Jestem dziś cały we freudowskich pomyłkach
które wyciągam zewsząd jak strzępki kociego futra
zupełnie jakbym o świcie tarzał się nieprzyzwoicie
po mrocznych, szerokich parkietach
moich zwierzęcych sawann
Sutki takich pomyłek są całkiem nieoblizalne
bo po pieprze gdy zacznę to nie mogę przessać
i mogą mnie w końcu wyrzucić z mojej ciepłej pośladki
za poplątane myśli i rozbierane oczka
Nie zatrzymają tego ni znaki przystanikowe
ni żadne inne kordony – trzeba się potykać
z samym sobą o słowa kiedy język staje
kołkiem i wtedy kiedy sił nie staje
żeby od rozmarzenia powrócić do zadań
A nawet gdy się uda to podstępne dłonie
pachną nie wiedzieć czemu
namiętnie i ciężko