Gdzieś w cichości swego leża
śni drzewozwierz z Kazimierza
o szerokich śni rubieżach
horyzontach i pustkowiu
śni o podpieraniu nieba
i o księżycowym nowiu
Sny na bruk kamienny płyną
tysiąclistną serpentyną
uderzają łepetyną
o żylaki białych ścian
Śni drzewozwierz z Kazimierza
kto liść zerwał – liść przymierza
plecie wieńce splata wstęgi
zieleń łasi się do rąk
wokół noc i świecy krąg.
Zapleciona w drzewozwierza
głowa głucho w stół uderza
opadają ciężko dłonie
stół w zielonych wstęgach tonie
razem śnimy o rubieżach
horyzontach i pustkowiu
o podpartych przez nas niebach
i o księżycowym nowiu