Między filiżankami rysujemy mapy
odpychani to ciepłym to polarnym prądem
w stronę przeciwnych brzegów.
Dłonie nam rozwiewa
cały bukiet róż wiatrów kiedy układamy
życie by wyglądało
jak to na obrazku.
Dla ciebie mogę zostać odmianą wirusa
co skacze przez kontynent cappucino z pianką
co unosi się w niebo nad wulkanem Lipton
dożyję z tobą kresu w schludnej kwarantannie
białej jak łyżka cukru i słodka śmietanka
Albo mogę się wsłuchać w radiolinię źrenic
i z białą parasolką stawiać chybotliwe
kroki nad oceanem nie patrząc pod nogi
aby świat tam na dole nie zdał mi się płaski
Róże wskazują północ, wysychają morza,
tęsknota poskręcała z papieru serwetki
przyżeglował już kelner na tacy z rachunkiem
za ten tysiąc okrętów które odpłynęły
Na brzoskwiniowej plaży połyskuje jantar
mrugając metaforą zatrzymanej chwili.