Dwóch panów w szafie

Pisze do nas hydraulik, pan Jerzy Rurke z Wodzisławia:

“Robota jak robota panie – zlew zatkany i cieknie, zleceniodawczyni milutka i niebrzydka, ale śmieszka taka, że co powiem to aż się skręca od perlistego chichotu. Ja wchodzę i mówię, że do tej zatkanej rury przyszedłem a ona w śmiech, ja mówię że pewnie jest problem z kolankiem – ona chichocze, a już jak wyciągnąłem klucz francuski to o mało się nie popłakała. Ale ja panie fachowiec jestem i robota u mnie – rzecz pierwsza. Zlew przepchałem (a ta mi za plecami co i raz parska), kolanko przeczyściłem i gumki przy kranie wymieniłem (tu chichot stał się nawet bardziej rubaszny) i mówię do szefowej: szefowa, to będzie jakieś trzy stówy. 

   Na chwile przestała się śmiać. Szuka po kieszeniach, w torebce, w szufladach ale coś widzę, że już jej się w tych oczach dużych, niebieskich na powrót figlarne ogniki zapalają. I mówi do mnie: och, pewnie w kieszeni koszuli pod swetrem schowałam – i raz, dwa – sweter ściąga. W koszuli oczywiście nie było, więc wymyśliła, że pewnie w staniku ukryła (a tak na pierwszy rzut oka to nie tylko trzy stówy ale całą kasę zapomogowo-pożyczkową mogła tam upchać). Nie było. Nie było również w skarpetach, za podwiązkami i w wewnętrznej kieszeni majtek.

   “A może by mi pan hydraulik pokwitowanie wystawił?” – zapytała przymilnie kręcąc na paluszku jeden z blond ondulowanych loków i parskając lekko na słowo “wystawił”. No to ja, nie czekając, zacząłem szukać bloczka z pokwitowaniami i nie minęły dwie minuty (na pewno. Na pewno zaśmiałaby się na słowo “minuta”) jakeśmy w jej, na różowo urządzonej sypialni, przerabiali na dwa głosy podstawy hydrauliki.

   No i takie moje szczęście zezowate, że akurat wtedy musiał wrócić niespodziewanie jej ślubny. Ale coś się długo męczył z zamkiem więc zdążyłem jeszcze zgarnąć służbowe ciuchy, torbę z narzędziami i myk – do szafy. Zwinąłem się w kłębek w rogu pod płaszczami i siedzę cicho.

   A tu nagle – drzwi się od szafy otwierają (odruchowo ścisnąłem klucz, zerówkę) ale zamiast odgłosów awantury pochlipywanie tylko słyszę. I po chwili do szafy wchodzi facet, z teczką i pod krawatem, kuca w przeciwległym rogu (pod sukienkami) i pociąga nosem. Co jest? – myślę. Żal mi się człowieka zrobiło bo maże się, łzy w mankiet wyciera i tylko patrzeć jak sobie kościółkowy garnitur z tego wszystkiego osmarka.

   Podaję mu chusteczkę i pytam: “Panie, co panu?”.  “Eeee tam…” – odpowiada wzdychając ciężko i znowu w szloch. “No nie maż się pan! Bądź pan mężczyzna!” – próbuję dalej ale gość tylko załkał, głowę między kolana wsadził i paznokcie zaczął obgryzać. W końcu odetchnął nieco, popatrzył na mnie spode łba (ale tak jakoś bez złości, z wdzięcznością nawet) i mówi drżącym głosem – “Panie, mnie to chyba żona zdradza…”. “A gdzieee tam, coo paaan…” – mówię uspokajająco – “wydaje się panu pewnie. Kryzys taki, małżeński, pan przechodzisz albo masz pan kompleks wieku średniego” – zabłysnąłem wiedzą fachową, pozyskaną z kolorowych tygodników. “To minie panie, jak sen złoty i jeszcze się pan będziesz z tego śmiał. A propos “złoty” – trzysta złotych się należy za kran i umywalkę”.

   Uśmiechnął się blado, nosa rękawem obtarł ale jakby się lekko rozpogodził. Trzy stówy z portfela wyjął. No to ja, żeby go jeszcze trochę pocieszyć, wyciągnąłem flaszkę, co to ją zawsze w torbie noszę i przepiliśmy bruderszafta. Edek mu było. “Edek” – mówię – “ty się nic nie martw. Żonę masz w porządku, zlew już w kuchni nie cieknie, za oknem ptaszki śpiewają – ja ci mówię, selawi jest piękne!”. Przepiliśmy. “Jurek!” – mówi on – “Mordo kochana! Nadzieję mi wracasz! Bo mnie już tak życie między palcami zaczęło przeciekać!”. Przepiliśmy. Znowu przepiliśmy. Zaśpiewaliśmy “sokoły” i “gdybym miał gitarę” i potem musiałem już lecieć.

   Tylko, że francuza pod zlewem zostawiłem i będę się musiał tam kiedyś wrócić.”

Skomentuj

Kategorie

Instagram