Film, którego tytuł przywodzi na myśl odgłosy wydawane przy płukaniu gardła jest już a priori podejrzany o bycie filmem klasy B. W dodatku rolę tytułową gra tam pani o równie grypowym imieniu Charlize. Zagłębiając się nieco w fabułę (nie trzeba brać akwalungu – nie będzie głęboko) zauważamy że nasze epidemiologiczne przeczucia zaczynają się sprawdzać – w filmie wszyscy mają jakiegoś wirusa choć jako osoby chore poruszają się nader rześko, skacząc, fikając w powietrzu koziołki i uderzając z półobrotu w zwolnionym tempie.
Przy okazji obserwujemy zastosowanie wielu sprawdzonych scenariuszowych klisz:
- jeśli bohaterka znajdzie się w laboratorium pełnym fiolek i odczynników – niechybnie dojdzie tam do bijatyki połączonej z tłuczeniem tychże.
- jeśli bohaterka jest urodziwa – na pewno sypia w czymś fajnym i przewiewnym.
- przystojny czarny charakter nie może być do końca zły.
- jeśli masz dziwne sny lub przebłyski czegoś nieuchwytnego – jesteś klonem.
- mur dookoła utopii jest jak strzelba na ścianie – musi runąć.
W miarę rozwoju akcji, sytuacja się pogłębia sięgając przy końcu DNA.