A u mnie jest odwrotnie. Moje łóżko pachnie Saharą
i suchymi wodospadami piasek spada mi na podłogę.
W moim łóżku śpi skarabeusz, więc kulisty, świetlisty ogień
daje teraz dobrze zarobić producentom czarnych okularów.
Parzę dla ciebie herbatę pod namiotem z cieniutkiej kołdry
czekając kiedy nadejdziesz. Słuchając białego piasku
będę wiedział to wcześniej. Lecz teraz ścielę na płasko
ziarenko koło ziarenka. Wiem – powiesz że jestem niemądry
lecz ja układam pustynię by (gdy Cię na niej położę)
otuliła Cię ciasno razem ze mną. Jak kokon.
Ja, Sahara, Ty – w środku. Pustynno-ludzki pierożek
z Tobą złapaną w całości i zapieszczoną głęboko
w wietrze co wczesnym wieczorem wieje akurat od morza
i znika za horyzontem. Przy krańcu pustyni (na oko).