Po pierwsze musi być piękna. A poza tym
musi częściej niż inne patrzeć w stronę nieba
mrużąc zabawnie oczy. Nic więcej nie trzeba.
Na takiej twarzy słońce spisuje poematy
drobnym drukiem by czytać je z bardzo bliska, żeby
nikt daleki nie dostrzegł tych słonecznych wersów
biegnących od policzków, przez szyję, ku sercu
pędzących smukłym ramieniem i skaczących w niebyt.
Dobrze musi być zimą, przy ciepłym kominku
na futrze białego niedźwiedzia lub na kocu w kratę
czytać je w blasku ognia, linia za linijką –
– na gładkiej, pachnącej skórze słowa piegowate
spinające kunsztowną, rozgrzaną zapinką
zielone dni wiosenne z rozpalonym latem.