Moja Miranda żyje na wyspie – wyspie w nocy stającej na palcach
by wystawić czuprynę lasu na miękki dotyk burzy
wtedy kwitnie jej łono. Gdy się patrzy z łodzi
od samego konturu czuje się boleśnie
każdą skałę przybrzeżną szarpiącą poszycie
wszystkie wręgi kadłuba jak złamane żebra.
Kiedy burza odchodzi, sine błyskawice
kręcą jej mokre włosy elektrycznym palcem
wtedy kwitnie jej łono. Wtedy toną łodzie
a wyspa otrząsa się z deszczu jak zmoczony pies
Pod płaszczem mgły o świcie zostają na brzegu
ciała ryb, krabów, książąt i morskich potworów
mniej znaczących w tej chwili niż ja
kropla deszczu
schowana przed porankiem w jaskini jej pępka.