresztą kiedy śpiewali, już jechałem w dół
spiralą długich schodów, jak jesienny liść
wracając na najniższy z możliwych poziomów
bez nadziei, że znajdę moją Beatrycze.
Znalazłem pusty peron i berlińską noc.