Do teraz nie wiem jaka była prawda
i pewnie nigdy nie da się oddzielić
drzew, które same ku słońcu się wspięły
od zasadzonych twoją dłonią Wanda
w puszczy mojej pamięci. Wznoszę kielich
do każdej z chwil tych na jasnych werandach
na śmiałych klifach i słonecznych płachtach
plaż. I nie pytam skąd się we mnie wzięły.
Tylko nocami gdy blade Insomnie
gapią się na mnie z sufitu, kiedy kwili
w łazienkowym piecyku wiecznotrwały płomień
potrafię pewnie, niemal w jednej chwili
znaleźć na każdym z fantastycznych wspomnień
ślady szkarłatnych papilarnych linii