Popatrz: płonę. Zaplatam w koński ogon
setki małych płomieni. Jak biała kometa
obracam twarz ku słońcu ale włosy skręcam
w cieniste i purpurą podszywane złoto.
W piwnicach miast niewidzialnych ktoś lakieruje kamienne
posadzki, ktoś lukruje tysiącletnie skały
nie wiemy po co. Pewnie po to żeby ciut osłabić
wszystko co w nas skaliste i pierwotne. Ciemne.
Widać to z okien taksówki: na wilgotnym bruku
ślizga się światło neonów wielobarwnym błyskiem
zaciekawione zagląda w ślady moich butów
i tonie w kroplach deszczu lub gromadzi wszystkie
właściwe sobie tysiące delikatnych ukłuć
w spadającym na czoło wąskim snopie iskier.