Pisze do nas pan Adam Rutowicz z Przemyśla:
“To nieprawda co mówią, że administrator sieci ma kochankę na każdym porcie. Ja na przykład w ogóle nie mam śmiałości do kobiet. Peszę się nawet wtedy, kiedy mnie proszą żebym im zmienił hasło albo skonfigurował drukarkę.
Więc kiedy w piątek podeszła do mnie ta Jola z sekretariatu prezesa i swoim niskim i drżącym jak buczenie serwera głosem zapytała czy nie przeinstalowałbym jej systemu w domu – nogi się pode mną ugięły a przed oczami zrobiło się czerwono jak w trybie berserkera w Quake’u. Och! Móc dotykać jej domowej klawiatury! Poruszać myszką, na której codziennie kładzie wypielęgnowane palce! Uczynić jej system na powrót dziewiczym! Czyż może być coś bardziej intymnego?
Płyta z instalką Windowsów była już cała zaparowana od emocji, kiedy stanąłem przed drzwiami jej niewielkiego M-3 i drżącym palcem nacisnąłem przycisk dzwonka, tak pieszczotliwie jak nacisnąc można tylko reset. Otwarła mi, ubrana dość lekko i po domowemu, ale ja widziałem już tylko jej wysłużonego peceta – niewielką zgrabną skrzynkę z brokatowym króliczkiem naklejonym na obudowie. Jakiż był słodki!
Rozgorączkowany, wsunąłem delikatnie płytę do napędu i wdałem się w znany mi dobrze, intymny dialog z instalatorem systemu by w końcu, u kresu tej gry wstępnej ujrzeć przesuwający się, narastający i pęczniejący – pasek postępu. Parł powoli (bo dysk był już nieco wysłużony) ale nieubłaganie, zmierzał ku kulminacji, ku owemu słodkiemu pierwszemu resetowi a potem całej serii wielokrotnych resetów by wreszcie rozpłynąć się w finale pełnym konfiguracyjnych szeptów i zwierzeń (np. na temat strefy czasowej czy domyślnego języka klawiatury).
I kiedy już, już dobiegał prawie kresu – z narastającej ekstazy wyrwał mnie dzwonek do drzwi i niepewny okrzyk Joli, że to pewnie jej mąż wrócił wcześniej ze szkolenia w Poniatowie. Kernel Panic! Chwyciłem tylko mojego notebooka (wiernego druha, z któym nie rozstaję się ani na chwilę) i uciekłem. Uciekłem do szafy.
Dziwna byłą trochę ta szafa. Jakieś szmaty w niej wisiały i zastanawiałem się przez moment jak sobie radzą z cyrkulacją powietrza i odprowadzaniem ciepła z serwerów. Ale w końcu kucnąłem gdzieś w rogu, zdyszany jeszcze i rozogniony od emocji, nasłuchując co dzieje się na zewnątrz. Było cicho. Z kuchni słychać było tylko coś w rodzaju stukania talerzy i przyciszone rozmowy. Serce powoli przestawało mi bić jak oszalałe. Co teraz? – pomyślałem. Ile mogę tu siedzieć? – przecież baterii w notebooku starczy najwyżej na trzy-cztery godziny (a jak będę korzystał z netu to nawet mniej).
Sprawdziłem pocztę, zrobiłem wpis na blogu i uaktualniłem profil na serwisie społecznościowym, na którym już dawno się nie logowałem. Zdefragmentowałem sobie partycję systemową i zrobiłem porządek na dysku. Na IRC-u (gdzie bryluję jako sexytiger30cm) nie było akurat nikogo oprócz mojego znajomego (też admina) z poprzedniej pracy. orgasm24h (bo takiego ma nicka) poradził mi, żebym wyjrzał z szafy i zobaczył czy obok nie ma gniazdka, bo u niego akurat jest. Bardzo ostrożnie wysunąłem głowę zza wiszących palt ale niestety – najbliższe gniazdko nie dość, że było dopiero koło łóżka to jeszcze wyglądało na tak zaniedbane, że bałbym się podłączyć do niego zasilacz. Pozostawała tylko bateria. Bateria i nadzieja, że mąż Joli wyjdzie gdzieś na chwilę i pozwoli mi umknąć w noc.
Póki co jednak, wdałem się na forum w dyskusję z fanboyami Apple’a, wyśmiewając ten ich system operacyjny co to wygląda jak karuzela w lunaparku i zaginając na każdym kroku ze znajomości parametrów komend w shellu. Było nawet zabawnie ale wtedy właśnie notebook cicho zapiszczał – bateria zaczynała się wyczerpywać. To było straszne. Zacząłem liczyć sekundy i powoli traciłem wszelką nadzieję.
I wtedy nastąpił cud! Drzwi szafy stanęły otworem i wsunęła się przez nie, zdobna w blond loki, głowa Joli. “Jest pan tu? Panie Adamie?” – zapytała. “Niech pan wyjdzie. Mąż poszedł do sklepu po nagrywalne DVD i nie będzie go przez dłuższą chwilę.” A więc ocalenie! Szybko zahibernowałem notebooka i wyprysnąłem z mieszkania Joli o mało co nie wywracając się na schodach.
A biegnąc, myślałem o jej mężu. Boże! Co za frajer! Co za cholerny frajer! Przecież teraz zamiast nagrywalnych DVD lepiej jest kupić pendrive’a!”