Koniecznie wytrawne. Takie które patrzy
Orzechowymi oczami kiedy pośród wiosny
Stoi się na cmentarzu. Które wrzący olej
Wlewa prosto do gardła. Takie które parzy
Po którym się obudzisz krzesząc iskry z oczu
I układając z dymu blade aureole
A gdy się śni przez miasto wszędzie tli się ogień
Jasnopomarańczowy. Taki właśnie. Owszem.
I trwa to godzinami póki nie przyjadą
Strażacy codzienności póki nie przeważy
Szali kolejna minuta. Jakaś szarość, bladość
Aż do wieczornych fuksji kiedy się zamarzy.
W tęczach małego kieliszka drży amontillado
Najzupełniej wytrawne. Takie które parzy.