Plotka zatrzęsła osiedlem z siłą jasnego gromu:
Dreptak ze szwagrem w piwnicy budują zderzacz hadronów!
Ponoć dozorca ich widział, wracając wieczorem od córki
jak potajemnie znosili rury, przewody i rurki,
baniaki jakieś, druty, moc papierowych toreb,
termos, kanapki z serem oraz kuchenny taboret.
(taboret, jak potem w śledztwie zeznała Dreptak Eugenia
miał służyć by w razie odkrycia móc przysiąść ze zdumienia).
Przez tydzień z ciemnych piwnic słychać było stukanie,
potem przez tydzień skrzypienie, przez tydzień bulgotanie,
aż wreszcie huknęło zdrowo, a cieć Papućko Jerzy
orzekł że pewnie Dreptak z sukcesem wreszcie coś zderzył,
że on to zna się na tym (bo wszak jest starą kadrą),
i że na słuch to niechybnie musiał być spory hadron.
Na dalszy ciąg tej historii nie trzeba było czekać:
Dreptak wyleciał z piwnicy śpiewając na glos “eeureeeka”
(z melodią trudno uchwytną, gdy przez osiedle bieżał –
– muzycznie coś między “sokoły”, “sto lat” i “czy ci nie żal”).
A nazajutrz ludność miejscowa jednogłośnie rzekła, że z powodu
tego zderzacza Dreptak ich w rozwoju posunął do przodu
i że skoro, jak sie mówi, hadron nie rozsadza nazajutrz czaszki
będą teraz kupować u Dreptaka jego słynną hadronówke na flaszki.
A o skutki okolicznych zderzeń niech sie martwi PZU i władza
bowiem wolność badań naukowych na tym właśnie się w skrócie zasadza.