Jeszcze dobrze pamiętam jaszczurkę Twej dłoni
grzejącą się o brzegi mojej linii życia
i małą żyłkę błękitną jak lufcik do nieba
na skroni zachodzącej w żółtym świetle świecy
Byliśmy wtedy w tańcu na czujnie trzeszczącej
piątej klepce parkietu. Zmieniając melodie
wybijaliśmy z rytmu pobliskie zegary
a Twój sweter stuoki kazał mi się martwić
tym jak długa jest droga do siedziby byka
Aż zbielały nam chmury. A przecież o świcie
jesteś dla mnie zagadką, słupkiem chińskch liter
którymi mówi do mnie nieznany kaligraf
pod pobladłą świetlówką Twego korytarza.
Teraz napinam nitkę. Z wysokości tonu
można podobno wróżyć jak jesteś daleko.